𝑜𝑓 𝑐𝑜𝑢𝑟𝑠𝑒... 𝑦𝑜𝑢'𝑟𝑒 𝑡𝒉𝑒 𝒉𝑒𝑖𝑟...

288 12 6
                                    

Dni mijały, drzewa znajdujące się niedaleko zamku oraz te w Zakazanym Lesie powoli traciły liście, a te które się utrzymywały były barwy od czerwonej do żółtej, jeszcze bardziej ozdabiając krajobraz. Końcówka października zawsze w Hogwarcie wyglądała niezwykle malowniczo.

Audrey siedziała na błoniach, szkicując znakomicie prezentujące się na tle jesieni jezioro, gdzie pływała wielka ośmiornica. Pora Święta Duchów zbliżała się nieubłagalnie szybko, choć prawdę powiedziawszy, brunetka nie potrafiła stwierdzić czy w obecnych czasach się to odbędzie, profesor Dippet ani profesor Dumbledore ani słowem nie wspomnieli o uroczystej uczcie, która zazwyczaj się odbywała. Wojna była bezlitosna dla każdego, nawet dla niczemu winnych uczniów. Nawet teraz nad głową Audrey słychać było latające samoloty, których piloci na całe szczęście nie widzieli uczniów, ponieważ specjalna bariera na to nie pozwalała. Dziewczyna szczelniej otuliła się swoim czerwono-złotym szalikiem oraz poprawiła swoją pelerynę, kiedy wiatr zawiał mocniej, dając o sobie znać.

Wtedy usłyszała łagodny dźwięk łamanej gałązki pod ciężarem czyjejś nogi. Audrey doskonale wiedziała, kto zbliża się w jej kierunku, by chwilę potem usiąść, w odległości dzielącej ich o zaledwie metr, koło niej. Nie musiała tego sprawdzać, ale mimowolnie spojrzała kątem oka w prawą stronę. I tak jak się spodziewała, zobaczyła Toma w jego pelerynie oraz szmaragdowo-srebrnym szaliku i ledwo zauważalnym uśmiechu na ustach.

— Cześć Tom — powiedziała, nie odrywając się od rysowania.

— Witaj Audrey — przywitał się Riddle, przyglądając się zachmurzonemu niebu.

Oboje zmienili swoje nastawienie względem siebie. Nie żeby byli przyjaciółmi, ale przebywali w swoim towarzystwie, nawet czasami zamieniając ze sobą kilka zdań, chociaż przeważnie spędzali razem czas po prostu milcząc, ale nie była to cisza z rodzaju niezręcznej, kiedy mieli sobie coś do powiedzenia, to mówili... Jednak nie poruszali tematu, który zapoczątkował ich relację. Temat daru pozostał nienaruszony, z resztą... Ktoś jeszcze mógłby ich usłyszeć, a nie chcieli, by ktokolwiek się o tym dowiedział.

Szczególnie zachwycony był profesor Slughorn, kiedy widział tę dwójkę razem, siedzącą razem i na eliksirach i czasem w bibliotece rozwiązując razem zadania z tego przedmiotu. W końcu jego najlepsi uczniowie nareszcie zaczęli się ze sobą dogadywać.

Należy również wspomnieć, że Audrey wcale nie opuściła ani Justina ani Mirandy, nadal spędzała z nimi czas, nawet bardzo wesoło. Po prostu potrafiła dzielić swój czas.

— Co dzisiaj robisz? — zapytał Tom, kiedy Audrey kładła się na trawie. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Skończyłam szkicować — powiedziała, wskazując głową na skończony obrazek jeziora. — Może trochę się jeszcze pouczę, a czemu pytasz?

Tom przez chwilę milczał, zachowując poważny wyraz twarzy oraz skubiąc skórę przy paznokciu, powinien jej powiedzieć? Pokazać jej to? Jeszcze tego nie wiedział, mimo że... Udało jej się wzbudzić w nim zaufanie do niej! A to był nie mały wyczyn... Może to było właśnie przyczyną tego, że byli nawet podobni?

— Coś się stało? — zainteresowała się, przyglądając mu się kątem oka.

— Sam nie wiem... — stwierdził, trochę nieprzyjemnym tonem. Audrey postanowiła go nie namawiać, jeśli będzie chciał, to sam jej powie. Poza tym, była pewna, że jego oczy ponownie zabłyszczały. Dziewczyna po prostu milczała. — Zastanawiam się Audrey nad... Pewną sprawą...

— W porządku — powiedziała spokojnie, jednak z małym uśmiechem na ustach.

— Mógłbym kiedyś pokazać ci coś? — spytał trochę niepewnie. — Jedno miejsce.

𝒍𝒊𝒕𝒕𝒍𝒆 𝒅𝒂𝒓𝒌 𝒂𝒈𝒆 | Tom Riddle fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz