Rozdział 10

3.4K 160 67
                                    


"...To śmiech, to cicha łza.
Ktoś stąpa, ktoś tam dyszy,
Za nami sunąc w ślad,
Ktoś pełza tuż, tuż w trop,
Jakby się krył..."
(Franciszka Arnsztajnowa — "Noc księżycowa")


Mistrz Eliksirów zmarszczył czoło i przekręcił głowę, chcąc uniknąć rażącego światła, które przebijało się przez jego zamknięte powieki. 

Jęknął z powodu bólu, który odczuł przy tym ruchu, i otworzył gwałtownie oczy. Jednak natychmiast je zamknął, gdyż poczuł mdłości. Na wpół świadomie zdał sobie sprawę, że znajduje się w ciepłym łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Znajomy zapach eliksirów, maści i innych medykamentów odprężył go całkowicie. Jakimś sposobem znalazł się w Hogwarcie.

— Severus?

Tylko Dumbledore potrafi wypowiedzieć jego imię tak miękko i ciepło.

— Jak długo tu jestem? — odezwał się w końcu lekko zachrypniętym głosem, jednak nadal nie podnosząc powiek.

— Niecałe cztery godziny — odparł głosem przepełnionym troską. Snape skrzywił się i powoli otworzył oczy. — Jak się czujesz, chłopcze?

— Myślę, że dobrze — wymamrotał niepewnie, starając się podnieść i spojrzeć na dyrektora, który siedział w fotelu z zatroskanym wyrazem twarzy. Snape z ulgą stwierdził, że nudności i zawroty głowy minęły. Jednak czuł się okropnie osłabiony i obolały. — Jak się tu dostałem? — zapytał ściszonym głosem. — O ile pamiętam... to Lucjusz aportował się ze mną na błonia i...

— Zemdlałeś — odparł Dumbledore. — Znalazłem cię niedaleko chatki Hagrida. Byłeś nieprzytomny.

— Wspaniale. — Wykrzywił usta sarkastycznie. Dostrzegł, jak dyrektor wyraźnie posmutniał. — Nie patrz tak na mnie, Albusie. Nadal żyję, niestety — dodał znacznie ciszej i bardziej do siebie niż do mężczyzny.

— Przykro mi, że musisz przez to przechodzić.

— To nie pierwszy i nie ostatni raz, więc się nie obwiniaj. — odparł, szukając wzrokiem swojej różdżki. 

Znalazł ją leżącą na stoliku nocnym. Machnął nią i wyczarował sobie szklankę chłodnej wody. Z ogromną ulgą napił się łyk orzeźwiającej cieczy, która obmyła jego obolałe gardło.

— Co się stało?

— Czarny Pan nie był zadowolony z moich starań przeciągnięcia Pottera na ciemną stronę i postanowił przypomnieć mi, jakie są moje obowiązkach względem niego. To nie miało mnie na celu zabić, a jedynie zmotywować do działania.

— Rozumiem.

— Mam to zrobić do końca stycznia, Albusie. W przeciwnym razie...

— Powinniśmy mu powiedzieć.

Snape spojrzał na dyrektora lodowato.

— Nie — powiedział stanowczo, starając się, aby jego głos zabrzmiał w miarę normalnie. — Chłopak nie musi wiedzieć.

— Severusie, ja też wolałbym go w to nie mieszać, ale nie sądzisz, że powinien się tego dowiedzieć od nas niż od kogoś innego?

— To tylko wszystko skomplikuje. Czy naprawdę chcesz ryzykować? — Snape odwrócił głowę, nie będąc w stanie spojrzeć w oczy Dumbledore'a, i kontynuował głosem cichym, pełnym napięcia, prawie fascynacji. — Czarna Magia i świadomość władzy, jaką można dzięki niej uzyskać, jest kusząca, zwłaszcza dla tak młodego chłopca. A jeśli on się jej nie oprze? Sam mówiłeś, że to niebezpieczne.

Skradzione ChwileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz