Rozdział 20. - Sekrety wychodzą na jaw

94 12 40
                                    

Poznań, 1856 r.

Amelia była tego dnia u krawcowej. Przymierzała kreację zamówioną specjalnie na ślub i wesele Oliwii; skromna, kremowa suknia z muślinu idealnie pasowała na ubiór druhny, podkreślając urodę Amelii, ale nie przyćmiewając przy tym panny młodej. 

Chmielińska właśnie wracała do domu, kiedy dostrzegła coś, co przykuło jej uwagę.

— Zatrzymaj się — powiedziała do powożącego służącego, a sama — wraz z towarzyszącą jej Marią Anną — z ciekawością wyjrzała za wolant, po czym zwinęła dłonie w kułak z oburzenia. 

Jej ojciec przechadzał się pod rękę z jakąś kobietą. Widziała go wyraźnie, choć nie był zbyt blisko powozu.

To musi być jego kochanka — pomyślała Amelia ze złością. — A więc tak wygląda kobieta, która zatruwa życie naszej rodziny — dodała, patrząc się na jej czarne włosy i szczupłą talię, która mogła zawstydzić nawet młode dziewczęta, w tym samą Amelię.

— Co się stało? — spytała Maria Anna, patrząc w tym samym kierunku, co jej siostra. Pan Chmieliński jednak znikł już za rogiem jednej z kamienic.

— Nic — burknęła Amelia. — Możemy jechać — odparła i służący trzasnął z bicza. Powóz ruszył, jednak panna Chmielińska wciąż miała przed oczami tamtą ulicę, tamten moment... Zachowywali się zupełnie jak małżeństwo. Amelia zastanawiała się, czy nie powiedzieć o tym mamie, ale stwierdziła, że nie ma sensu ją tym kłopotać; zapewne zaczęłaby się martwić jeszcze bardziej.

Postanowiła więc wymierzyć sprawiedliwość samodzielnie...

***

Józek zapomniał już, jak przyjemnie jest być bogatym. Odkąd pięć dni temu wrócił z Paryża, próbował znaleźć sobie nowe lokum — dopiero niedawno natrafił na to idealne. Średniej wielkości mieszkanie w kamieniczce z pięknymi marmurowymi gzymsami. To właśnie one urzekły Halczyńskiego do tego stopnia, iż postanowił je kupić.

Od jakiejś godziny mógł chwalić się tym, że był jego właścicielem.

Pomyślał, że gdyby nie to, że tak czy tak musiał wyjechać, to zamieszkałby tam z Amelią. Urządziłby jej piękny buduar z meblami w stylu biedermeier, który tak uwielbiała, i z szafą pełną najpiękniejszych sukien, które to zrzucałaby dla niego w nocy; kupiłby jej całą szkatułę najróżniejszej biżuterii, którą chwaliłaby się swoim przyjaciółkom. Dostałaby wszystko, czego by zapragnęła.

On zaś miałby dobrą pracę jako lekarz, pieniądze i powszechny szacunek u ludzi, piękną oraz inteligentną żonę, a także - w nieco dalszej przyszłości - gromadkę dzieci.

Józef westchnął. To było zbyt piękne, by kiedyś mogło się spełnić...

***

Następnego dnia udał się do Chmielińskich. Mimo iż nie potrzebował już pieniędzy, to był jedyny sposób (pomijając schadzki gdzieś na mieście) na spotkania z Amelią. Ponadto, Halczyński zdawał sobie sprawę z tego, iż teraz, skoro posiadał już pewien majątek i możliwość zapłaty czesnego oraz zapewnienia Amelii dogodnego życia, należało ustalić z nią szczegóły ich ucieczki.

Józef nieśmiało zapukał do drzwi. Bał się, że otworzy mu pani Chmielińska; ostatnimi czasy wyglądała tak blado i marnie, iż ktoś postronny mógłby uznać, że to szkielet obleczony w ludzką skórę i ubrany w suknię. Niepokoiło to niemalże wszystkich. Józek obawiał się, że to z jego winy, że pani Anna dowiedziała się o uczuciu pomiędzy nim a Amelią oraz o planie ucieczki i zamartwiała się tym, iż straci córkę.

GuwernerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz