rozdział 07

1K 86 11
                                    

Coś było nie w porządku, zapowiedź katastrofy wisiała w powietrzu, jej duszące opary pływały wokoło postaci [Imię], wzniecając płomień niepokoju

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Coś było nie w porządku, zapowiedź katastrofy wisiała w powietrzu, jej duszące opary pływały wokoło postaci [Imię], wzniecając płomień niepokoju. Kobieta otworzyła oczy, świat powoli budził się do życia, co znaczyło, że zaraz powinien pojawić się tutaj Helios. Przez moment wpatrywała się w sufit, zagubiona niemocą, która ją otoczyła, aż w końcu odnalazła przyczynę zgromadzonego balastu emocjonalnego.

Poderwała się do siadu i odrzuciła pościel, odkrywając kończyny dolne. Uszkodzona noga pulsowała surowym bólem, od którego jej żołądek wykonywał prawdziwe akrobacje. Miała ochotę zdrapać sobie skórę z policzków, odciągnąć uwagę od agonalnego cierpienia, promieniującego od dużej blizny na łydce, pamiątce po polowym wydobywaniu odłamków.

Próbowała wstać i sięgnąć po nóż w górnej szufladzie biurka, aby pozbyć się źródła bólu, ale oparcie ciężaru ciała na kończynie z defektem zakończyło się sromotną porażką, bowiem erupcja bólu przeszyła nogę. Opadła z powrotem na łóżko z głośnym sykiem. Na czole [Imię] pojawiły się kropelki potu, podobnie jak na plecach i pod pachami, co było efektem upartej i nieuczciwej walki z wytrzymałością własnego ciała, której wynik był jednostronny. A przynajmniej tak myślała [Imię].

Nie miała pewności ile przesiedziała w jednej, niezmienionej pozycji, ale z czasem ból zaczął zanikać, niosąc stopniowe ukojenie dla wyczerpanego organizmu oraz spanikowanego umysłu. Pierwszy raz doznała tak silnego ataku i musiała przyznać, że nie miała pojęcia co robić. Przeczekanie piekła wydawało jej się najlepszym pomysłem, choć proces ten był mozolny i drastyczny.

Z początku nie usłyszała skrzeku otwieranych drzwi, zbyt zajęta pojedynkiem z własnym ciałem. Starła krople potu z czoła, wpatrując się w lekko drżące dłonie. Za wszelką cenę starała się uspokoić przyspieszony oddech, jednakże niepokojące objawy zostały natychmiast zauważone przez Heliosa. W mgnieniu oka znalazł się przy łożu [Imię], klęknął przed nią, wzrokowo szukając przyczyny niepokojącego zachowania jego pani, ale kiedy nie znalazł nic podejrzanego, zapytał z troską:

— Pani, co się stało?

Rozgorączkowane spojrzenie [Imię] zatrzymało się na nim i błyskawicznie złagodniało. Zdobyła się nawet na delikatny uśmiech, który w normalnych okolicznościach byłby błogosławieństwem i dobrym omenem dla Heliosa, ale obecnie tylko bardziej zaniepokoił zamotane dziecię piekieł. Jej gest miał jedynie go uspokoić i uśpić czujność, ale Helios wiedział, że coś jest nie tak.

Pogłaskała jego kruczoczarne włosy, odgarnęła zabłąkane kosmyki z czoła, po czym cofnęła rękę.

— Nic się nie stało, Helios, obudziłam się z wyjątkowo dotkliwym bólem nogi, to wszystko.

— Mu–muszę wezwać lekarza — poderwał się na równe nogi, gotowy na piechotę przebiec się po medyka, ale [Imię] uniemożliwiała mu wykonanie szaleńczego pomysłu poprzez złapanie go za nadgarstek. Ponownie znalazł się na kolanach, próbując przekonać ją wyrazem twarzy, aby przystała na jego sugestię.

— Nie będzie to konieczne, nie jestem umierająca. Ból zaraz przejdzie, więc przynieś mi śniadanie. Jestem pewna, że po posiłku nabiorę sił — poinstruowała. Potrzebowała teraz chwili ciszy na uspokojenie i ostateczne dojście do siebie.

Helios wyglądał na niezdecydowanego. Z jednej strony pragnął wierzyć w zapewnienia [Imię] i ruszyć po tacę z jedzeniem, aby dojrzała jego wierność i oddanie, ale z drugiej był wypełniony obawami o stan fizyczny nogi jego pani. A co jeśli to coś poważniejszego i doprowadzi do jeszcze gorszych symptomów? A co jeśli [Imię] bagatelizowała obecne objawi i wkrótce dojdzie do tragedii? Helios nie mógł ponownie zostać sam, bez osoby, do której się przywiązał i która wzbudzała w nim eskalację barwnych i ciepłych uczuć.

Był zmuszony jednak podjąć decyzję. Postawił wszystkie karty na pierwszą opcję, kiwnął potulnie głową, musnął opuszkami palców skórę dłoni [Imię] i udał się po śniadanie, dając kobiecie czas na odzyskanie sił potrzebnych do samodzielnego wstania (nieważne jak bardzo pragnął, aby polegała tylko na nim i pozwoliła mu wykonywać jeszcze więcej najprostszych prac za nią).

Wykonanie tak szarej czynności jak ubranie się nie było łatwe dla poszkodowanej, ale pokonała trudności i wskoczyła w ulubiony surdut oraz pantalony. Ranek i popołudnie spędziła w swoim pokoju, czytając, starając się nauczyć Heliosa pisać, czy bawiąc się z jej osobistymi kotami, które dwa razy odwiedziły ją przez uchylone okno. Jeden ze zwierzaków, ogromny kocur rasy Norweski leśny ułożył się nawet na kolanach właścicielki i zasnął tam podczas lekcji.

Helios nie dał tego po sobie poznać, ale był zazdrosny o zwierzę. Ileż by dał, aby znaleźć się na jego miejscu, aby ułożyć głowę na jej kolanach i pozwolić sobie na błogą przyjemność, podczas gdy [Imię] przeczesywała jego włosy, drapała za uszami oraz szeptała słodkie słówka. Na okres rozmyślania o takim scenariuszu poczuł się niczym najszczęśliwszy człowiek na świecie, ale soczyste mruczenie futrzaka wyrwało go z fantazji. Spojrzał wrogo na kota, kiedy [Imię] nie zwróciła uwagi i zacisnął mocniej pięść. Trudno było mu teraz skupić się na nauce, był pochłonięty gniewem i nieuzasadnioną zazdrością o niewinne stworzenie.

Kontynuowałby swoją irytację, gdyby nie [Imię], która przerwała ciszę oraz głaskanie kota.

— Czy jesteś szczęśliwy, Helios? — zapytała. Spojrzała centralnie w niejednolite oczy towarzysza.

Pytanie zbiło go z tropu. Zarumienił się intensywnie, pod biurkiem bawiąc się palcami. Omijał jej spojrzenie, budując myśli i składając je w zdania, ale kiedy ułożył już swoją wypowiedź, ich spojrzenia spotkały się i nagle każda inna osoba przestała się liczyć. Istnieli tylko oni, dwie dusze z dwóch różnych środowisk, które zostały zespolone przez kaprys losu.

— Nigdy nie byłem szczęśliwszy, pani — odpowiedział z subtelnym uśmiechem, policzkami czerwonymi z pasji i sercem łupiącym o klatkę piersiową.

— A więc i ja jestem uradowana.

Helios miał wrażenie, że zaraz zerwie się z krzesła i zacznie całować jej buty z radości, ale krótkie miałknięcie kota doszczętnie zniszczyło intymny moment i atmosferę. Uwaga [Imię] znów przeniosła się na zwierzę, a dziecię piekieł prawie doprowadziło do śmierci futrzaka. Rozumiał jednak, że swoim działaniem sprawiłby przykrość [Imię], która znienawidziłaby go za śmierć jej własności, dlatego zamiast ataku zdecydował się na głęboki oddech, który pomógł mu odrobinę uspokoić skołatane nerwy.

— Mam dosyć duszenia się w tym pokoju — oznajmiła. Chwyciła za laskę i zepchnęła kota na podłogę, aby zaraz uciekł przez okno — Idziemy do ogrodu.

— A–ale pani, to zbyt niebezpieczne, powinna pani nadal odpoczywać. A co jeśli ból powróci?

— Wtedy zaniesiesz mnie z powrotem tutaj — odpowiedziała swobodnie.

Ruszyła do drzwi. Helios niezwłocznie znalazł się przy niej, trapiony stanem zdrowia [Imię]. Coś podpowiadało mu, że to nie koniec problemów zdrowotnych jego pani. Na razie jednak mógł jedynie nasłuchiwać i trwać przy niej w najgorszych momentach, tak jak powinien czynić wierny sługa.

 Na razie jednak mógł jedynie nasłuchiwać i trwać przy niej w najgorszych momentach, tak jak powinien czynić wierny sługa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
devotion // yandere Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz