Pierwszy raz w Syndromie jest zagraniczny kawałek. Ten tytułowy wiatr w oczy będzie wiał z (lub do) wielkiego świata, a to zobowiązuje. Zapraszam ponownie w odwiedziny do 1989 roku. Tęskniliście za Grzesiem?
01.06.1989, czwartek
— Co pan powiedział?
Pytanie zawisło w powietrzu w przeciwieństwie do kropelek śliny, które hojnie obryzgały blat i leżący na nim otwarty indeks. Docent Marchwicz patrzył wyczekująco przez szkła grube niczym denka musztardówek na siedzącego przed nim studenta. Jego tweedowa marynarka była wypchana na łokciach. Wrażenie to potęgował fakt, że docent siedział z zaciśniętymi pięściami wspartymi po bokach na biodrach, jakby już chciał się poderwać zza biurka i zakończyć ten egzamin przez spektakularne wyrzucenie studenta za drzwi.
Grzegorz skupił wzrok na zegarku marki Quartz. Próbował nie patrzeć na sekundnik, który o ile wcześniej nienaturalnie zwalniał, niemal stojąc w miejscu, teraz ruszył z kopyta. Relatywizm czasu podczas ostatniego egzaminu na studiach był dla Grzegorza niezbadanym zjawiskiem. Najpewniej poświęciłby mu więcej uwagi niż zmechaconemu kłaczkowi u rękawa marynarki docenta, ale ten rozpoczął zaskakującą tyradę:
— Doprawdy, sądziłem, że egzaminując dorosłych ludzi na ostatnim roku, nie będę spotykał się z baranami! — Docent przejechał dwoma palcami po wąsie nad górną wargą. — Czy pan sobie kpi? — Spomiędzy jego warg prysnęły kolejne krople śliny. Zapaskudziły indeks Grzegorza. — Pan opowiada o alokacji zasobów na rynku konkurencyjnym? W gospodarce centralnie planowanej!? Już za samo to powinien pan stąd wylecieć! Z tego egzaminu! Z tej uczelni! Prosto za kraty! Za takie myśli powinien pan zgnić w więzieniu!
Żyłka na łysym, spoconym czole docenta zaczęła niebezpiecznie pulsować. Grzesiek spłonił się cały, z uszami włącznie, a jego koszula zrobiła się nieprzyjemnie mokra pod pachami.
— Panie docencie, ustrój się zmienia...
— Nic się nie zmienia! Tacy wichrzyciele każdy system rozkradną! Tacy cinkciarze! Tacy bumelanci! A won mnie stąd!
Rąbnął indeksem o stół, wskazując drzwi. Indeks zatoczył się niebezpiecznie blisko kawy w szklance z metalowym koszyczkiem, prześlizgnął się obok tarczy telefonu i wylądował pod stopami Grzegorza.
— Panie docencie? Przecież sam pan mówił, że egzamin to twórczy konflikt...
— Twórczy konflikt wykształconych ludzi na poziomie! — dokończył z pasją docent Marchwicz. — A pan żeś jest hołota! I póki ja tu jestem, żaden bumelant nie skończy z dyplomem tej uczelni!
Grzesiek schylił się po indeks i czmychnął do drzwi, obrzucany inwektywami docenta. Postanowił sobie, że jeszcze tego samego dnia złoży odwołanie do dziekana. Wyszedł z pokoju docenta na niewielki korytarz wypełniony studentami.
— No i co? I co?
— O co pytał?
— Czymś go tak wkurwił? Przecież teraz ja wchodzę...
Chmara studentów zaatakowała Grześka. Spoceni młodzi mężczyźni w marynarkach z tworzywa sztucznego przeciskali się, próbując czegoś dowiedzieć. Machnął ręką i rozpierając się łokciami, doszedł do drzwi. Wyszedł na zalany słońcem dziedziniec uczelni. W uszach mu szumiało od nadmiaru emocji i oszołomienia. Spędził tu pięć lat! Pięć kopanych lat! Gdy rano szedł na ostatni egzamin z gospodarki centralnie planowanej, towarzyszyło mu przyjemne uczucie lekkości i nostalgii za uczelnią. Zdążył się z nią pożegnać. Zbyt wcześnie i prawdopodobnie na stałe. Miał wyznaczony termin obrony pracy magisterskiej za dwa tygodnie. Ten egzamin to była czysta formalność. Przepytywał go docent o liberalnych poglądach, zachęcający studentów do samodzielnego myślenia, dyskusji i dzielenia się efektami w długich esejach, w życiu nie przypuszczał, że mógł być UB-ek! Że też dał się tak podejść. Jak dziecko. Obiecał sobie, że już nigdy nie da się oszukać, że od tej chwili, to on będzie oszukiwał.

CZYTASZ
Syndrom [Teoria chaosu 1]
General FictionDziewczyno! Tak ty, do ciebie mówię! Jak masz na imię? Zresztą nieważne. Kiedy znikniesz, twoje imię przepadnie razem z tobą. Zapomnij o dawnym życiu, bo ono już zapomniało o tobie. Nie masz dokąd uciec. Jest tylko tu i teraz. W jednej chwili jej n...