One shot cz. 1

2.8K 57 28
                                    

Tytuł : Late
Bohater : Bang Chan
Słowa : 1k
Gatunek : Dramat
Uwagi : Mogą pojawić się błędy

Delikatny powiew wiatru otulał ciało młodzieńca.
Nagrzana od promieni słońca trawa ocieplała skórę Chana spod jasnogranatowej koszulki, którą mial na sobie. Soczysty zapach polnych kwiatów sprawiał, że wdychanie powietrza robiło się dużo przyjemniejsze i sprawiało miłe uczucie.
Powoli otworzył ociężałe powieki i spojrzał na swoją rękę, gdzie znajdował się metalowy zegarek.
Wybijała godzina szesnasta, a Bang wciąż spoczywał jeszcze pod wielkim klonem.
Robił to każdego dnia.
W zasadzie od kiedy trafił do tego miejsca ma czas na wszystko.
Jeszcze pare miesięcy temu można byłoby rzec, że jest strasznie zabiegany i brak mu czasu na wszystko.
Ale teraz
Teraz nie ma zbyt wielu czynności do roboty.
Głównie myśli.
Zastanawia się, co robiłby teraz, gdyby jakimś cudem wrócił.
Cały czas zaprząta sobie tym głowę pomimo, że nie interesuje go to jakoś szczególnie.
Po chwili postanowił wstać i ruszyć przed siebie.
Mijał piękne rośliny, które pierwszy raz udało mu się zobaczyć, słyszał ćwierkające ptaki, które w panice latały w poszukiwaniu jedzenia dla młodych.
Z daleka obserwował dzikie zwierzęta udające się do oddalonego o kilkanaście kilometrów wodopoju.
Głupie, nawet nie wiedziały, że tuż obok nich znajduję się jezioro, do którego wybierał się Chris.
Na dużych kamieniach rozłożył szary koc i zasiadł na nim, obserwując blask odbijający się od tafli wody.
Wyglądała tak spokojnie.
Możliwe było, że utożsamiała się z chłopakiem.
Jego stan umysłu wyglądał równie łagodnie, co woda.
Nie był już przygnębiony, zmartwiony i pospieszony, teraz czuł, że żyje.
Poprawił swój przekręcony naszyjnik z jarzębiny, który sam wykonał i po chwili zastanowienia zdjął z siebie buty, następnie skarpetki i włożył stopy do nadzwyczajnie ciepłej wody.
Czuł się stabilnie.
Mógł robić wszystko.
Nikt go nie popędzał.
Nikt nie kwestionował jego zachowań.
Tutaj mógł być sam i mógł oddać się myślom.
Nawet znalazł czas na pisanie dziennika.
Była to trochę inna forma.
Wolał zapisywać tam złote myśli, bądź różne przemyślenia, które wpadły mu w tym czasie do głowy.
Nie trzymał się reguł dziennika.
Nie zapisywał, co zrobił dzisiaj, nie pisał dat, ani nie robił tego po to, by zapamiętać jak najwiecej.

„Postrzeganie i interpretowanie świata jest uzależnione od posiadanego obrazu siebie."

Napisał na jednej ze stron. Kolejna mówiła :

„Kluczem do zdrowego postrzegania samego siebie jest równowaga i umiar."

Blondyn odetchnął lekko i zamknął oczy.

Smród dymu zatykał drogi oddechowe młodzieńca.
Serce biło szybko i niestabilnie.
Jedyne co widział, to ogień przebijający się przez unoszący się w powietrzu smog.
Chciał się ruszyć, spróbować uciec, jednak ciężka belka przygniatająca dolne partie chłopaka, nie pozwoliła mu na to.
Przez palący ból w płucach nie był w stanie wołać o pomoc.
Z każdą minutą brakowało mu sił, a ogromny ból i zawroty głowy nie pozwalały na racjonalne myślenie.
Jedyne co pozostało mu zrobić w tym momencie, to czekanie aż ktoś uratuje go z płonącego domu.
Z domu, w którym spędził całe życie.
Z domu, w którym zachował największe wspomnienia.
Z domu, gdzie chwalił się dumnym rodzicom ze swoich osiągnięć.
Od ognia, który właśnie zabrał mu wszystko.

Nagle otworzył oczy.
Obraz przed nim nie był już spokojny.
Woda wylewała się na wszystkie strony, a płonące lasy zdawały się mknąć ku Chanowi.
Żywioły szalały i ponowię zabierały mu to, co miał.
Znów nie pozostał z niczym.

Dobry wieczór, z tej strony pielęgniarka Min.
Z wielką przykrością muszę powiedzieć, iż nastąpiły pewne komplikację, więc trzeba będzie przeprowadzić natychmiastową operację. Prosimy o jak najszybszy możliwy przyjazd. — dziewczyna, która odebrała telefon nic nie odpowiedziała. Odłożyła słuchawkę telefonu stacjonarnego i bezsilnie padła na podłogę, zaczynając powstrzymywać cisnące się gorzkie łzy.

—Bądź silny, niedługo będę. — wycedziła.

Rodzina Chana zginęła na miejscu, jedynie on dostał jakieś szanse, które właśnie są mu odbierane.
Wynieśli go nieprzytomnego z wieloma poważnymi ranami, ale jednak wszyscy mięli nadzieje...
Pół roku temu zapadł w śpiączkę, a od tamtej pory codziennie odwiedzała go jego narzeczona.
Długowłosa złapała za kluczyki od czarnego fiata i wybiegła z domu.
Pospiesznie wsiadła do pojazdu i przekręciła kluczyk w celu odpalenia samochodu, który jednak odmówił posłuszeństwa.
Przekręciła następny raz i kolejny, ale bezskutecznie.
Z całej siły uderzyła w kierownicę z desperacją na twarzy i wyszła z pojazdu, zatrzaskując mocno drzwi.
Czym prędzej rzuciła się do biegu, starając się oddychać reagularnie, by nie męczyć się tak bardzo.
Jej policzki były tak mokre, a napływające kolejny łzy zasłaniały jej widoczność drogi, przez co zahaczyła łokciem o skórzaną torebkę idącej tędy kobiety.
Spojrzała na nią tylko z żalem i podniosła się, by biec dalej.
Jej mięśnie stawały się coraz bardziej wątłe, a dziewczyna była już bardzo odwodniona.
Sapała i biegła ile sił jeszcze posiadała.
Nie mogła stracić kochanka.
Był on pierwszym, który pokochał ją taką, jaką była. Ona sama kochała go takim, jakim był.
Koreanka była w tym momencie egoistyczna, ale kochała go tak mocno, że nie była w stanie myśleć racjonalnie.
Był zbyt młody, by opuścić wszystko, co do tej pory miał.
Widząc zbliżającą się placówkę, zwiększyła tempo biegu i ledwo oddychając z impetem weszła do szpitala.
Skierowała się wprost do pustej rejestracji, skąd nie mogła oczekiwać żadnej pomocy.
Powoli zaczynało jej brakować wody w organizmie, przez co starała się uspokoić.
Odbiła się od dębowego blatu i ruszyła do windy, która pięła się w górę, co zmusiło ką do wybrania schodów.
Przeskakiwała kilka stopni by jak najszybciej dostać się na trzecie piętro.

—Chan, błagam cię, wytrzymaj to. — jęczała zrozpaczona. — jesteś przecież silny, zaraz będę.

Dobiegła do drzwi numer dwadzieścia trzy i przez zbyt duże tempo, uderzyła w mebel, który uniemożliwiał jej dostać się do środka.
Zniecierpliwiona usiadła na krześle i zaczęła obgryzać i tak krótkie paznokcie z nerwów. Nagle zza drzwi wyszedł wysoki mężczyzna, który najprawdopodniej operował jej kochanka.
Smutnym wzrokiem spojrzał na zrozpaczoną kobietę i jedynie pokiwał przecząco głową odchodząc.
Jej serce ponownie rozkruszyło się na milion kawałeczków, a stany lękowe powróciły. Drżącą dłonią wyciągnęła z kieszeni zielonej bluzy leki na uspokojenie i bez jakiejkolwiek popitki, połknęła tabletkę.

Ciało jej narzeczonego było przykryte białą płachtą, a jedyną osobą, która znajdowała się w pokoju była pielęgniarka odłączająca nic nie pokazujący już sprzęt medyczny.
Brunetka z wrzaskiem zjechała po ścianie na podłogę i zalała się płaczem.
Nie mogła pozostać dłużej twarda.
Pojedyncze kosmyki włosów przyklejały jej się do mokrej od łez twarzy.  
Przez zbyt mocne łapanie płucami powietrza dostała czkawki, co również sprawiło jej trudności z oddechem.

Przybyła za późno.
Nie mogła być przy nim, kiedy umierał.
Był całkowicie sam, tak jak ona teraz.

—Spóźniłaś się, Soojung. — powiedział brązowooki mimo, że i tak nikt go nie  usłyszał. — Spotkajmy się kiedyś ponownie... tym razem nie musisz się spieszyć.

Ostatni raz uśmiechnął się w stronę miłości swojego życia i odwrócił się do niej plecami.
Postawił jeden krok, potem następny, a części jego ciała zaczynały zanurzać się w znów spokojnym jeziorze.
Z każdym krokiem było coraz głębiej i cieplej.
Aż w końcu całkowicie zniknął pod taflą cichej wody...

_______________
Chciałabym, abyście dali mi znać, jak wam się podobał mój pierwszy one shot😅
Wzbudził u was jakieś emocje, skłonił do jakiś przemyśleń?
Mam nadzieje, że przyjmiecie go miło i nie macie mi za złe, że [T/I] nie gra roli...

Reakcje || Stray kidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz