Kiedy Polak czegoś chciał i wiedział, że MOŻE to coś osiągnie, to stawał się irytujący jak mucha, lub pchła. Właśnie dlatego Prusy szybko skapitulował i poszedł porozmawiać z Westem w sprawie zabrania Polaka do Warszawy.
Nie, żeby ten miał jakieś argumenty przeciw. Jego starszy brat miał robić za szofera starszemu krajowi, który w przeciwieństwie do niego wciąż jest na mapie. I Prusy nie będzie mu ciągle paplał o niewiadomo czym. Cudowne wyjście dla wszystkich... No może oprócz albinosa. Ale ten nie może nawet użyć wymówki, że ma coś do zrobienia. Oczywiście z racji nie istnienia na mapie świata.
Wielce oburzony, mamrotał pod nosem niemieckie przekleństwa pod adresem długowłosej pchły odzianej w niezwykle irytujące (według niego) niskie obcasy.
Tak było, aż nie wpadł na Francję. Nie dosłownie na ich szczęście, gdyż ten ubrany w biały garnitur chodził z kieliszkiem wina w prawej dłoni. Białowłosy natomiast po pozbyciu się czarnej jak sfastyka na fladze Trzeciej Rzeszy marynarki chodził w białej, jak górna część polskiej flagi, koszuli. A obaj z autopsji wiedzieli, że po bliższym spotkaniu z ciemnoczerwonym napojem dane części garderoby będą do wyrzucenia.
'Coś się stało, mon ami? Zwykle z twych oczu nie wyskakują błyskawice.''To wszystko przez tą pchłę. Wyrobił mnie w szoferowanie. A West jeszcze się zgodził!' zagrzmiał 'A ja go wychowałem!'
'Komu szoferujesz? Polsce?'
'Tak.'
'Ale czemu? Co mu jest?'
'Złapał coś od Węgier. Grypę, czy inne przeziębienie. Ale zemdlał w łazience i Japonia go znalazł.' przewrócił oczami 'I nie dość, że zjadł mi paczki, to jeszcze wrobił w szoferowanie!'
'Raczej nie masz nic lepszego do roboty.' delikatnie przypomniał blondyn pijąc swój napój 'Poza tym, jak zemdlał, to znaczy, że jest dość poważnie. Zdrowie na jak koń.'
'Szkoda tylko, że jak w końcu zachoruje, to o siebie kompletnie nie dba.' nagle zaczął parodiować zielonookiego 'I co z tego, że jestem chory? Totalnie mogę zdobyć Gdańsk, wziąć ślub, generalnie podbić Moskwę i jeszcze totalnie wpadnę na ciasto do Oleny, bo czemu generalnie nie?'
Francja zgiął się że śmiechu
'Masz szczęście, że go tu nie ma.' powiedział kraj bagietek, nie zauważając wielkiego cienia, który pojawił się za Prusami
Cień dał o sobie znać, wydając przerażające 'kolkolkol' i doprowadzając jedną pełnoprawną nację i jedną byłą do stanu przedzawałowego.
'Powtóżysz to, co mówiłeś o Moskwie?' Rosja zacisnął ręce na ramionach ofiary
'T-to nic t-takiego!' razem z strachem zwiększał się mu ton głosu 'N-n-n-naprawdę!'
'Jesteś pewien, da?'
'J-JA!'
'A ty co myślisz towarzyszu Francja?'
'T-to naprawdę nie było nic takiego.' miłośnik wina za wszelką cenę unikał upiornego spojrzenia Rosji i błagalnego Prus
'To dobrze.' puścił albinosa 'Tak przy okazji, to wiecie może, co się stało Polszy?' dodał znacznie przyjaźniejszym tonem
'J-jest chory.' mimo ciągłego strachu w towarzystwie byłego ZSRR, wiedział, że jak go puścił, to nie planuje go zabić... Chyba 'Zemdlał i w ogóle.'
'Oh. To dobrze.' i tak po prostu odszedł.
CZYTASZ
SUNFLOWER ruspol
Fanfiction||Już od dawna nie kwitnął dębem, ani lnem. W jego płucach zadomowił się za to wielki, zabójczy słonecznik. A jego przeszła miłość do Litwy, czy Ukrainy się drastycznie różniła od teraźniejszej miłości do Rosjanina.||