Odgłos bicia mojego serca myślę, że dało się usłyszeć nawet z parteru. Jeśli mnie nie zobaczą, to wyda mnie serce. Przysięgam, że zaraz wyskoczy mi ono z klatki piersiowej. Mam broń, spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, żeby trzeźwo myśleć i nie poddać się emocjom. Cholera, co mi po tym pistolecie, jak oni zapewne mają o wiele lepszy sprzęt i nie zawahają się go użyć, w przeciwieństwie do mnie.
- Możesz się pospieszyć, kretynie? Nie mam zamiaru tu spędzić wieczności.
- Już idę, chłopie, zluzuj. Złość piękności szkodzi. - Miałam wrażenie, jakby ktoś się uśmiechnął mówiąc to. To raczej nie był szczery uśmiech.
- W takim razie dużo się złościłeś w życiu.
Na tym ich rozmowa się skończyła. Usłyszałam jedynie otwieranie drzwi od pomieszczenia, w którym znajdowałam się ja. Siedziałam pod jedną z półek jak najciszej mogłam. Nagle w pomieszczeniu rozbłysło światło latarek. Proszę, nie zauważcie mnie.
- Dobra, w którym miejscu to znajdę? - Zapytał jeden z mężczyzn.
- Dokładnie tutaj. - Wskazał drugi mężczyzna, klękając na końcu pomieszczenia. Byli daleko ode mnie, więc mogę czuć się trochę bezpiecznie. Podkreślam słowo trochę.
Jeden z nich zaczął podważać panel nożem, tak jak robił to Chris. Zniżałam się coraz niżej, by dostrzec, czego tak naprawdę szukają. Cholera, to ci mężczyźni, którzy szli ulicą, ale nie rozpoznałam w żadnym z nich faceta z klubu, o którym mówiłam. Zdawało mi się. Chyba zaczynam wariować. Spojrzałam na twarz jednego z mężczyzn. Mulat o czarnych włosach i brodzie. Myślę, że miał z 26 lat. Ubrany był w skórzaną kurtkę i glany. Trzymał ręce w kieszeni, jakby zbytnio nie obchodził go mężczyzna, z którym właśnie znajdował się w pomieszczeniu. Spojrzałam na drugiego faceta, tego, który klęczał i siłował się z panelami. Był zupełnym przeciwieństwem swojego kompana. Był blondynem o bardzo jasnej skórze. Ubrany bardzo podobnie do mężczyzny, który nad nim stał.
- Jest, skurwiel nieźle to ukrył.
Spuściłam wzrok na to, co znajdywało się teraz w rękach mężczyzny. Broń, dużo broni. Momentalnie mój wzrok powędrował na panele, coraz więcej broni i biały proszek. Cholera, jeśli to dilerzy, to nie żyję. Patrząc na to, co się tu dzieje stwierdzam, że nie kumplują się z prawem zbytnio.
- Dobra, mniej gadaj, a więcej rób. Pakuj wszystko do torby i się zmywamy. - Oboje zaczęli w powolnym tempie zbierać z podłogi broń i narkotyki, zupełnie się nie spiesząc. Nagle, jeden z mężczyzn, a dokładniej mulat zaprzestał swojej czynności i wyprostował się. Kurwa, czy on mnie usłyszał? Przecież nawet nie drgnęłam, chyba. Starałam się oddychać jak najciszej mogłam.
- Czemu przestałeś? Coś się stało? - Zapytał blondyn.
- Nie, po prostu się zamyśliłem. - Odpowiedział, po czym zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. On mnie wyczuł. Proszę, nie patrz tutaj.
Gdy jego wzrok wędrował w moim kierunku, jego kolega momentalnie wstał, czym uratował moje życie. Dziękuję ci, kimkolwiek jesteś.
- Okej, możemy się zmywać. Aiden będzie wściekły, jeśli się spóźnimy.
To imię wystarczyło, by moje serce przestało bić. Jeśli on ma na myśli Aidena Walsha, to jestem w jeszcze większej dupie, niż myślałam na początku. Idźcie już stąd, proszę. Ciekawe, co z Chrisem. Mam nadzieję, że go również nie zauważą.
Mężczyźni wstali, zabierając torby i po prostu wyszli. W tym momencie poczułam, że napięcie w cale mnie nie opuściło. Opuści dopiero, jak będę bezpieczna w swoim domku. Mam nadzieję.
Poczekałam jeszcze piętnaście minut i wyszłam, jak już nie słyszałam nic podejrzanego. Starałam się iść tak, by żaden panel nie zaskrzypiał.
- Wszystko w porządku, Maeve? Nic ci nie zrobili? Gdzie się ukryłaś? - Zaczął zadawać pytania Chris, a ja byłam w zbyt wielkim szoku, by na którekolwiek z nich odpowiedzieć.
- Chodźmy stąd, proszę. - Powiedziałam słabym głosem.
Bez słowa ruszyliśmy przed siebie, słuchając, czy aby na pewno tajemniczy mężczyźni opuścili dom. Słychać było tylko nasze nierówne oddechy. Skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych i gdy znaleźliśmy się za nimi, czułam się o wiele lepiej.
- Jedziemy już do domu, spokojnie. Nic ci już nie grozi. Niepotrzebnie się na to wszystko zgodziłem. Cholera, Maeve, mogłaś zginąć! - Zaczął panikować Chris.
- Żyję, mam się cudownie. A teraz już stąd odjedźmy, błagam.
Wsiadając do samochodu czułam naprawdę wielką ulgę. Cieszyłam się, że okazałam się profesjonalizmem i nie wydałam nas przy pierwszej lepszej okazji. Można nawet powiedzieć, że byłam z siebie dumna.
- Kurwa, Maeve! Samochód nie chce odpalić! - Zaczął krzyczeć Christopher. No jak już się pierdoli, to wszystko po całości widzę.
- Jak to nie możesz go odpalić? Przecież ostatnio byłeś u mechanika, wszystko było okej!
Mężczyzna bez słowa wysiadł z auta, podnosząc maskę do góry. Stwierdziłam, że nie będę dalej tu bezczynnie siedzieć, więc chwilę później znalazłam się obok niego.
- Nie wygląda mi na to, że gdzieś nim dziś pojedziemy. - Zaczął.
- Jak to? Co się stało?
- Sama spójrz. - Wzruszył ramionami, wskazując mi ręką na kable, które były poprzecinane. Nie no, zajebiście. Utknęliśmy na samym środku niebezpiecznej ulicy, chwilę po tym, jak byliśmy świadkami transportu broni i narkotyków, jeśli tak to można nazwać. Nie pytałam nawet, co dalej. Usiadłam tylko na krawężniku i schowałam twarz w dłonie. Ten dzień nie może być gorszy.
- Hej! Stało się coś? - Usłyszeliśmy nagle pytanie, które było skierowane raczej do nas. Podniosłam się momentalnie z chodnika i znalazłam się przy Chrisie.
- Nie wiem, czy będziesz mógł coś zaradzić. Przecięli nam kable w aucie. - Odpowiedział Chris, patrząc nieufnie na faceta.
- Jeśli chcecie, mogę iść po auto i was zholować. Nie wydacie tyle pieniędzy, bo z tego co wiem to pomoc drogowa bierze bardzo dużo. - Przeniosłam swój wzrok na mężczyznę, który to mówił i nie dowierzałam. Stał przede mną facet z klubu. Jak? To jednak nie wydawało mi się, że go widziałam? Tylko, co on robił z tamtym facetem od broni? Spojrzałam na Chrisa wzrokiem mówiącym, że ma mu nie ufać, ale ten to tylko olał.
- Jeśli byłbyś tak miły i mógłbyś to zrobić, to byłbym ci bardzo wdzięczny. - Odpowiedział Chris.
- Jasne, moje auto jest zostawione parę metrów dalej. Pójdę po nie i zaraz wrócę, okej? - Powiedział mężczyzna, którego imienia nadal nie znam.
- Czy ty jesteś pojebany?! Jesteś na studiach związanych z przestępczością, znasz wiele takich spraw i rozmawiasz na co dzień z zabójcami i się zgodziłeś? Wolę iść na pieszo, niż z tobą jechać. - Odpowiedziałam, lecz nie było to prawdą. Za chuja nie pójdę tą ulicą nawet kawałek sama. Nie jestem aż taka głupia.
- Spokojnie, on nam chce tylko pomóc. To już twój problem, że widzisz wszędzie zabójców. Nie bój się, nie będziesz jechała za mną, jeśli tak bardzo nie chcesz. Jesteś zmuszona jechać z nim. - Odpowiedział , jakby znał go od dzieciństwa. No go chyba pojebało!
- Nie ma mowy, że z nim pojadę. Idę na pieszo, cześć. - Teraz pójście na pieszo wydaję się być o wiele bezpieczniejsza opcją. Zanim Christopher zdążył mi odpowiedzieć, oślepiły nas światła samochodu, który należał do tajemniczego faceta.
- Okej, przyjechałem. Teraz wystarczy połączyć samochody specjalną liną i możemy ruszać. - Powiedział, po czym uśmiechnął się tak, jakby to była dla niego codzienność.
Niech to wszystko będzie tylko jebanym koszmarem, proszę.
******
Jak wam mija dzień, słoneczka wy moje? Trzymajcie się, buzi. <3
CZYTASZ
Illusion
Teen FictionI like your smile honey *** Opowieść przedstawiająca życie, które jest pełne przeznaczenia, a zarazem jest zbiorem wszystkich porażek życiowych. Może to tylko urojenie? Czy tajemniczy mężczyzna z klubu będzie karą czy raczej wybawieniem? *** Zaprasz...