CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Harry POV
Siedzimy przez ostatnie dwie godziny i wałkujemy plan działania, za chwilę będę już nawet potrafił wyrecytować ułożenie szklanek w kredensie pani domu... Niespodziewanie jednak Raziel, który na notabene powinien być tu od samego początku, wpada do pokoju z rozbrajającym uśmieszkiem i drewnianym pudełkiem pod pachą.
-Och księżniczka raczyła jednak nas dziś odwiedzić, cóż za zaszczyt... Niestety czerwony dywan w praniu a kawior wyszedł. - zaczął uszczypliwie Ashton, ale przybysz machnął ręką by przestał i położył delikatnie przedmiot trzymany w ręce.
-Możesz przestać i dać mi dojść do słowa, ponieważ wyświadczyłem ci ogromną przysługę a ty masz czelność mnie bluzgać. - odparł z udawanym gniewem wampir.
Nie powiem wole przekomarzanki starego małżeństwa niż nudne wałkowanie tego samego. Raziel chrząkną i zaczął przerwany wątek.
-Więc zmiana planów, nie będziemy włączać alarmu. - widząc miny reszty zgromadzonych przeszedł do sedna i otworzył tajemnicze pudełko, w którym znajdowało się dziesięć pierścieni z granatowymi kamieniami.
-Lapis lazuli... więc co królowa chce w zamian. - widać, że starego Ashtona nie da się łatwo zaskoczyć, nie to co pozostali siedzą z rozdziawionymi paszczami i patrzą jak na Ufo.
-Nic specjalnego, chce was widzieć na balu, całą rodziną wraz z Louisem.
-Słyszałem, że w tym roku odbędzie się w Paryżu. - powiedział przyciszonym głosem podekscytowany Niall. Och te dzieci są naprawdę rozkoszne...
-Wyśmienicie. Wszystko co ustaliliśmy zostaje bez zmian, rzecz jasna oprócz uruchomiania alarmu. Powtarzam wyjeżdżamy w południe, na początek idzie Darren na zwiady, ponieważ jest najszybszy, zdaje raport i wkraczają do akcji bliźniaki, neutralizujecie ochronę, zabijcie, ogłuszcie - wasz wybór. Na koniec wkraczasz ty Harry ze mną i idziemy po Louisa, reszta zajmuje się rodzinką, w szczególności macie unieszkodliwić młodego i starego Hooda. Czy wszyscy rozumieją to co mają robić? - spytał, na co otrzymał zgodne kiwnięcia głowami zebranych wampirów. Uśmiechnął się promiennie do Michaela i pozwolił się rozejść reszcie.
-A bym zapomniał spotykamy się na dole o 11:00. Ten kto się spóźni będzie miał urwane jaja przez Harry'ego, nie żartuje ten Louis jest naprawdę dla niego ważny, więc potraktujcie tą sprawę poważnie.
Wychodząc uścisnąłem ramie Ashtona w podzięce za to co robi by ratować moje maleństwo. On tylko powiedział, że wie co czuję i poszedł do siebie z Michaelem. Ja miałem jeszcze parę godzin na zjedzenie czegoś i przygotowanie się do akcji.
Była 10:48, na szczęście wszyscy krzątali się wokół samochodów pakując potrzebne rzeczy takie jak: apteczka i koc dla Lou i kilka noży. Kilku z naszych było dość podekscytowanych możliwością chodzenia w słońcu, gdyż te pierścienie ma tylko rodzina królewska i trzeba mieć kontakty by je wypożyczyć, o posiadaniu takiego cacka żaden wampir nie może nawet sobie pomarzyć, niestety taki nasz los. Dlatego też samochody stoją na dworze by każdy mógł nacieszyć się dniem.
Bez zbędnych ceregieli i problemów wyruszyliśmy równo o 11. Droga minęła mi bardzo szybko nawet nie zdążyłem się dobrze rozsiąść a już parkowaliśmy w lesie na obrzeżach posiadłości Hoodów. Resztę drogi pokonaliśmy pieszo, zgodnie z planem pierwszy poszedł Darren, gdy my dotarliśmy do siatki on już wrócił i czekał na nas z dobrymi wieściami, a mianowicie - jest tyle ludzi ile miało być. Następnie poszły bliźniaki, a po dziesięciu minutach ruszyliśmy.
Budynek, który oni zwali domem dla normalnych ludzi wyglądałyby jak zamek, ale nie zaprzątałem sobie tym głowy tylko pobiegłem za resztą do tunelu. Widać, że nikt nie używał go od bardzo dawna, ponieważ był strasznie zaniedbany - było tam pełno pleśni i ze ścian skapywała woda. My mknęliśmy nieużywanymi lochami, które doprowadziły nas do drzwi prowadzących do głównego holu, pilnowanego prze Eda i Maysona. Wychodząc zobaczyłem jak rudzielec uśmiecha się ukazując ubrudzone krwią zęby. Rozeszliśmy się po domu jak śmiercionośne duchy, chłopcy na górę gdzie rodzina właśnie się znajdowała a ja z Ashtonem do osobnego lochu, ulokowanego po przeciwnej stronie domu. Przechodząc przez korytarze zauważyłem ciało jednego ze strażników, miał on bliznę po ugryzieniu, co było równoznaczne z tym, że nie żyje (bliźniaki zawsze zabijają ofiary). W końcu znaleźliśmy zejście do cel, poszedłem pierwszy a blondyn ubezpieczał tyły. Po chwili wpadłem rozgorączkowany tam gdzie trzymali moje małe szczęście. Gdy go zobaczyłem, zawyłem na widok jaki napotkałem. Louis był przyczepiony do wielkiego iksa, był nagi, cały zakrwawiony i posiniaczony, jego głowa opadała bezwiednie na klatkę piersiową, jak podszedłem bliżej okazało się, że te bydlęta musiały używać na nim kociej łapki, ponieważ przez plecy ciągły się potworne rozcięcia. Nie myśląc wiele nadgryzłem sobie każdy palec i przejechałem nimi po ranach, które na szczęście zaczęły się zasklepiać. Po chwili Louis podniósł niepewnie główkę i wychrypiał.
-Harry czy...czy to ty?
Złapałem delikatnie jego buzię w dłonie, płacząc ze szczęścia, że żyje i z żalu przez to co musiał przejść z mojej winy.
-Tak kochanie jestem tu. Proszę cię nie zasypiaj, zaraz cię stąd wezmę tylko zostań ze mną dobrze.Skinął głową, a ja zacząłem odpinać zaczepy, które trzymały go w pionie. Gdy uwolniłem go, wziąłem na ręce i ruszyłem w powrotną drogę, tym razem Ash szedł pierwszy, by nas ochronić w razie potrzeby, wychodząc na hol Ed dołączył jako tylne zabezpieczenie. Po chwili usłyszałem jak Lou szepcze.
-Weźcie też Lukea.
Nie wiedziałem czego akurat chce od tego chłopaka, ale na pewno potem się dowiem, więc popatrzyłem znacząco na rudzielca, który szybko zniknął na schodach prowadzących na górę. Ja, Louis i Ashton pognaliśmy jak najszybciej się dało do samochodów, by znaleźć się w bezpieczniejszym miejscu i opatrzyć rany.
Przy samochodach byli już wszyscy oprócz Eda, który dostał dodatkowe zadanie. Widząc nas każdy z nich zaczął się szczerzyć, nawet mnie się udzieliła ta wesołość. No bo w końcu uratowałem mojego ukochanego, on żyje, ja żyje, cała ekipa też.
-Ktoś tu się ze wzruszenia nawet rozkleił. - zażartował Daren.
Przewróciłem tylko oczami i dźgnąłem przyjaciela pod żebrami, na co pisnął jak mała dziewczynka a reszta ryknęła śmiechem. Widać było, że całe ciśnienie i niepokój z nas zszedł wraz z odzyskaniem Louisa.
Położyłem szkraba na tylnych siedzeniach i zacząłem obmywać ze krwi. Zauważyłem, że ma głębokie nacięcia pod gardłem i na szyi, dezynfekowałem je i posmarowałem własną krwią, miał także poparzoną klatkę piersiową i o zgrozo Calum użył na nim gruszki. Spytałem się Ashtona, czy mogę go uleczyć już teraz, ale powiedział, że tak duża ilość krwi może go przemienić, a na to nie czas, więc przemyłem rany, okryłem go kocem i usadowiłem na kolanach.
Niedługo po tym pojawił się bliźniak z nieprzytomnym Hemmingsem przewieszonym przez ramię. Zapakowaliśmy chłopaka do samochodu i pojechaliśmy do domu z poczuciem spełnionej misji. Później dowiedziałem się, że zabiliśmy wszystkich ochroniarzy i ojca Hooda, o dziwo nie było mi wcale go szkoda, może dlatego, że prawie zakatował mi Louisa, reszta rodziny została tylko zagłuszona.
Teraz leżę w trumnie z moim całym światem, który śpi wtulony w mój bok. Powiem jedno choć jest pokiereszowany, potłuczony, ma pełno siniaków, zadrapań, płytszych i głębszych ran, jego włosy są przetłuszczone i w nieładzie, ciało wychudzone , ogólnie wygląda jak kupka nieszczęścia to i tak jest najpiękniejszym człowiekiem jakiego w życiu widziałem i jestem ogromnym szczęściarzem, że jest on mój.
-Kocham cię kruszynko. - szepnąłem i pocałowałem go w czoło. - Przysięgam, że nie dam cię już więcej skrzywdzić. - powiedziałem i na potwierdzenie moich słów pocałowałem go znowu.
Po czym ułożyłem się wygodnie i oddałem się w objęcia Morfeusza.
***
Hej wszystkim!
Wiem, że długo nie dodawałam, nawet nie wiem czemu bo wszystko od dawna miałam obmyślone, tylko jakoś nie miałam siły by siąść i skleić to w jedną całość. Więc przepraszam was wszystkich za trzymanie w niepewności i za nie dodawanie rozdziału.
6 komentarzy = następny rozdział
Do następnego xx
![](https://img.wattpad.com/cover/27376045-288-k346206.jpg)
CZYTASZ
Blood//larry
FanficHarry: ponad tysiącletni wampir. Louis: zraniony i zagubiony chłopak. Co się stanie gdy ich drogi się splotą?