Pov Niall- Wybaczałem ci wiele, ale mam już tego dość. Całe życie próbujesz mi coś odebrać. A najgorsze jest to, że tak bardzo pragniesz mojej żony. Chociaż jesteś moim bratem to pozwoliłeś by mnie z tobą zdradzała, a teraz jeszcze robisz wszystko byleby nas tylko rozdzielić. Tak dłużej być nie może - nie obchodzi mnie, że zaraz mogę umrzeć. Zależy mi na tym by Louis wreszcie przestał niszczyć moje życie. Lecz nie zamierzam też wziąć na swoje sumienie jego śmierci. Wolę by zdecydował o tym przypadek.
- Nie zamierzam grać w tę twoją grę - odwraca się i podchodzi do drzwi. Nigdzie jednak stąd nie wyjdzie, bo są zamknięte. - Otwórz te cholerne drzwi.
- Przestań ignorować to co do ciebie mówię! - ciągle traktuje mnie jako tego gorszego. Od zawsze tak było. Mimo, że to ja miałem nazwisko i majątek mojego ojca to ten nie raz dawał mi Louisa za przykład. Nie znosiłem tego, ale nie reagowałem. Koniec z tym.
- Jeśli potrzebujesz jakichś leków na uspokojenie go z chęcią ci je dam, prześpisz się, odpoczniesz i później spojrzysz na wszystko inaczej - znowu to robi. Próbuje mnie kontrolować.
- Zamknij się i wybieraj pistolet! - wrzeszczę na niego. Najwyraźniej specjalnie próbuję mnie doprowadzić do wściekłości. To nie jest jednak dobre rozwiązanie.
- Daj już spokój i otwórz drzwi, bo inaczej je wyważe - nie raz mi pomógł, ale jak tylko straciłem pamięć to wykorzystał okazję jak tylko mógł. Wymienił prawie wszystkich pracowników tak by to jemu byli wierni, a nie mi. Coś mi podpowiada, że w niedługim czasie wykorzystałby to przeciwko mnie.
- Bierz tą cholerną broń albo ja strzelę! - nie robi tego, więc już nie wytrzymuje tego napięcia. Chwytam za pierwszy lepszy pistolet. I on wystrzala. Chociaż zbyt dokładnie nie celowałem to trafiłem Louisa w klatkę piersiową. On się chwyta za to miejsce i upada.
Powoli zbliżam się do mojego brata. Chyba nigdy wcześniej nie byłem taki rozdygotowany. Nawet moje pierwsze morderstwo nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Choć miałem wtedy zaledwie szesnaście lat.
- Błagam cię nie krzywdź Valerie - z jego ust płynie stróżka krwi. - Ja ją naprawdę kochałem. Długo próbowałem z tym walczyć, ale później już nie umiałem. Nie wiń je - nagle przestaje mówić. Jego oczy są otwarte, ale on nie żyje. Przykucam przy nim i to sprawdzam. Miałem rację odszedł.
Wspomnienie
Siedzę w ogrodzie w miejscu gdzie nikt mnie nie znajdzie. Wolałem zejść ojcu z oczu po tym jak okazałem łaskę człowiekowi, który wkurzył mojego ojca. Ja wszystko rozumiem, ale jak można kogoś skazać na śmierć przez to, że nie przywiózł mu jego ulubionego alkoholu na czas.
- Nie musisz się już ukrywać - podchodzi do mnie Louis. Tylko on wie gdzie się chowam. W końcu kto lepiej zrozumie piętnastolatka jak jego zaledwie dwa lata straszy przyrodni brat.
- Naprawdę?
- Tak, powiedziałem twojemu tacie, że ten człowiek jest dobry w negocjacjach przy pewnych sprawach, więc szkoda by było się go pozbyć. Nie już na ciebie wkurzony.
- Dziękuję - podnoszę się.
- Nie ma za co - odpowiada i klepie mnie po ramieniu.
Koniec wspomnienia
- Naprawdę żałuję, że tak się stało, ale nie zostawiłeś mi innego wyjścia.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział