Prolog

180 10 37
                                    

Dziesięciolatek wstał z łóżka zmartwiony i popatrzył w okno, zauważając mnóstwo postaci zbliżających się do miasta. Wiedział, kto nadchodzi, więc pobiegł do pokoju obok z zamiarem obudzenia reszty.

- Ana, Blás, wstawajcie, oni nadchodzą! - krzyknął, starając się obudzić współtowarzyszy i podbiegł do ich łóżek.

- Co? - odparł lekko zaspany chłopak o hiszpańskim pochodzeniu, po czym wyjrzał przez okno. - Ben, pakuj się! - rozkazał najmłodszemu, a ten się go posłuchał. - Ana, wstawaj do cholery! - krzyknął do dziewczyny, budząc ją.

- Co się stało? - spytała zaspana, po czym zobaczyła widok za oknem. - O nie! - zaczęła pakować to co najważniejsze, w pośpiechu zakładając jakiekolwiek ubranie, bo za oknem była ogromna burza.

Cała ich trójka strasznie się w tym momencie bała. Nie chcieli paść ofiarą rzezi, która się szykowała, a patrząc na ich nastoletni wiek, to w najlepszym wypadku mogli skończyć jako służba domowa u nieludzi, jak byli nazywani najeźdźcy. Szybko spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i zaczęli uciekać z domku. Na nieszczęście, biegli przez sam środek walk. Bił od nich strach. Przemoczone od deszczu ubrania przyklejały się do ich ciał. 

Nagle usłyszeli krzyk najmłodszego chłopaka, który był goniony przez jakieś stworzenia, prawdopodobnie wilkołaka i wampira. Starszy z chłopaków strzelił do wilkopodobnego stworzenia - trafiając - a po chwili zamiast wilkołaka była piękna, blondwłosa dziewczyna z przestrzelonym barkiem, przyciągając wzrok Hiszpana. Drugi osobnik nadal gonił najmłodszego. Ben uciekał jak tylko mógł, a jego nie zbyt duży wzrost ułatwiał mu to. Przeskakiwał krawężniki, kilkukrotnie prawie został potrącony przez auta kierowane przez wyjeżdżających ludzi. Starał się z jednej strony uciekać, a z z drugiej nie zgubić przyjaciół, którzy jako jedyni mogli mu teraz pomóc. Wysoki mężczyzna o brązowych oczach i lokach tej samej barwy, gdyż tak wyglądał wampir goniący chłopaka, przykuł uwagę Bena - starającego się zobaczyć jak prezentuje się jego prześladowca, nie wiedzieć czemu - który po chwili wylądował na rękach Any, która pobiegła dalej, ciągnąc też blondyna. Zatrzymali się dopiero w chatce w lesie

- Ana, wszystko dobrze? - spytał Ben, który dosłownie przed chwilą ponownie wylądował na ziemi.

- Jest dobrze, tylko zimno mi. - odpowiedziała chłopczykowi, na co Blás wyciągnął suchy koc z plecaka i podał go przyjaciółce. - Dzięki. - uśmiechnęła się, po czym okryła się przykryciem.

- A co teraz zrobimy? - ponownie spytał najmłodszy z tej trójki.

- Jak na razie zostaniemy tu. Nie powinni nas tu znaleźć, a i musimy odpocząć, zwłaszcza po dzisiaj. - zarządził starszy chłopak. - I dzięki Ben, bo gdybyś nie przybiegł do nas, to sytuacja nie skończyłaby się dobrze dla nas.

- Nie ma za co. - powiedział radośnie Ben, odkładając swój plecak na ziemię.

---------------------------------------------------------

Witam was w tym czymś XD Obiecuję, że następne rozdziały będą lepiej napisane. Mam nadzieję, że nie złapał was cringe i zostaniecie tu na dłużej. 

Such a violent world - Ben Dolic x Gjon's Tears *zawieszone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz