V.Początek końca

129 14 2
                                    

Karyna obejrzała się przez ramię po raz ostatni, ale fizyk już niknął w oddali. Szedł szybkim krokiem. Idąc w przeciwnym kierunku, w stronę zakładu Ceramiki, wyciągnęła z kieszeni powycieranych jeansów stary telefon marki xiaomi. Miał pęknięty ekran i był reliktem przedwojennych czasów, ale miała do niego sentyment. Odziedziczyła go po ojcu, który nie miał tyle szczęścia co ona i zachorował na ciężką chorobę popromienną, tak jak wielu starszych znajomych z dawnych lat.
Wybrała kontakt i zadzwoniła, ale odpowiedziała jej jedynie automatyczna sekretarka.
- Cholera - powiedziała na głos. W odpowiedzi usłyszała tylko nerwowe syknięcie kota.
Wszyscy pracujący w centrali ruchu oporu musieli zrobić sobie dziś wolne, jak zawsze, kiedy Bonus organizuje koncert. Tym bardziej, że tym razem gościem miała być międzynarodowa gwiazda z najwyższej półki, czyli znana ze swojej bogatej kariery piosenkarka Roksana Węgiel. Westchnęła i wybrała opcję nagrania wiadomości.
- Tu Karyna, wysyłam komunikat ze Skały. Fizyk odszedł, tak jak podejrzewałam. Wiem, że jest koncert, ale strażnicy przy granicach muszą być bardzo ostrożni, może spróbować opuścić Opoczno. Jeśli nie... możliwe że będzie próbował odszukać Brajana Psa samemu. Musicie obstawić szkołę numer 1. Pamiętajcie, że ma przy sobie kartę wzorów i jest wysoce niebezpieczny, nie można mu ufać.

Fizyk szedł zdecydowanym krokiem, cały czas czujnie lustrując otoczenie, będąc w gotowości do szybkiego wyciągnięcia karty wzorów. Mijał Biedronkę, więc był już poza umownym obszarem Skały. Wiedział, że najszybszym sposobem na uzyskanie jakichkolwiek informacji o swojej misji jest bezpośrednia konfrontacja z Brajanem Psem. Tak czy inaczej, nie mógł uniknąć tego spotkania. Nie miał pewności czy znajdzie go w wyznaczonym miejscu, ale postanowił, że przynajmniej rozpocznie poszukiwania od szkoły, w której rzekomo nauczał, czyli tak zwanej Jedynki. Po kilku minutach drogi przez opustoszałe miasto, Maciej usłyszał podniecone głosy z uliczki obok. Szybko ukrył się za schodkami do pobliskiego baru mlecznego.
- TO BYŁ NAJLEPSZY KONCERT NA JAKIM KIEDYKOLWIEK BYŁAM!
- Nooo, kiedy Roxie wleciała wyszła na scenę i zaczęła rapować z Bonusem "Na łazarskim rejonie" to myślałem, że mnie wybałamuci.
- Ja teeż.
- Jeszczee ten cover "200 po mieście!"
- Trójka nastolatków - pomyślał fizyk. - Pijanych w trzy dupy i zapewne zjaranych. Dość nietypowa godzina na urządzenie koncertu... interesujące. Choć może to nie mieć żadnego powiązania ze sprawą, ludzie w Opocznie albo wstają bardzo wcześnie... Albo to miasto naprawdę nigdy nie zasypia.
Poczekał aż przejdą dalej i wyszedł z ukrycia. Przyspieszył. Ulice mogły się zapełnić już niedługo.

W starym zakładzie produkcyjnym Ceramiki Opoczno zaczynało przybywać ludzi. Szczyt ruchu oporu miał się odbyć o 8, niedługo po koncercie Bonusa. Zakład służył za ich główną kwaterę i był połączony z siecią miejskich podziemi za pomocą kilku tajnych wejść. Budynek leżał niedaleko bramy zachodniej Opoczna i był otoczony przez podmokły lasek. Dzięki rozpuszczanym przez Karczmarzy pogłoskom o grasujących wokół sześcionożnych, krwiożerczych krowach, ludzie Brajana Psa z reguły się tu nie zapuszczali.
Karyna stała oparta o ścianę w przeszklonym gabinecie narad. Obserwowała wlokących się korytarzem ledwo żywych ludzi. Nie żałowała jednak, że akurat tego dnia przypadło jej specjalne zadanie i nie mogła pojawić się na koncercie. Ostatni na którym była, skończył się w końcu ucieczką zmutowanej papryki mającej służyć jako ozdoba na scenie. Krwiożercze rośliny biegały potem po całym mieście...
Bonus wszedł do pokoju lekko chwiejącym krokiem jako pierwszy. Usiadł przy okrągłym stole, strzelił palcami, skrzyżował ręce i spojrzał na dziewczynę na tyle uważnie, na ile pozwalał mu jego stan.
- To co tam się wydarzyło? - zapytał.
- W drodze do Tigera Bonzo zaatakował nas cyborg, który wyglądał jak Korwin po ostrych modyfikacjach - rzekła spokojnie. - Nie wiem jak to się wydarzyło, ale najwyraźniej komuś musiało bardzo zależeć, żeby przywrócić go do działania. Fizyk go znokautował i zostawił u Bonza do rozszyfrowania. Nie powiedział gdzie poszedł, ale podejrzewam, że spróbuje znaleźć Psa samemu. W tej sytuacji Tiger raczej nam nie pomoże, przynajmniej na razie...
Bonus spoważniał i się zamyślił.
- I bardzo przepraszam, ale uznałam, że próba zatrzymania go bez wsparcia może się źle skończyć.
- Eee tam, nie przejmuj się - Bonus machnął ręką. - Jak dotąd ani kamery, ani nasi strażnicy przy granicach go nie uchwycili, a wszyscy wiedzą, że tamtędy nikt nie mógłby się przedrzeć niezauważony. Tym bardziej, że przy bramach zaobserwowaliśmy wzmożoną aktywność ludzi Psa. Bardziej mnie interesuje, skąd wziął się tu Korwin i czemu zaatakował akurat was. Czy Maciej mówił ci coś więcej o swojej misji od Podlasia?
- Nie. Ale myślę... - zawahała się. - Myślę, że są dwie opcje. Korwina wysłał albo Pies, albo Kononowicz. Możliwe, że nowe rządy na Podlasiu będą chciały zatrzeć ślady po poprzednikach eliminując wszystkich którzy byli im wierni.
- To prawda, możliwe - Bonus pokiwał głową. - W każdym razie za chwilę musimy omówić kilka ważnych rzeczy z radą. Twoja nowa misja to odnalezienie Macieja i ponowny kontakt. Ale nie wtrącaj się, jeśli będzie chciał spotkać się z Brajanem Psem samemu. To może wyjść po naszej myśli. I jeszcze jedno. Wiem, że można na tobie polegać, ale tym razem pójdzie z tobą Reksio. Ruszacie za 15 minut, szykuj się.

Po kilku godzinach medytacji w celu odnowy sił, nadeszło kolejne ciemne i chłodne popołudnie. Fizyk wstał i rozejrzał się po wnętrzu zniszczonego kościoła, który już dawno został obrabowany ze wszystkiego co mogło być jakkolwiek cenne. To dzięki eliksirowi z dodatkiem szczawiu i prostemu wzorowi miał możliwość korzystania z umiarkowanego odpoczynku przy jednoczesnym zachowaniu pełnej czujności, a ten kościół był do tego idealnym miejscem. Nie korzystał z tej opcji często - medytacja zawsze powodowała nieznośne bóle głowy po kilku dniach.
Wyszedł, ostrożnie omijając kawałki gruzu na posadzce, a echo jego kroków rozchodzące się po monumentalnym wnętrzu było jedynym co słyszał.
Cały czas szedł szybkim krokiem, jak gdyby wciąż rozświetlone karczmy i skąpane w przygasłych neonach sklepy z największym wyborem towarów jaki dotąd widział nie robiły na nim wrażenia. W istocie robiły, ale nie to było teraz najważniejsze. Spieszył się. Minął kilkanaście osób, ale nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Wielu nie pokazywało twarzy, niektórzy byli ubrani na ciemno i mieli kaptury, a inni fantazyjne stroje i kolorowe maski, często przedstawiające postacie z kreskówek lub seriali anime sprzed wielkiej wojny. Widać było, że koncert zebrał mieszkańców wszystkich dzielnic i wielu subkultur.

Przed drzwiami szkoły coś masywnego zagrodziło mu drogę.
- Gapisz mi się na bebech? - usłyszał niski, głęboki głos z góry. Podniósł głowę i rozpoznał Reksia, jednego z najbardziej masywnych strażników z ekipy, która wyprowadziła go z karczmy Saigon.
- No, no. Jednak jesteś całkiem przewidywalny. - Maciej usłyszał zza pleców. Uznał, że Reksio nie jest dla niego zbyt dużym zagrożeniem i odwrócił się. W bramie stała Karyna z rękami opartymi na biodrach.
- Myślisz, że nie wiedziałem, że ktoś tu po mnie przyjdzie? - fizyk się uśmiechnął. - Jesteś bystra, ruda, ale mnie nie powstrzymasz. Matematyk, podobno genialny, pojawia się nagle i przejmuje rządy w Opocznie, jest przeciwko niemu organizowany ruch oporu, chcecie nawet zaangażować Tigera Bonzo - zaczął wyliczać. - A ja miałem od niego odebrać jakąś paczkę. Faktycznie teraz zbyt mnie to interesuje, żeby zrezygnować ze spotkania z nim. Przesuń się, bo pożałujesz - warknął do Reksia.
Strażnik usunął się z drogi bez słowa, co nieco zaskoczyło Macieja.
- Nie zamierzasz mnie zatrzymywać? Więc nie będzie żadnego pożegnania? - znów zwrócił się do Karyny.
- Nie, jeszcze nie - odparła spokojnie. - Idź, my tu sobie zaczekamy.
Fizyk otworzył szerokie, przeszklone drzwi i przekroczył mury budynku. Bezszelestnie
przeszedł kilka kroków i dotarł do pogrążonego w niepokojącej ciszy hallu. Z jakiegoś powodu to miejsce wydawało mu się być podejrzanie znajome. Minął gablotkę z pucharami i innymi nagrodami, wygranymi przez uczniów szkoły jeszcze dziesiątki lat przed nuklearną apokalipsą. Czy gdzieś już ich przypadkiem nie widział? Zatrzymał się i poczuł dziwne zmieszanie. Zerknął na zakurzone zdjęcia klas powieszone na ścianie, ale po chwili przypomniał sobie, po co tak naprawdę tu jest. Odwrócił się i poszedł w stronę oznaczonego tabliczką gabinetu dyrektorskiego - nie wiedział skąd, ale miał przeczucie, że Brajan Pies tam będzie. Powoli otworzył obite podniszczoną skórą drzwi i wślizgnął się do środka. Od razu po przejściu przez próg dostrzegł sylwetkę stojącą na tle okna, przez które do gabinetu wlewały się nieśmiało promienie wiosennego słońca. Człowiek był odwrócony plecami.
- Przybywam z Podlasia. Jestem tu po przes... - zaczął Maciej.
- Wiem, kim jesteś - przerwał mu nieznajomy.
- A ty, do cholery? Kim? Bo ja nie wiem - odparł zdenerwowany fizyk.
Człowiek się odwrócił. Miał na sobie czerwony garnitur i nosił krótką brodę, ale nie sposób było go pomylić z kimś innym. To był Harry Styles, kolejny znany na całym świecie piosenkarz, który prawie w ogóle się nie zestarzał. Maciej uniósł brwi.
- Podejrzewałem, że Brajan Pies to tylko pseudonim, ale spodziewałem się kogoś poważniejszego.
- Ja również, kolego. Miał tu przybyć potężny fizyk, Maciej z Podlasia, a przede mną faktycznie stoi fizyk, ale zupełnie inny. Mariusz Kot. Ukrywający się pod innymi imionami, chcący zapomnieć o przeszłości. Też tu kiedyś uczyłeś, prawda?
Zaskoczenie na twarzy fizyka szybko zmieniło się w przerażenie. Prawdziwe przerażenie.

Ostatni FizykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz