rozdział 02

1.5K 99 7
                                    

Chociaż młoda arystokratka nie potrafiła odnaleźć aspektów miasteczka, które mogłaby polubić, nie mogła zaprzeczyć, że Carvendell było dosyć urokliwym miejscem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chociaż młoda arystokratka nie potrafiła odnaleźć aspektów miasteczka, które mogłaby polubić, nie mogła zaprzeczyć, że Carvendell było dosyć urokliwym miejscem. Spacerując po wąskich, pokrytych brukiem uliczkach, rozglądała się dyskretnie na boki, szukając człowieka, który wskazałby jej drogę na czarny rynek. Pośrednik wiedział, w jakim celu się tutaj udała, inaczej nie przyjeżdżałaby do tak biednej mieściny tuż przed zapadnięciem zmroku.

Na samą myśl o zbliżającej się nocy, okryła się mocniej grubym płaszczem i podciągnęła rękawiczki. Zapowiadała się mroźna noc.

Miała szczęście. Skręcając w bok, w pewnym momencie została zatrzymana przez mężczyznę odzianego w czarno-biały strój lokaja. Z opanowaniem obserwowała jak zbliża się do niej. Pokłonił się z gracją i zapytał, czy przybyła na aukcję. Odpowiedziała oszczędnie, zwykłym tak i pozwoliła zaprowadzić się do jednej z normalnie wyglądających kamienic. W środku  jednak czekały na nią mosiężne kamienne schody prowadzące w dół. Sługa zaoferował jej pomocną dłoń, ale odtrąciła pomoc, pewnie kierując się ku nieznanemu.

Zatrzymała się na ostatnim schodku, czekając aż lokaj otworzy przed nią grube, drewniane drzwi, spod których wypływał drobny słup światła. Napompowane energią ludzkie głosy dotarły do jej uszu, ale zachowała kamienny wyraz twarzy.

Nawet po otwarciu wrót, kiedy uwaga całego zgromadzonego towarzystwa skupiła się na niej, [Imię] pokuśtykała do środkowego rzędu krzeseł i zajęła losowe miejsce. Stamtąd miała najlepszy widok na widownię — na razie całkowicie pustą. Po kilku sekundach sekretny pokój znów wrzał i buczał od śmiechów i rozmów.

Zastukała parę razy palcem w rękojeść laski. Cieszyła się, że nikt nie wykazał się wybitnym idiotyzmem i nie wszczął z nią rozmowy. Nie przyjechała tutaj na pogaduszki. Miała wyznaczony tylko jeden cel i ściśle trzymała się planu. Wejść, wykupić to dziwne stworzenie i jak najszybciej wrócić do rezydencji.

Zimnym i znudzonym wzrokiem spoglądała na kamienną posadzkę sceny, na środku której stał drewniany stół, służący do ekspozycji towarów. Niecierpliwiła się, chciała jak najszybciej na własne oczy zobaczyć, jak prezentowało się stworzenie prosto z czeluści piekieł.

Na punkt programu musiała jednak jeszcze trochę poczekać, bowiem prowadzący licytację zostawił najlepszy kąsek na koniec. [Imię] uważnie śledziła wzrokiem mężczyznę przy kości, który mógł mieć maksymalnie czterdzieści pięć lat. Przedstawił się nazwiskiem Dixon i serdecznie powitał przybyłych gości. Dygnął niezręcznie i zaraz powrócił do swojego typowego, wstępnego monologu. Kiedy skończył, zaprosił na scenę syna. Młody mężczyzna, być może w tym samym wieku co [Imię], wtargnął do pomieszczenia bocznym wejściem, niosąc w rękach szkatułkę, którą następnie postawił na drewnianym stole. Z wyjaśnień Dixona, jedna z nielicznych przedstawicielek płci pięknej, dowiedziała się, że w środku znajdują się magiczne eliksiry. Miały one zapewniać człowiekowi, który je spożył, wieczną młodość, powodzenie w miłości lub jeszcze większy dostatek. [Imię] prychnęła jedynie dyskretnie, obserwując, ile chętnych zebrały nic nie warte flakoniki z barwioną wodą w środku. Dało jej to również do myślenia. Jeżeli mityczne stworzenie również okaże się pospolitą mistyfikacją, aby zdobyć rozgłos i przyciągnąć tłumy na łatwy zarobek, będzie musiała poważnie porozmawiać ze swoim przyjacielem.

devotion // yandere Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz