VIII.Oblężenie Opoczna

65 12 0
                                    

Maciej zauważył, że mężczyzna ściskał kurczowo w dłoni jakiś zwitek papieru. Prawdziwy Mariusz Kot wpatrywał się w niego jakby z oczekiwaniem. Powoli wyciągnął rękę z papierkiem w jego stronę. Maciej wziął osobliwy podarunek bez słowa i przyjrzał się ciągowi liter i cyfr koślawo nabazgranych na nim ołówkiem. Nie przypominało to żadnego wzorku jaki znał.
- Co to jest? - zapytał w końcu z napięciem.
- Jedyna nadzieja - wychrypiał Kot w odpowiedzi.
- A konkretniej?
- To wzorek pozwalający wpływać na umysły innych ludzi - powiedział Mariusz. - Oni już tu idą, ten wzór to jedyny ratunek - dodał zbolałym, chrypliwym głosem.
- I jak ten wzór niby działa? Kto tu idzie? Mów! - powiedział podniesionym głosem poirytowany Maciej.
- Po prostu... go wypowiedz... i pomyśl co chcesz zrobić... jednak masowe użycie to już matematyka. Armia... Kononowicza. Idą tu. Po hasła do głowic...
Zaraz po wymamrotaniu tych słów, Mariusz Kot stracił przytomność i osunął się na posadzkę z głuchym stuknięciem.
- Kurwa - mruknął fizyk.

Bezwładny Mariusz Kot leżał załadowany z tyłu osła. Maciej przywiązał go sznurem znalezionym w sali historycznej. Dawniej służył on do podwieszania bardzo realistycznej atrapy Kasztanki - klaczy Józefa Piłsudskiego. Jedynka była zdecydowanie wyśmienicie wyposażoną szkołą.
- Dalej, Płotka! - nerwowo krzyknął na zwierzę, ponaglając je lejcami. Kiedyś przeczytał to imię w jakiejś starej, przedwojennej książce fantasy i uznał, że pasuje idealnie dla opoczyńskiego wierzchowca.
Gdy mijał konia wolności, po Brajanie Psie nie było śladu. Fizyk wzdrygnął się, gdy przed oczami pojawiła mu się twarz zaniepokojonej Karyny. To było okienko wideorozmowy wyświetlone na przyłbicy podarowanej mu przez Tigera Bonzo. Nie miał już nawet ochoty rozmyślać nad tym, jak zdobyła do niego kontakt.
- Co jest? - zapytał, nie zwalniając.
- Ludzie Kononowicza kierują się do Opoczna. To tuziny dobrze uzbrojonych ludzi. Szacujemy, że będą tu za jakieś pół godziny. Tak cię tylko uprzedzam, lepiej jedź do naszej kwatery głównej. Policja już się ustawia przy granicach.
- Już jadę. Znalazłem Mariusza Kota. I... chyba wiem jak ich powstrzymać.
- Co? - zapytała zaskoczona.
- Niedługo będę. Skąd wiedziałaś jak się ze mną skontaktować? - jednak zdecydował zapytać.
- Mam swoje źródła - odpowiedziała krótko.
- Jak każdy - Maciej sięgnął do okablowanego paska od przyłbicy i na dotykowym panelu wybrał opcję zakończenia rozmowy.

Karyna wpatrywała się jeszcze chwilę beznamiętnym wzrokiem w ekran starego, mocno porysowanego monitora, jednego z trzech na biurku. Pozostałe dwa wyświetlały nagrania na żywo z monitoringu w różnych częściach miasta. W końcu się ruszyła i chwyciła telefon leżący obok. Wybrała numer z listy, która się wyświetliła od razu po wybudzeniu wysłużonego xiaomi. Przełączyła na tryb głośnomówiący.
- Reksio? Jak sytuacja? - zapytała.
- Wysłaliśmy kilka dronów. Wygląda na to, że wojska chcą otoczyć miasto, zbliżają się ze wszystkich stron. Jest ich coraz więcej, do tego mają samochody. Dużo. Nie ma ucieczki.
- To wszystko?
- Nie, ta armia... to prawdziwe cyborgi. Jakieś patusy z mechanicznymi kończynami i kij wie czym jeszcze. Wygląda na to że zaraz przystąpią do desantu z tych swoich starych passatów. Nie wiem jak sobie z tym poradzimy.
- Dobra. Zbieraj wszystkich, w s z y s t k i c h. Pamiętaj, że wszelkiej maści żule też mogą być pomocni - powiedziała na koniec Karyna i rozłączyła się. Wstała. Włożyła telefon do kieszeni spodni i zarzuciła na siebie czarną bluzę z napisem "STRAIGHT OUTTA COMPTON" wiszącą na fotelu przy biurku. Zatrzymała się przed drzwiami i po chwili wahania zawróciła i wzięła z szuflady biurka skonstruowany niegdyś własnoręcznie pokraczny pistolet. Na korytarzu panowało zamieszanie, jak mało kiedy. Budynek oficjalnie był wykorzystywany do księgowych prac, ale ruch oporu używał go w tajemnicy do organizacji najważniejszych akcji dywersyjnych. Obecnie, bojówka Bonusa niespecjalnie próbowała zachować dyskrecję, ludzie wokół biegali od pokojów do pokojów, gorączkowo przeglądali plany, szykowali broń lub dyskutowali ze znajomymi podnieconymi głosami. Opoczno było atakowane, pierwszy raz od pamiętnego ataku Dynastii Bazyla cztery lata temu. Tym razem nie miała czasu, by porozmawiać czy pomóc komukolwiek z nich. Szybkim krokiem przeszła korytarzem do gabinetu znajdującego się na jego końcu i weszła bez pukania. Bonus siedział za biurkiem w słuchawkach na uszach i miał wyraźnie skupioną minę.
- Gadałam z Maciejem z Podlasia, powinien niedługo tu być. Powiedział, że... - zrobiła dramatyczną przerwę. - Że ma jakiś sposób na te cyborgi Kononowicza - dokończyła z niepewną miną.
- Skoro tak mówi, to pewnie ma. Maciej to dobra morda, spokojnie - odpowiedział lekceważąco Bonus i machnął ręką.
- Jasne.
W tym momencie drzwi się znów otworzyły. Stanął w nich fizyk. Z drugim, nieprzytomnym fizykiem na plecach.
- Potrzeba... medyka - wydyszał.

Mariusz Kot otworzył oczy. Leżał na samym materacu w pokoju o białych ścianach. Nie miał okazji mu się lepiej przyjrzeć, ponieważ pierwszym co zobaczył, był Maciej z Podlasia stojący nad nim.
- W końcu - powiedział beznamiętnie. - Mamy kilka spraw do omówienia.
- Jakich spraw? - wydyszał Kot.
Fizyk się nachylił.
- Mam tylko dwa pytania. Co konkretnie muszę zrobić, żeby ten wzorek zadziałał na większą ilość osób? I czy brałeś udział w tajnym podlaskim programie klonerskim 27 lat temu?
- Nie wiem co masz zrobić, nie testowałem tego, ale reszta to już matematyka.
"Reszta to już matematyka." - to sformułowanie wydało się być bardzo znajome Maciejowi.
- A co do klonowania... tak - wymamrotał Kot.
- W jakim celu?
- Nie męcz go już, on nic nie wie. Teraz liczy się każda chwila - Karyna chwyciła młodszego fizyka za ramię. Zacisnął usta.
- Masz rację - rzekł po chwili. - Musimy po prostu przetestować ten wzorek. A on...
- Nie wiemy ile czasu Pies go trzymał w zamknięciu. Trochę minie zanim dojdzie do siebie, ale to dalej potężny fizyk, więc jego wzór może nam pomóc... ale tylko ty umiesz z niego skorzystać.
- Tak czy inaczej mnie to nie obchodzi, to ostatni raz kiedy się z nim widzę. Chodźmy - Maciej spojrzał na nią i uśmiechnął się krzywo.
Razem wyszli z powrotem na zatłoczony korytarz i skierowali się schodami w dół, do głównego wyjścia; pomieszczenie do którego przynieśli starego fizyka było kolejnym dawno nieużywanym gabinetem, który teraz służył za pokój szpitalny, w którym pomagano rannym członkom ruchu oporu. W biegu minęli Reksia przewodzącego szeregowi lekko zataczających się starszych mężczyzn uzbrojonych w szable, niektórych w pistolety. Była to jednostka typu Ż.U.L. - tak zwana żandarmeria ulicznych likwidatorów, powoływana do akcji tylko na specjalne operacje. Przygotowania do obrony miasta wciąż trwały.

- Stój, Płotka! - krzyknął Maciej.
- Nazwałeś osła Płotka? - zapytała z rozbawieniem Karyna.
- Nazywam tak każdego wierzchowca, tak już... - urwał.
Zatrzymali swoje osły na widok sceny odgrywającej się pod opoczyńskim zamkiem. Grupka policjantów uciekała w popłochu przed kilkunastoma cyborgami ubranymi w dresy. Ich wszczepy i protezy wyglądały na bardzo zaawansowane jak na standardy pustkowia, niektórzy mieli całkowicie mechaniczne nogi, inni strzelby lub bejsbole zamiast rąk, a przewodził im osobnik z czymś przypominającym mikrofalówkę zamiast głowy. Bardzo możliwe, że w istocie była to bardzo zmodyfikowana mikrofalówka.
- No dobra, teraz albo nigdy.
Fizyk zszedł ze zwierzęcia. Sięgnął do kieszeni marynarki po kartkę z notesu na której piórem wiecznym przepisał wzór Kota i starannie go wykrzyczał, intensywnie myśląc, co chce osiągnąć. Bez słowa machnął ręką, wskazując Karynie pobliski murek. Lekko się zza niego wychylili i zaczęli obserwować efekty.
Dwóch najbliższych Podlasian z miejsca się zatrzymało i zaczęło okładać swoimi pałkami bejsbolowymi sojuszników, co spowodowało zamieszanie i pozwoliło uciec opoczyńskim policjantom. Reszta złowrogo zaryczała i rzuciła się na zdrajców, którzy przed tym zdążyli jednak zniszczyć przynajmniej trzech z nich.
- Na resztę to nie zadziałało... za mały zasięg - powiedział cicho.
Zaraz po tych słowach usłyszeli przytłumiony wybuch gdzieś z oddali.
- Z ich przewagą, w tradycyjny sposób na pewno ich nie odeprzemy. Już przekroczyli granice. Co zamierzasz? - zapytała Karyna z niepokojem.
- Musimy wymyślić coś innego, żeby wzmocnić wzorek. Wygląda na to, że będziemy musieli... nawiązać współpracę z Brajanem Psem.

Ostatni FizykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz