#68.

325 29 48
                                    

Trost

       Znowu byli w mieście-palimpseście, w którym nowe nakładało się na stare, a kurz obecnych dni opadał na opadnięty już kurz minionych. Warstwy Trostu nie konserwowały się jednak jak owady znajdowane w bardzo rzadkich kawałkach stwardniałej żywicy, wyławianych przez wiejskich lub rybaków z jezior pozostałych po dawnym biegu rzeki.

       Trost w niczym nie przypominał skrawka rzeczywistości zamkniętego raz na zawsze w pomarańczowych i brunatnych bryłkach niewiadomego pochodzenia nazywanych potocznie „kamieniami, które się palą" świadczących o tym, iż sama historia — rzekomo stuletnia — nieustannie odsłaniała jakieś swoje starsze oblicze.

       Dystrykt Pogranicza był miastem bardzo ruchomym, bo jego elementy zdawały się nie mieć stałego położenia: pokazywały się od czasu do czasu, potem chowały, po czym znów ujawniały, jakby cały Trost stanowił ogrodzoną murem przestrzeń gubienia, zapamiętywania, tworzenia i niszczenia — szczególnie tam, gdzie, idąc ulicą, napotykało się na ślad.

       Nie chodziło tylko o wyblakłe napisy prześwitujące spod nowych napisów lokali zmieniających swoje przeznaczenie, nie chodziło o dawne zdobienia uboższych dzielnic świadczące o jakiejś dawnej świetności zapadłej pod ciężarem dziedzińcowych wysypisk.

       Teraz, kiedy po deszczu niedawno bulgoczącym o bruk jak pieniące się mydliny, ze smugami wody, ze ścian kamienic, z domów i z dachów spłynęła najświeższa, najbardziej ruchoma warstwa miejskiej sadzy, wszystko zaczęło wyglądać inaczej.

       Obecny powrót wcale nie przypominał tego pierwszego, po latach; tego letniego, kiedy ranna leżała na Murze i właściwie bez świadomości poddała się pacyfikacji Stacjonarnych; nie przypominał też drugiego, tego po przywróceniu do służby: Trost stał bez przestrzelin, bez głazu w bramie i bez porozpruwanych budynków.

       Ostatnio była tu wczesną zimą. Miasto wydawało się wówczas przysłonięte woalem pogody, zaparowane (zakonspirowane?) mrozem i dymem z kominów. Niebo ciemniało niedługo po dzwonie obwieszczającym styk popołudnia i wieczoru, a po szybach i mokrym od roztopu bruku przepływały brudnożółte, rozłażące się refleksy gazówek. Osad rozmywał się w szarościach dnia i optycznie nikł w pozbawionym kolorów otoczeniu, jakby ktoś zarzucił na cały Dystrykt maskującą siatkę.

       Zimowe powietrze zdawało się ciężkie niby przepełnione drażniącą gęstością ognia i ulatującej z kominów spalenizny; każdy oddech prowokował wrażenie zaciągnięcia się zdradliwym papierosem, do którego — w trakcie skręcania — w nitkowaty miał tytoniu nieproszenie wkradł się włos lub inna drobina czegoś niepożądanego, czego nieprzyjemny smak zostawał na języku jeszcze długo po rozszarpaniu bibułki w popielniczce.

       Teraz wyraźnie widziała ciemniejące przestrzeliny albo szachulce i framugi szarpnięte odłamkiem lub pociskiem, w których dostrzegało się białawą, nitkowatą pleśń; dysonansowały nienaturalną jasnością, tworząc wyrwę w porowatym tle niszczejącego lakieru i łuszczącej się smoły. Nieodbudowane domy nadal były zakopcone jak zgliszcza po pożarze.

       Zawahała się, aż w końcu zamknęła otwartą papierośnicę, jakby i teraz, mimo wczesnego lata, coś zawiązało jej na końcu języka ten szorstki impuls wymuszający dreszcz ciała niebezpiecznym zaostrzeniem bodźców; zimą, zza łagodnej kulisty tworzonej przez samo otoczenie nie dało się tego ani dostrzec, ani poczuć.

       Nie było to obrzydzenie ani pierwotna, elementarna forma, jaką zawsze widziała w jadłowstręcie. Nie przyspieszało jej serce, a do oczu nie napływały łzy, żołądek nie zawiązał się na supeł, wargi nie zacisnęły z obrzydzenia jak przed wypiciem mleka albo na samą myśl o ugryzieniu i przeżuciu mięsa, które, mimo przyrośniętego do niego mitu bogactwa, od powrotu zza Muru tak rzadko odważała się zjeść i zmuszała się tylko wtedy, gdy nie miała innego wyboru niż przydziałowa konserwa albo po prostu... osłabiający ciało głód zabijany zazwyczaj bobem na oleju lub odwróconą wirtuozerią strączkowo-zbożowej papki serwowanej przez kucharza w Centrali.

acte gratuit | shingeki no kyojinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz