#14: Bilet do lepszego świata

485 59 67
                                    

Zapraszam na kolejną podróż w czasie.

W mediach Kazik. Czasy się zmieniają, ale on ciągle śpiewa protest songi.


04.06.1989, niedziela

— Grzesiu, ja chcę spać!

— Ale Madziu, dawno nie byliśmy u twoich rodziców na obiedzie.

— Ugotuję coś potem.

Ziewnęła, przyciskając poduszkę do głowy. Przykryła się cienką pierzyną i odwróciła na bok. Grzesiek chciał pozwolić jej odpocząć, ale naprawdę musiał zobaczyć się z teściem. W najgorszym razie pójdzie rozmówić się z nim sam. Miał tylko nadzieję, że nie wyrzucą go za drzwi, zanim przedstawi, z czym przyszedł. Przestał się gapić na śpiącą Magdę, założył białą koszulę na szerokich ramiączkach i zarzucił koszulę z krótkimi rękawami. Podrapał się po policzku. Dwudniowy zarost drapał nieprzyjemnie. Powinien się ogolić.

— Grzesiu, a dlaczego ty chcesz iść do moich rodziców?

— Powinniśmy zacieśniać więzy rodzinne...

— Z moim ojcem? Nie wiedziałam, że jesteś taki głodny.

— Nie jestem głodny.

Magda świdrowała go wzrokiem. Za dobrze go znała i nawet rozespana, zwietrzyła podstęp. Musiał odwrócić jej uwagę.

— To znaczy jestem głodny, ale nie na schabowe twojej mamusi. Wolę schrupać jej córeczkę!

Madzia zapiszczała, a ich wysłużona wersalka jęknęła głośno, gdy wskoczył do łóżka. Jej rozczochrane włosy, półprzymknięte oczy i rozchylone usta niesamowicie go nakręciły.

Dwie godziny później Magda była już we fiołkowej sukience. Wyglądała cudownie. Grześka szczególnie cieszyły rumieńce na jej policzkach. Był dumny, że się do nich przyczynił. Złapał żonę za rękę, a ona uśmiechnęła się pokrzepiająco. W łóżku wyjaśnił jej, że skoro skończył studia, mógłby dorabiać nocami jeżdżąc taksówką, gdyby tylko ojciec Magdy pożyczył mu samochód.

Nie zdążyli nawet zapukać do drzwi, bo teściowa już na nich czekała. Zjedli zupę w spokojnej atmosferze. Magda z matką szczebiotały o ciąży, a jej ojciec rozpływał się w zachwytach, że jego córeczka została pełnoprawnym lekarzem, zdając przed kilkoma dniami lekarski egzamin państwowy. Przy kotlecie temat zszedł na politykę i na wybory oczywiście. Nastrój podniosłej nadziei udzielał się wszystkim, a nazwisko Wałęsy było odmieniane przez wszystkie przypadki. Teściowa podała kawę i makowiec, a Magda zagaiła ojca o samochód.

— Tak, bo pomyślałem... — Odchrząknął Grzesiek, próbując nie zadławić się makowcem. Jednak się zakrztusił.

— Grzesiek chciałby pojeździć na taksówce, żeby dorobić. — Dokończyła za niego Magda, bo Grzesiek rozkaszlał się na dobre.

Teść miażdżył każdy kęs ciasta z taką siłą, jakby było ze stali. Grzesiek popił kawy i spojrzał na niego, sondując emocje. Teść opróżnił swoją filiżankę, odsunął się od stołu.

— Grzegorz! Niech kobiety dokończą kawę. Nam już tych frykasów wystarczy. — Sapał, wychodząc na balkon. Sięgnął do kieszeni po paczkę Klubowych, patrząc jak Grzesiek, wlókł się pod drzwi. Wyszli na zalany słońcem balkon. — Nie płacą ci w tym FSO? — zapytał wprost.

Grzesiek oblał się potem. Tłumaczył sobie, że to przez upał, nie nerwową atmosferę.

— Płacą, płacą. Po prostu chciałem... Dla Magdy chciałem, żeby lepiej miała. Obiecywałem panu, że wszystko dla niej zrobię.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz