To już siódmy las, siedem rwących rzek,
za tym wszystkim już, bajka zacznie się,
napiszemy ją, dla kolejnych par,
jako dowód na nieśmiertelny czar.
Bajka. Księżniczka, pałac i przystojny książę na białym rumaku...
No, może nie do końca w ten sposób, ale odczucia, emocje i szczęście te same.
Czuła się, jakby wrzucili ją do jakiejś alternatywnej, sielankowej rzeczywistości, gdzie nie ma miejsca na smutek czy złość.
Budziła się rano u boku swojego księcia, obserwując jak słońce powoli zaczyna oświetlać czyste, błękitne niebo. Jedli razem śniadania, wygłupiali się, chodzili na spacery. Mieszkali daleko od wszystkich, ale bardzo blisko tych najważniejszych, najbliższych osób – Ginny i Blaise'a.
Spędzali w czwórkę praktycznie każdy dzień, rozkoszując się piękną pogodą, wolnością, a także świadomością zbliżającego się wesela Luny i Harry'ego. To właśnie z jego względu dostali pozwolenie na pobyt poza murami Hogwartu, z jednym tylko zastrzeżeniem, że muszą wrócić na zakończenie roku.
Czy było im trzeba czegoś więcej?
Dni mijały szybko, pełne słońca i radości. Ani się obrócili, a nadszedł ten ważny dzień. Dzień, który Ginevra określiła jednym, adekwatnym słowem:
- IMPREZA! - Jej krzyk rozniósł się po sypialni Hermiony i Draco sprawiając, że podskoczyli lekko na łóżku.
Nie wystraszył ich o tyle sam krzyk, co fakt, że o mało nie zostali przyłapani na drobnej chwili „sam na sam". Hermiona zaczerwieniła się po cebulki włosów i schowała głowę w zagłębieniu szyi Dracona, z kolei on sam wyglądał jakby zobaczył ducha. Zupełnie nie potrafił pojąć co się właściwie stało i jakim cudem zapomniał zamknąć drzwi frontowe na noc.
Ale z drugiej strony, czy coś by to pomogło? Ginevra była czarownicą, w dodatku niezwykle utalentowaną, więc zwykły zamek z pewnością nie stanowił dla niej żadnego wyzwania.
Przymknął powieki, czując jak rumieniec Hermiony grzeje jego skórę. Uśmiechnął się z czułością. Była tak cudownie słodka, że można by ją schrupać.
Nagle łóżko ugięło się pod ciężarem kolejnego ludzkiego ciała, wprawiając go w jeszcze większą konsternację. Ginny wskoczyła na pościel zupełnie nie przejmując się ich pełnym zażenowania zachowaniem ani ewentualnymi kontuzjami, które mogła spowodować. Draco rzucił jej gniewne spojrzenie spod przymrużonych powiek, jednak tym także się nie przejęła. W odpowiedzi posłała mu śliczny uśmiech i bez żadnych skrupułów zaczęła poszarpywać Hermionę za ramię. Zupełnie jak nastolatka.
- Wstawaj śpiochu. Mamy trzy godziny, żeby znaleźć się u Luny. Musimy się przygotować!
- To idź – odpowiedziała Hermiona, nadal wtulona w ramię Draco. - Mi wystarczy godzina.
Oczy Ginevry powiększyły się do wielkości galeonów, a usta rozchyliły w niezwykle kształtne „o".
Nie zastanawiając się długo, złapała za kołdrę i pociągnęła ją z całej siły. Hermiona pisnęła głośno, odruchowo zakrywając się rękoma.
- Oszalałaś Wiewióro? - zapytał Draco, coraz bardziej zły. Z początku nawet mogło być to śmieszne, jednak w tym momencie zaczynało być irytujące.
CZYTASZ
Dramione- Prawdziwa Miłość
FanfictionOna - Prefekt Naczelna z bagażem złych doświadczeń i załamaniem nerwowym, On - Prefekt Naczelny z bagażem ognistej w pokoju. Przed nimi ostatni rok nauki w Hogwarcie, zaczynający życie po skończonej wojnie z Voldemortem. Jak bardzo zmienili się prze...