Rozdział 5

4.3K 194 124
                                    


"Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę,
Nie samych zmysłów szukam upojenia,
Ja chcę, by myśl ma omdlała na chwilę,
Chcę czuć najwyższą rozkosz zapomnienia..."
(Kazimierz Przerwa—Tetmajer)


Ostatni dzień wakacji. Harry przekręcił się na łóżku, patrząc w sufit i uśmiechnął się z zadowoleniem. W końcu będzie mógł się spotkać ze swoimi przyjaciółmi. Tak bardzo za nimi tęsknił i miał im tyle do opowiedzenia. Jeszcze tylko jutrzejszy dzień i na kolacji znowu się spotkają. Już nie mógł się doczekać, aby poinformować Hermionę i Rona, że będzie mógł zostać aurorem.

Zmarszczył brwi. Miał nadzieję, że Ron również zaliczył eliksiry na Powyżej Oczekiwań i będą mogli razem chodzić na te zajęcia. Co do Hermiony, to był pewien, że zdała na Wybitnie. Jednak wizja kolejnych dwóch lat spędzonych w lochach nad parującym kociołkiem i Snape'a wygłaszającego swoje złośliwe uwagi na temat jego umiejętności nie należała do najprzyjemniejszych. Miał jedynie nadzieję, że profesor będzie odrobinę ludzki, choć zdawał sobie sprawę, że są to nikłe nadzieje. To, że na jego dodatkowych zajęciach z Oklumencji był trochę bardziej opanowany i mniej złośliwy, nie znaczy, że na lekcjach z eliksirów będzie bardziej sprawiedliwy w stosunku do niego.

Westchnął i przekręcił się na brzuch. Przyglądał się przez chwilę książkom leżącym koło łóżka. Będzie musiał je oddać do biblioteki zanim rok szkolny się zacznie. Jutro po śniadaniu powinna być już otwarta. Usiadł na łóżku i wyciągnął rękę w stronę stosu książek, aby je przeglądnąć i rozdzielić te z biblioteki od jego podręczników. Znalazł dwie do zaawansowanych Zaklęć, jedną do Obrony przed Ciemnymi Mocami i jedną do Historii Magii, co wprawiło go w zdumienie. Nie znosił tego przedmiotu i nie przypominał sobie, aby ją wypożyczał, choć na pierwszej stronie wyraźnie widniała adnotacja biblioteczna. Zamyślił się chwilę, ale nie potrafił sobie przypomnieć, jakim cudem ta książka trafiła do niego. Nie wiele się namyślając, położył ją na pozostałych tomach, które miał oddać do biblioteki. Spojrzał na zegar, na którym było już sporo po osiemnastej. Kolacja miała się zacząć za jakieś dwadzieścia minut.

Wyszedł z wieży Gryffindoru i skierował się schodami w dół w kierunku holu, aby skręcić w korytarz prowadzący do Wielkiej Sali. W momencie, gdy miał już skręcić, doszedł go znajomy głos. Zatrzymał się.

— Na Merlina, Severusie, co się tam stało? — zabrzmiał spokojny, ale napięty głos dyrektora.

— Dotarliśmy za późno. Jak się aportowaliśmy z Moodym na miejscu, dom już płonął.

— Co z Arturem i resztą? Żyją? — Głos dyrektora był nadal napięty i przebrzmiewał przez niego niepokój.

Harry stracił oddech i oparł się o zimną ścianę, aby nie upaść. Poczuł ogromny ból, który rozsadzał mu głowę i zrobiło mu się niedobrze.

— Tak. Udało nam się opanować sytuację, ale Ginny i Ron Weasley są w Świętym Mungu i ich stan jest bardzo poważny — odparł spokojnie. — Dziewczyna odzyskała już przytomność. Znacznie gorzej z chłopakiem, który się jeszcze nie wybudził. Gdy opuszczałem szpital nadal był nieprzytomny.

Lód wypełnił żyły i ciało Gryfona, a myśli wirowały mu wokół słów dyrektora i Snape'a. Jak to możliwe? Czyżby Śmierciożercy zaatakowali Norę? To nie mogło się stać. Nie, tylko nie to!

— Muszę natychmiast skontaktować się z Arturem. — oświadczył dyrektor. — Gdzie teraz jest?

— W ministerstwie.

Skradzione ChwileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz