***
Obudziłam się dość wcześnie rano, jak to już zdążyło wejść mi w krew i zamruczałam coś, przytulając policzek do ramienia męża. Po chwili, gdy już nieco oprzytomniałam, uśmiechnęłam się pod nosem, doskonale zdając sobie sprawę, jaki jest dziś dzień.
Podniosłam trochę głowę i spojrzałam na spokojną, pogrążoną jeszcze we śnie twarz ukochanego. Ostrożnie uniosłam lewą dłoń i odgarnęłam kosmyk czarnych włosów z jego policzka, po czym pocałowałam lekko w linię szczęki.
- Pobudka, kochanie... - szepnęłam, nieznacznie się od niego odsuwając.
Krasnolud zmarszczył brwi i zamrugał kilka razy oczami. Ziewnął przeciągle i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
- Wyspany? - zapytałam, gładząc go palcami po włosach.
- Może być. - mruknął i przymknął oczy na przyjemny dotyk.
- Wystarczająco żywy, żeby przywitać naszego jubilata?
- Na to zawsze mam siły. - uśmiechnął się i cmoknął mnie krótko w usta.
Oboje wydostaliśmy się po chwili spod przyjemnej pierzyny, po czym narzuciłam na siebie szlafrok i ciepłe bambosze, po czym podeszliśmy cicho do kołyski synka. Chłopiec spał jeszcze w najlepsze, jednak zupełnie jakby wyczuł naszą obecność, po chwili się obudził.
To dziecko było dla nas zagadką.
I ja, i Thorin byliśmy okropnie hałaśliwymi i płaczliwymi dziećmi, a jak na ironię nasz syn okazał się być zesłanym na ziemię aniołkiem - zarówno z zachowania (póki co) oraz wyglądu. Blond włosy, w połączeniu z głębokimi, niebieskimi oczami i z ukazującymi się z każdym dniem coraz bardziej dołeczkami na policzkach zapewniły Frerinowi umiejętność przemienienia nawet najtwardszego serca w papkę. Nawet Dwalin przy nim mięknął i to do tego stopnia, że prawie rozpływał się nam po podłodze.
- Wszystkiego najlepszego, Frerin! - powiedzieliśmy razem, szeroko się uśmiechając.
Wzięłam dziecko na ręce i pocałowałam w czoło, a zaraz potem podałam je Thorinowi, który uniósł naszego synka wysoko ponad głowę, po czym również dał mu buziaka w policzek.
- Głodny? - mój mąż spojrzał pytająco na Frerina - Zobaczymy, czy ciocia Dis przygotowała jakieś specjalne urodzinowe śniadanko, co?
Ten uśmiechnął się w odpowiedzi i złapał za pasmo włosów swojego taty do zabawy. W międzyczasie podeszłam do szafy i zdążyłam narzucić na siebie jakąś luźną tunikę i parę spodni.
Mój mąż posadził dziecko na naszym łóżku, by zająć się również sobą, wtedy ja zajęłam opanowaniem chaosu na mojej głowie. Kiedy Thorin pojawił się już z powrotem w naszej sypialni już w pełni ubrany, mały książę zaczął coś mamrotać, bawiąc się swoim pluszakiem, który gdzieś zagubił się wczoraj wieczorem w naszych kocach na łóżku.
Przeczesywałam właśnie końcówki, kiedy usłyszałam cichutkie, wypowiedziane mięciutkim głosikiem.
- ...Da...!
Wraz z ukochanym zastygliśmy w bezruchu, po czym gwałtownie odwróciliśmy się w kierunku synka, który spokojnie siedział sobie na naszym łóżku.
Podbiegłam do niego i uklękłam przy krawędzi materaca, a mój mąż ułamek sekundy po mnie znalazł się tuż obok.
- Co powiedziałeś, Frerin? - odezwałam się ledwo słyszalnie z ogromnym niedowierzaniem - Powiedz jeszcze raz...
- Da! - powtórzył, wymachując rączkami - Da... Da!
Przyłożyłam wierzch dłoni do ust i wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w dziecko. Z piskiem radości chwyciłam go w ramiona i podrzuciłam do góry. Dopiero po solidnym wycałowaniu jego pucołowatych policzków zorientowałam się, że Thorin nie odezwał się ani słowem od kiedy usłyszał Frerina.
YOU ARE READING
Mój Arcyklejnot
FanficKontynuacja książki 'Forever Together'. Smaug nie żyje, podobnie jak Azog, Góra została odzyskana, a krasnoludy wreszcie są w domu. Arissa i Thorin rozpoczynają nowy rozdział w życiu jako władcy Ereboru i przywracają królestwu dawną świetność. Wszys...