Rozdział 19. - Pod Aspern

83 11 24
                                    

Obóz pod Wiedniem, 1809r.

Zbigniew czujnie rozejrzał się wokół i, upewniwszy się, że w pobliżu nie ma nikogo znajomego, otworzył list od ojca.

Łachnowice, 5.02.1809r.

Drogi synu!

Muszę Ci powiedzieć, iż srodze się na Tobie zawiodłem. Jaki człek wstępuje do wojska, by potem starać się nie zabijać wrogów? Toż to lepiej byłoby dla Ciebie, jak i dla mnie, gdybyś nigdy się tam nie zaciągnął i nie kalał w ten sposób naszego szlachetnego nazwiska. Skoroś jednak się już zapisał, to tam siedź, ponieważ dezercja jest większą hańbą dla mężczyzny honorowego (jakim tuszę, iż jesteś) od nicnierobienia i zbijania bąków na czynnej służbie. W ten sposób możesz się chociaż uczyć, patrząc na innych. Oraz, oczywiście, jesteś względnie bezpieczny; mam bowiem nadzieję, iż wiesz, że dezercja jest karalna.

Uprzejmie donoszę, iż u mnie wszystko w porządku. Przedwczoraj kończyłem żniwa. Wtedy to podszedł do mnie Józek od Halczyńskich i zapytał, czy przypadkiem w czymś nie pomóc. Mówię Ci — złoto, nie chłopak. Tym razem akurat odmówiłem, bom kończył, lecz podczas Twojej nieobecności jest dla mnie olbrzymim wsparciem. Co jak co, ale przyjaciół to Ty umiesz dobierać.

Powiedz mi — czy w tej Austrii również panuje taka susza jak u nas? Ten rok jest bardzo nieurodzajny. Zwłaszcza, że nasze ziemie leżą na zboczu góry. Jeśli spadnie deszcz, natychmiast on spływa, miast wsiąkać w grunt.

Koniecznie napisz mi, co u Ciebie słychać. Żywię nadzieję, iż od ostatniego listu wziąłeś się do roboty i zachowujesz się, jak na żołnierza przystało.

Tuszę, że już za niedługo będziesz w domu. Tymczasem — do zobaczenia bądź do następnego listu.

Twój ojciec

Zbigniew popatrzył się jeszcze raz na kartkę, po czym zmiął ją i rzucił przed siebie, wzbijając przy tym mały obłoczek kurzu.

Nienawidził siebie za to, że okazał się beznadziejnym żołnierzem. Uważał to za cud, że komendant nie chwycił go za ramię i nie kazał wracać do domu. Myślał, że to wszystko będzie inne... W opowieściach jego przyjaciół wojsko, a zwłaszcza wojsko Napoleona, przedstawiało się jako cudowny twór, dzięki któremu Polska odzyska niepodległość. I owszem — Bonaparte utworzył w 1807 roku Księstwo Warszawskie, lecz Zbigniew uważał iż to jeno namiastka prawdziwego państwa.

Młody Łachnowski nie cierpiał też swojego ojca, przynajmniej w momentach, w których wypominał mu on wszystkie jego słabości. Zbigniew nie wiedział, o co mu chodziło. O to, by zrobić z niego mężczyznę? O to, że żałował wychowania takiego nieudacznika? Czy może o zwykłą złośliwość, do której pan Marek uciekał się dość często? Nie mógł też znieść ciągłego porównania do Józka Halczyńskiego. On miał dosłownie wszystko, co najlepsze: dobrze płatną pracę, gwarancję bogactwa (był w końcu dziedzicem znacznej fortuny) czy piękną narzeczoną, do której swego czasu wzdychało pół okolicy, a ona wybrała akurat jego. Zbigniew tymczasem nie miał nic. No, może poza wątpliwej renomy statusem szeregowca. Nie miał jednak za złe sukcesów przyjaciela. Wiedział, że jeśli istniała jakaś osoba, która by na nie w pełni zasługiwała, to był nią właśnie Józek.

Jedynym człowiekiem, do którego czuł pretensje, był ojciec...

Łachnowski popatrzył się na kulkę papieru, po czym ponownie wziął ją do ręki, starannie wyprostował i schował do kieszeni munduru. Nawet, jeśli jego ojciec bywał niesprawiedliwy, to wciąż pozostawał jego ojcem, któremu należał się szacunek.

GuwernerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz