#9: Miłość w czasach przełomu

698 69 197
                                    

Zapraszam Was na podróż w czasie. Muszę powiedzieć, że miałam niezłą zabawę, oglądając stare filmy, słuchając muzyki z czasów moich rodziców i zamęczając wszystkich znajomych 40+, czy intrygi, jakie tu kreaturzę, miałyby rację bytu w PRL.

Kto zgadnie, jak ten wątek łączy się z głównym?


13.03.1989, poniedziałek

Zasypiał na stojąco w tramwaju. Poranny tłok go wykańczał. Pocieszał się, że, nawet gdyby straciłby na chwilę przytomność, tłum i tak utrzymałby go w pionie. Zmarzł na kość na przystanku. Miał na sobie tylko lekki płaszcz. Ogrzewanie nie działało, ale nie było to problemem w dusznym powietrzu, skraplającym się na zaparowanych szybach.

Z całych sił próbował odgrodzić od tłumu siedzącą przed nim kobietę. Był jak mur przyjmujący na siebie wszystkie kuksańce. Tramwaj zazgrzytał, pokonując skrzyżowanie. Ktoś wepchnął mu kant teczki pod żebra. Zaklął pod nosem, próbując utrzymać się na nogach, by nie stratować najdroższego skarbu, który nie doceniwszy starań, spojrzał na niego z wyrzutem.

— Grzesiu — szepnęła karcąco, potrząsając głową, a pasmo jasnych włosów wymknęło się spod spinki i opadło na czoło.

Ciągle nie mógł uwierzyć, że najpiękniejsza studentka w akademiku zgodziła się zostać jego Madzią, potem jego narzeczoną, a od pół roku nosiła już na palcu obrączkę. Zły humor pierzchnął, gdy tylko na niego spojrzała. Miała najpiękniejszy uśmiech na świecie i morze spokoju w oczach. Zakochał się w nich od pierwszego wejrzenia. Działała na niego kojąco.

Kochał ją całym sercem. Nieba by jej uchylił, a gdy powiedziała mu, że spodziewa się dziecka, jego szczęście osiągnęło orbitę. Zaraz jednak z niej zleciało i zaryło o glebę pod wpływem ponurych myśli o przyszłości. Mieszkali w szpitalnym hotelu pracowniczym, gdzie jego żona cudem ubłagała mały, zatęchły pokoik. Cudem, bo tak naprawdę jej się nie należał. Nie była jeszcze lekarzem. W zeszłym roku skończyła medycynę i właśnie odbywała obowiązkowy staż podyplomowy, przygotowując się po nocach do egzaminów. Wiedział, że je zda, była najlepsza, ale dopóki ich nie miała, nie mogła zacząć formalnie pracować bez nadzoru lekarzy, czyli nie przysługiwał jej pokój pracowniczy. Magda jednak była zdeterminowana i do tej pory pisała do naczelnika, dyrektora szpitala i dziekana, a nawet do pierwszego sekretarza, dopóki się nie ugięli czy zlitowali. Efekt był taki, że mieli dla siebie siedem metrów kwadratowych, wspólną kuchnię i łazienkę na korytarzu. Podziwiał ją za ambicję i determinację, ale wiedział, że tak dłużej nie mogą żyć.

Musiał zabrać Magdę z tej nory. Nie zasługiwała na takie warunki. Zwłaszcza teraz. Zacisnął szczęki. Przecież była w ciąży. Cieszył się. Wiadomo. Cieszył jak głupi, ale... jeszcze nikomu nie powiedzieli. To był początek trzeciego miesiąca, jeszcze nic nie było widać, a Magda uparła się, żeby powiedzieć rodzicom dopiero przy Wielkanocy. To już za dwa tygodnie. Musiał coś wymyślić do tego czasu, inaczej teść zarzuci mu, słusznie zresztą, że nie zapewniał ich córce godziwego życia. Magda zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Była taka dobra, zawsze radosna i uśmiechnięta. Nie złorzeczyła, gdy musiała biec przez cały korytarz do łazienki, wymiotując co rano. Nie złościła się, gdy rozciągnął nad ich łóżkiem sznurki, żeby mieli, gdzie suszyć pranie. Była aniołem. Nie wiedział, co zrobił w życiu dobrego, że na nią zasłużył.

Gdyby dostał etat w FSO na Żeraniu, może mieliby szansę na hotel pracowniczy w tamtych okolicach? Magda miałaby dużo bliżej do pracy do szpitala Praskiego. Nie musiałaby spędzać w tramwajach godziny, tak jak teraz, jadąc ze Starego Mokotowa. Pokój, który im przydzielono, był na tyłach Szpitala MSWiA.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz