Rozdział VII: Dzień w którym umarłem

258 3 0
                                    

[Louis]

Ile lat minęło? Sam tego nie wiem... pamiętam jedno, to było w Królewcu, zwykła rozbiórka, konsekwencje ciągną się za mną do dziś...

06:43...

-Ekipa "A" idzie do południowego skrzydła, ekipa "B" północne a ekipa "C" do piwnicy i na strych, każdy wie gdzie ma iść?

-Taa...

-To do roboty panowie.

Należałem do ekipy "A", naszym zadaniem było sprawdzić wszystkie pokoje i piętra w południowej części bloku który był przeznaczony do wysadzenia, gdyby zostały w środku jakieś środki łatwopalne lub dzicy lokatorzy efekt był by okropny.

-Powinni nas nazwać ekipa "AA" nic nie mogliśmy wypić przed robotą, zresztą tak jak teraz...

-Szczepan, ty tylko o jednym...

-Pić mi się chce nie moja wina przecież.

-Butelka z środkiem do przeczyszczania rur.

-Weź ją lepiej, chuj wie co w tym gównie jest.

-Po robocie się napijemy.

-Taa, może ty, ja muszę jechać do żony.

-Już dziś wracasz?

-Tak, tęsknie za dzieciakiem.

-Ja za córką też, no i wnuczką, mały skarbek.

-Zapałki.

-To raczej nic takiego ale weź, przydadzą się.

-Ile wnuczka już ma?

-Niedawno skończyła roczek.

-To trudny wiek, dużo płacze?

-Nie, jest dość spokojna.

-Farciarz, pamiętam jak mój syn płakał, całe noce...

-Ile ma lat teraz?

-Siedem.

-Stary chłop.

-Ha, no prawie jak ty.

-Nie obrażaj mnie, nie jestem taki stary.

Szliśmy dalej śmiejąc się i rozmawiając o rodzinach i wychowaniu dzieci, nie było za wiele rzeczy które musieliśmy zebrać, byli lokatorzy pozbierali wszystko sami.

08:15.

-No chłopcy, dobra robota, teraz musimy rozłożyć ładunki wybuchowe, każdy bierze po 3 i plan budowy, macie zaznaczone gdzie ułożyć i jakie ustawienia zastosować, przy okazji sprawdźcie czy na pewno zebraliście wszystko, wybuch nie odbędzie się do waszego powrotu nie bójcie się.

Dostałem przydział w piwnicy, od strony wschodniej, moim calem była ściana nośna i dwie kolumny utrzymujące ścianę zewnętrzną od strony ulicy. Pierwsze dwa ładunki założyłem bez trudu, zachciało mi się pić, nalałem sobie kawy z termosu, piłem powoli, zacząłem myśleć o mojej rozmowie z Szczepanem, zapominając o bożym świecie, napiłem się kawy bez zahamowań, wrzątek poparzył mi język a ja w bólu puściłem kubek który upadł na plan budynku rozlewając się w miejscu gdzie została ostatnia kolumna, gdy ból minął kawa już wtopiła się na stałe do planu, robiłem wszystko ale zobaczyłem tylko zarys tego gdzie i jak podłożyć ładunek, uznałem że dam rade z tym co widzę... myliłem się, ładunek zawiesiłem po złej stronie.

08:57.

-Louis, wszystko założone?

-Tak.

-Dobrze jeszcze Michał i Krystian wrócą i możemy wysadzać.

-Louis, zaraz fajrant.

-Tak Szczepan, wrócisz do syna.

-A no.

-Michał, wszystko gotowe?

-Tak.

-Widziałem Krystiana?

-Tak zakładał ostatni ładunek.

-Dobra, szykujemy się!

-Jestem szefie.

-Dobra mamy komplet, podłączcie kable!

-Zaraz będzie boom.

-I dobrze mam dość tego miejsca.

-09:04, zaczynamy odliczanie.

-Tak jest!

-10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3... - Czy na pewno wszystko jest dobrze założone? A co jeżeli coś zrobiłem źle?! - 2, 1, wysadzaj!

-Nie!

*Wybuch*

Nikt nie usłyszał mojego głosu, wybuch zagłuszył wszystko, fala uderzeniowa przeleciała z wielką siłą miotając papierami dookoła.

Gdy budynek zaczął sypać się w odpowiednim kierunku, wszyscy zaczęli się cieszyć a ja odetchnąłem z ulgą że to już koniec, niestety myliłem się...

Wschodnia ściana nagle oberwała się i runęła w stronę chodnika, stały tam trzy osoby jeden mężczyzna zdążył odskoczyć, było jeszcze jakieś małżeństwo, nie mieli szansy, mężczyzna owinął się wokół żony osłaniając ją przed upadającymi kawałami ściany, nie dałem rady wiedziałem że to moja wina, pobiegłem tam...

Chciałem ich tylko uratować ale... ściana urwała się jeszcze raz, kawałek trafił we mnie...

Ocknąłem się w szpitalu, obok mnie znajdował się mój szef i lekarz dyżurny rozmawiali ze sobą, skupiłem się z całych sił i podsłuchałem co mówią.

-Ofiary to państwo Polańscy, Hektor i Patrycja.

-Mają rodzinę?

-Tak, syna, Filip Polański, trafił już do wujka.

-A co z nimi?

-Pan Hektor nie przeżył, zmarł na miejscu a pani Patrycja... jest już wiadome że ma nie więcej niż półgodziny, zanim ich wydobyliśmy, nawdychała się za wielu oparów.

-Niech to szlag...

-Wiadomo kto zawinił?

-Nie i najpewniej nikt się tego nie dowie, jest to niemożliwe...

Zabiłem ich...

-Louis! Spójrz na mnie! Nie umieraj!

-Filip... Polański...

-Tak to ja, co z tobą!

-To ja zabiłem twoich rodziców, to ja źle podłożyłem ładunki...

Umilkł, jest w szoku, zaraz wpadnie w gniew, albo mnie zabije albo zostawi mnie tu na śmierć.

-I co z tego? Nawet jeśli to ty, to było lata temu, zaakceptowałem że nie żyją, ty jeszcze żyjesz i nie dam ci umrzeć!

-Filip, spójrz na krew, wiesz co znaczy gdy jest ciemna?

-Urazu doznały narządy wewnętrzne...

-Nie przeżyje tego, tak czy siak...

-I co teraz?

-Trafie do córki i wnuczki...

-Wierny do końca, znowu zostanę sam.

-Nigdy nie byłeś sam, przekonasz się o tym jeszcze, mój pistolet zostawiam tobie.

Zapadła cisza, nie dziwie się Filipowi że nic nie powiedział na to, zostało mi tylko to zrobić.

-Przepraszam za to.

-Nie przepraszaj, gdyby tak nie wyszło pewnie bym nie żył w tej chwili.

-Może i tak, kto wie?

-Nikt tego nie wie.

-Taaak, dzięki za niezapomnianą przygodę.

-Ja tobie też.

A więc idę córciu, mam nadzieje że czekasz na starego wygę.

-Powodzenia Filip.

-Żegnaj.

Już czas, strzelam.......

Upadek [Stara wersja, przerwana bez odwołania]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz