Rozdział VI: Dom "Tego"

269 2 0
  • Zadedykowane Natalia Sad
                                    

[Filip]

Światło było oślepiające, wyszliśmy z ciemności i w świetle dnia się pogubiliśmy, tak można to opisać, oczy przyzwyczajone do tych ciemności doznały szoku w kontakcie z jasnymi promieniami słońca, gdy oczy jako tako zaczęły rozróżniać kształty, odwróciłem się i zamknąłem klapę. To wyjście prowadziło do zewnętrznych schodów, znajdowaliśmy się obok miejsca do którego zmierzałem, tamte drzwi musiały zostać spawane gdyż nie było widać przy nich poświaty dnia.

-Moje oczy. - Louis stał i zasłaniał oczy, przyzwyczajenie zajmuje mu dłużej niż mnie znaczy to że jego oczy lepiej dostosowują się do ciemności niż moje, za to jest dłużej bezbronny przy zmianie środowiska.

-Trzymaj się.

-Daj mi chwile.

Rozejrzałem się dookoła, wszędzie walały się jakieś śmieci a drogą była zalana ciałami, z rozbitych okien zwisały na pół przewieszone ciała a krew która z nich spływała już zastygła. To miejsce to gościniec... ostrzeżenie...

-Poprawia mi się już, jest tu coś ciekawego?

-Nic co chciałbyś widzieć...

-W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... co tu się stało?!

-Jak to co? To czyściec. - Głos który rozbrzmiał za nami był szorstki ale brzmiał niezwykle przekonująco, odwróciliśmy się, ja szybkim ruchem, Louis niepewnie za mną.

Przed nami stało dwóch mężczyzn, jeden czarnowłosy z fryzurą "jeżem", był mocno umięśniony i to on najpewniej mówił, ubrany był w stare podarte dżinsy i ciężką kamizelkę bojową oplątaną pasem na którym znajdowały się granaty o małej mocy. Drugi ubrany był w kombinezon noszony przez pilotów wojskowych i czarną czapkę bejsbolówkę spod której wystawały jego kasztanowe włosy lekko spadając na niebieskie zimne jak lód oczy, stali i patrzeli na nas, ten z jeżem bacznie nas obserwował ten drugi wydawało się że zaraz zacznie się śmiać.

-Co jest? - Odezwał się ten o oczach jak bryłki lodu.

-Kim jesteście?

-Nie jest to odpowiedź na moje pytanie, jednakże odpowiem ci na twe pytanie, jestem N... T. - Wydawało się jakby wydłużył to dwie litery tak byśmy je sobie dobrze zapamiętali. - A ten dzikus przy mnie to KW. - Machnął ręką w stronę mięśniaka jakby z pogardą, on w odpowiedzi warknął i zacisnął zęby.

-Mówiłem ci już dziś, wkurwiasz mnie...

-Oj bracie, żeby tylko ciebie...

-Skąd się tu wzięliście? - Nagle Louis zadał pytanie i wszyscy na niego spojrzeli, nawet tamci dwaj nagle urwali swoją kłótnie.

-No tak, zapomniałem o waszej dwójce. - Gdy to powiedział poczułem się zażenowany, czy on w ogóle bierze na poważnie to co się dzieje? - Jesteśmy z dalekiej planety zwanej dachem! Mamy tam... uwaga bo to na serio poważna sprawa... lornetkę. - Nie wierze...

-I co w związku z tym? - Louis zachował powagę.

-Widzieliśmy że tu wchodzicie to i my się przyłączyliśmy, nie jest tu bezpiecznie...

-Tyle to i my wiemy...

-Hej, hej, hej, chcemy pomóc, to co wy na to? - 15:49... nie mamy czasu...

-Jaki jest haczyk?

-Nie ma haczyków... możemy iść razem albo nie, daje wam wybór.

To coś co było w piwnicy... dobrze by było iść większą grupą...

-Zgadzamy się...

-Super, to gdzie idziemy?

-Do szpitala.

Upadek [Stara wersja, przerwana bez odwołania]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz