𝗰𝗵𝗮𝗽𝘁𝗲𝗿 2

2K 119 44
                                    

Perspektywa Pansy
Około 10 obudził mnie dźwięk mugolskiego budzika. Dostałam go kiedyś od mamy, żebym nigdy nie spóźniała się na lekcje. Odkąd stali się śmierciożercami, strasznie mi ich brakuje. Co prawda, rodzice Blaise'a i Draco też są śmierciożercami, ale oni się wtedy zbyt nie zmienili. Popędziłam na śniadanie, wiedząc że muszę coś zjeść. Mimo, że zazwyczaj to ja zmuszałam ludzi do jedzenia, dziś tak nie było. Na stołówce nie było chyba nikogo. Może kilku gryfonów i puchonów, ale stolik Slytherinu był zupełnie pusty. Byłam pewna, że każdy pobiegł do Hogsmade. Ja jednak miałam kolejną sesyjkę z eliksirów,  z Panną Przecież-Ja-Już-Wszystko-Wiem. Choć nie powiem, nauka szła mi całkiem nieźle, i nie mam już Trolli. Przy okazji, poznaję lepiej Granger. Nie żeby mi na tym jakoś szczególnie zależało, a wręcz przeciwnie. Normalnie uczyłabym się z Draco, ale ten ma "korepetycje" z Harrym Potterem. Co tak naprawdę tam robią? Całują się, a potem znowu lądują w łóżku razem. To już serio chore. No ja rozumiem, są parą, i ja zupełnie nic do tego nie mam, ale żeby co drugi dzień, zarywać lekcje tylko po to by się jednym słowem ruchać. Nawet Draco, drugi najlepszy zaraz po Granger w całej szkole, troche opuścił się w ocenach. Niektórzy się cieszą, ale ja jako dobra przyjaciółka - nie.

Dotarłam do biblioteki, gdzie Granger już czekała. Ciemno-brązowe włosy, jasna cera, prawie czarne oczy. Czarne rurki, i sweter Gryffindoru. I gdy tylko zauważyła mój wygląd, wraz z moją bluzą z koronką u góry, i srebrno-zielonym napisem Slytherin, tak jakby zarumieniła się. Co mam na myśli przez tak jakby? Dokładnie to, że miała krwisto-czerwone poliki, które dokładnie było widać na bladziutkiej cerze. Rzuciłam szybkie 'Cześć' i posłałam jej uśmiech. Najmniej fałszywy, jaki tylko potrafiłam. Już nawet zaczęłam wiele łapać, ale i tak niezbyt mogłam się skupić. Widząc twarz moich rodziców, wtedy jak wyjeżdżałam, prawie się popłakałam. Bali się zostać sami. Bali się że On zacznie atakować nawet swoich poddanych, a nawet jeśli, to nie byłby pierwszy przypadek. Zabił wielu swoich współpracowników, że tak to ujmę. Nawet podobno zabił Quirell'a, ale mi nic o tym nie wiadomo.

Zauważyłam, że nieodrywam wzroku od Granger. Co się ze mną dzieje? Wróciłam do przyrządzania Płynnego Szczęścia. Szło mi dobrze - na przygotowanie tego eliksiru potrzeba około miesiąca, a mi jakoś ta wizja się podobała, spędzanie czasu z Herm, było okej. Nie naciskała, tłumaczyła nawet sto razy.

- Może poszłabyś ze mną do Hogsmade? - wypaliłam. Do jasnej cholery, co ja zrobiłam.
- Czemu nie? - odpowiedziała. Nie wierzyłam w jej słowa.
- To co? Najbliższy piątek o szóstej wieczorem przed szkołą? - spytałam.
- Jasne. Chyba na dziś koniec.

Grzecznie pożegnąłam się, i uciekłam do dormitorium w niekontrolowanej eufori.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Jakoś nie wychodzi mi to co dwa trzy dni, ale będę wstawiać kiedy tylko będę mogła. Szkoła i te pierdoły.
W każdym razie, do następnego!

𝐛𝐨𝐲𝐬 𝐚𝐢𝐧'𝐭 𝐦𝐲 𝐭𝐲𝐩𝐞 ; 𝐩𝐚𝐧𝐬𝐦𝐢𝐨𝐧𝐞 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz