ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ 6

1.3K 84 23
                                    

Perspektywa Pansy

Siedziałam na parapecie mojego ulubionego okna w Hogwarcie. Czytałam książkę. Mimo, że była mugolska, była świetna. Po chwili przyszła nowa - o ile się nie mylę, Hannah Abott. Dziewczyna przyniosła mi herbatę, sobie zresztą też. Pozwoliła mi wybrać, co dało mi przeczucie że nic tam nie dolała. Pachniała normalnie, i smakowała zresztą też.                      - Wiesz, jestem tu nowa i chciałam znaleźć przyjaciół, więc jeśli myślisz że coś ci tu dolałam, muszę cię zmartwić. Niestety tego nie zrobiłam - odpowiedziała. Była śliczna. Ciemne blond włosy, do ramion, może ciutkę dłuższe, komponowały się wręcz idealnie z jej prawie czarnymi oczami. Była niziutka - może metr sześćdziesiąt, może nawet mniej. Miała srebrne, okrągłe okulary, które troszkę przypominały te Harrego. Mówiono, że powinna być w Slytherinie. Nie wyglądała na osobę niemiłą, wręcz przeciwnie. Szczerze, wyglądała uroczo. Szata była na nią za duża, krawat idealnie zawiązany, a koszula była włożona w spódniczkę, koloru czarnego. Porozmawiałyśmy chwilę, o wszystkim i o niczym. Była czystokrwista, i miała oceny prawie tak dobre, jak te Hermiony. Nawet nie zauważyłam, gdy się do niej podsunęłam, i ją pocałowałam. Hans, bo tak prosiła aby się do niej zwracać, odwzajemniła pocałunek. Odsunęłam się od niej, i uśmiechnęłam. Odwróciła się, twarzą w stronę korytarza, jakby coś sprawdzała. Uśmiech z jej twarzy nie zniknął, a ona zakomunikowała, że musi już iść. 

Po chwili, zauważyłam, biegnącego Nicolasa Black, wraz z Herm na rękach. Z przerażeniem, spytałam co się stało. Odpowiedział tylko 'On tu jest..'. Od razu domyśliłam się, o kim mowa. Poinformowałam Harrego, a sama z Draco ukryłam się tam, gdzie nikt nie mógł nas znaleźć. Hermionę wzięłam na barana, i zabrałam z nami. Niestety - śmierciożercy nas dopadli. Walczyliśmy, ale niestety na marne. Do naszej skrytki, wpadł Sami-Wiecie-Kto, wraz z Chłopcem-Który-Przeżył, rzucając na siebie zaklęcia. Postanowiliśmy mu pomóc. Voldemort, co najmniej 5 razy uniknął Avady. W pewnym momencie, Harry dopadł go, a Ten-Kogo-Imienia-Nie-Wolno-Wypowiadać, umarł. Pogrążeni w radości, przytuliliśmy się, i poszliśmy sprawdzić stan Hogwartu. Cóż. Szkoła była cała, z wyjątkiem jednego okna. Straty w ludziach były ogromne. Lavender Brown, Fred Weasley, Remus Lupin wraz z Nimfadorą Tonks, Vincent Crabbe, Colin Creevey, Severus Snape, Cho Chang, i ku nieszczęściu Harrego oraz Hermiony, Ginerva oraz Ron Weasley. Straty były ogromne, i bolesne. Zgineły również osoby, dalekie nam, których nie znaliśmy. Można uznać, że ród Weasley'ów wymarł. Przeżył Bill, Percy no i George, co znaczy że zostali oni sierotami. Hogwart został spustoszony. Wiele dzieci zostało sierotami, ale należało żyć dalej. Należało ruszyć do przodu, mimo że nie było to łatwe. Opuściliśmy mury Hogwartu z nauczycielami. Dojechaliśmy Hogwart Express do Londynu, i każdy poszedł w swoją stronę. Kątem oka zauważyłam Draco i Harrego przytulających się, idących najprawdopodobniej do Malfoy Manor. Ja z Hermioną, poszłyśmy do mnie. Mój apartament był skromny, ale stylowy. Czarne ściany, zielone dodatki i szary kominek, w którym płomyk światełka już błyszczał. Siadłam na kanapie, a na stoliku obok czekały dwie herbaty, i kanapki na słodko *czy tylko ja kocham kanapki na słodko? Dobra nvm XD*. Zjadłyśmy spokojnie. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Przyjrzałam się cudownym ustom Hermiony. Wyglądały tak całuśnie. Nahyliłam się do niej, a ona przełamała barierę między nami, w postaci około dziesięciu centymetrów. Całowałyśmy się wolno, ale namiętnie. Całowałyśmy się wstając z kanapy. Herm wskoczyła na moje biodra, i złapała mnie za szyje. Intuicja podpowiedziała mi, w którą stronę skierować się do sypialni. Zrzuciłam ją na łóżko. W pośpiechu zdjęła swoją bluzkę, i zaczęła rozpinać moją koszulę. Jej dotyk był palący, a jednocześnie znajomy. Po chwili, wydawało mi się, że całe ciało miałam pokryte w malinkach. Łącznie z szyją, oraz nawet rękoma. Usta Hermiony, znały każdy cal mojego ciała. Czułam się cudownie. Gdy na mojej szyi, tworzyła się nowa malinka, wydałam jęk podniecenia. Po jakimś czasie, usnęłyśmy. Dzień był brutalny, ale cudowny jednocześnie..

𝐛𝐨𝐲𝐬 𝐚𝐢𝐧'𝐭 𝐦𝐲 𝐭𝐲𝐩𝐞 ; 𝐩𝐚𝐧𝐬𝐦𝐢𝐨𝐧𝐞 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz