-Więc może mi powiesz co się tak na prawdę stało? - spytałem ostrożnie.
Louis gdy usłyszał te słowa, zamarł, a szklanka w jego dłoni zaczęła się niekontrolowanie trząść. Jednak po chwili odwrócił głowę w moją stronę i zaczął łamiącym się głosem.
-Poznaliśmy się na studiach, ja byłem na pierwszym a on na trzecim roku.
- A co studiowaliście?
-Muzyka.
-Grasz czy śpiewasz?
- To i to.
-A jaki instrument?
- Gitara i pianino.
-Może kiedyś razem zagramy...
-Ty grasz?!
-Zdziwiony?- zapytałem chichocząc i dodałem, nie czekając na jego reakcję- gram od wielu lat, jakbyś chciał wiedzieć...kontynuuj
- Um więc raz się złożyło, że razem pracowaliśmy. Im brakowało par, a ja byłem na tyle dobry by się nadać. Zaczęliśmy nasz projekt, który miał trwać 2 miesiące. Prawie po każdych skończonych zajęciach wychodziliśmy na kawę i tak się poznaliśmy, a po kilku miesiącach byliśmy już razem.
- Kto zrobił ten krok ty czy jak mu tam?
- On i ma na imię Connor- odparł wycierając pojedynczą łzę.
Zapadła chwila ciszy, aż w końcu zadałem nurtujące mnie pytanie.
- Spodziewałeś się tego? No wiesz, że cię zostawi?
- Hmmm czasami wydawało mi się, że nie zasługuje na takie szczęście i ta bańka kiedyś pryśnie... I chyba to wykrakałem. - dodał smutnym głosem.
- Czemu tak myślisz? - maaatko zachowuje się jak jakiś psychoanalityk.
- Nie wiem po prostu uważam że na to nie zasługuję.
- Wiesz, moim zdaniem każdy zasługuje na to by być szczęśliwym. Najwidoczniej on nie miał być jego źródłem.- odparłem z namysłem i lekko się do niego uśmiechnąłem. Dziwne, nie wiem co się ze mną dzieje, normalnie już dawno bym sprzątał zwłoki, a nie bawił się w obrońce uciśnionych. A właśnie mówiąc o zwłokach, to zaczęło mnie ssać w żołądku, a do świtu zostały 3 godziny, co daje mi 2, bo Ash na pewno wezwie mnie. Dobra koniec zabawy, trzeba coś zjeść.
- Um Louis - powiedziałem ostrożnie, a on spojrzał na mnie i to mi wystarczyło by użyć na nim wpływu. - posłuchaj mnie, teraz cię ugryzę i będę się na tobie żywić, a ty będziesz grzecznie siedział. Jak skończę to ty o wszystkim zapomnisz. Dobrze?
Szatyn skiną głową, a ułamek sekundy później wbiłem się kłami w jego delikatną skórę na nadgarstku. Gdy krew wypłynęła z rany, szybko zacząłem pić, aż jego serce nie zaczęło zwalniać. Przestałem, ale przyszło mi to z trudem, ponieważ jego krew była na prawdę smaczna. Chyba zostanie trochę u mnie. Odchylając się od jego ręki, naciąłem sobie palec kłem i pomazałem swoją krwią jego ranki. Po chwili nie było już znaku po rozcięciach. Znów popatrzyłem mu w oczy i powiedziałem.
- Chcesz tu zostać prawda? - kiwnięcie głową- jesteś śpiący? - kolejne- No dobry chłopczyk. U góry, pierwsze drzwi po lewej to twoja sypialnia. Cieszysz się? - następne- Będziesz spał aż do zmroku, potem zamówisz coś do jedzenia i zaczekasz na mnie. Jasne?
- Tak.
- Dobrze to do jutro Louis.
- Do jutra Harry.
No teraz został mi jeszcze do przekonania Ashton. O wilku mowa, jaśnie pan stwórca mnie wzywa. Szybkim krokiem opuściłem apartament, ówcześnie go zamykając i pomknąłem do naszej willi.
***
Kolejny rozdział za nami. Wiem, że był trochę nudny ale oni muszą się poznać a akcja rozkręcić. Mam nadzieję, że nie zanudziłam was na śmierć.
A i dziękuje wam za każdą gwiazdkę i komentarz to na prawdę wiele dla mnie znaczy.
Do następnego xx
Wesołych świąt :)
![](https://img.wattpad.com/cover/27376045-288-k346206.jpg)
CZYTASZ
Blood//larry
FanfictionHarry: ponad tysiącletni wampir. Louis: zraniony i zagubiony chłopak. Co się stanie gdy ich drogi się splotą?