ROZDZIAŁ XI

5K 201 125
                                    

Hermiona automatycznie wkładała na siebie ubrania, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło.

Czy ona naprawdę leżała półnago na Malfoyu i zastanawiała się czy go nie pocałować?

Owszem zauważyła, że przestała nienawidzić go z całego serca. Nie raz łapała się na myśleniu o tym aroganckim dupku, a zapał jego perfum doprowadzał ją momentami do szaleństwa, ale na Godryka! To jest Malfoy!

Rzuciła w kąt trzymaną w ręku koszulkę. Była zła na siebie. Zła, że tak późno zareagowała. Zła, że nie zamknęła tych cholernych drzwi!

Nie odzywał się do niej i było jej z tym bardzo dobrze. Nie ważne, że sama musiała uporać się z tym całym harmonogramem dla McGonagall, przynajmniej miała spokój.

Postanowiła nadal ignorować irytującego ślizgona tak, jak robiła to już od jakiegoś czasu.

Opadła ciężko na łóżko i w tym samym momencie minął jej przed oczami przezroczysty kształt.

Wzdrygnęła się z przestrachem, jednak już po chwili zorientowała się, że jest to po prostu patronus, w kształcie małego warana.

Zmarszczyła czoło, próbując przypomnieć sobie, czy już go gdzieś widziała, jednak głos, którym przemówiło stworzenie, rozwiał wszelkie wątpliwości.

- Trzecie piętro. Wiewiórka w niebezpieczeństwie. RUCHY!

Dezorientacja, która pojawiła się na widok jaszczurki zniknęła, w jednej sekundzie zastąpiona przez ogarniające ją przerażenie.

Ginny!

Wybiegła z sypialni i omal nie wpadła na stojącego za jej drzwiami Malfoya. Spojrzała na niego z przerażeniem w oczach. W tym momencie nie miało żadnego znaczenia, że nie chciała go widzieć. Nie ważne było, że powinna czuć zażenowanie ze względu na sytuację, która miała miejsce niecałe dziesięć minut temu. Teraz najważniejsza była jej przyjaciółka.

W szarych oczach dojrzała zrozumienie i już wiedziała, że także otrzymał wiadomość. Nie wiele myśląc, złapała go za rękę i pociągnęła do wyjścia.

Pędzili z zawrotną szybkością, za nic mając zdziwione miny obecnych na korytarzu uczniów.

Nadal trzymali się za ręce, co nie uszło uwadze, żadnej z mijanych osób. Pewnie znów zaczną się plotki. Nie ważne, nie teraz.

Zapomnieli o nienawiści i niechęci. Zapomnieli o wszystkim, połączeni wspólnym celem- pomocy Weasley.

Hermionie przemknęło przez myśl pytanie, dlaczego tak naprawdę Draco aż rwie się do pomocy? Przecież Gin jest dla niego zwykłą zdrajczynią krwi.

- Granger, tutaj – usłyszała jego głos koło ucha, a już po chwili została pociągnięta w stronę ciemnego korytarza.

W pierwszym momencie zastanowiła się dlaczego ją tu prowadzi, jednak po paru krokach dojrzała majaczące w mroku sylwetki.

Gdy rozpoznała stojące przed nią osoby, skołatane serce wzmogło swój rytm.

Torkins pochylał się nad skuloną Ginny, a w ręku trzymał strzępek żółtej koszulki, w której tak lubiła chodzić. Hermiona nie była w stanie określić, czy jej przyjaciółka jest przytomna, czy też nie, jednak milczenie Rudej w trakcie takiego zdarzenia mogło oznaczać tylko najgorsze. Tuż obok, pod ścianą, leżała Pansy. Nie ruszała się, ani nie odzywała, co wskazywało na brak przytomności albo skutek zaklęcia pełnego porażenia ciała.

Poczuła, że stojący obok niej Malfoy napina wszystkie mięśnie. Najwidoczniej do niego także dotarła powaga sytuacji. Spojrzała na niego i spotkała stalowoszare tęczówki. Widziała w nich ledwo tłumioną złość oraz niemy przekaz- musimy coś zrobić. Tylko co?

Dramione- Prawdziwa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz