Do zobaczenia, kochanie

468 39 30
                                    

      Opierał głowę o brzeg wanny, obejmując wtulone w siebie drobne ciało, bliskość i okalająca ich ciepła woda były relaksujące. Pozwalały zapomnieć o przyszłości, która zbliżała się z każdą chwilą. O przyszłości, która miała ich rozdzielić już niedługo. Dzisiaj. Teraz jednak ten czas należał... jeszcze... do nich, nie zamierzał i nie chciał zmarnować go na niepokój i niepewność. Nie po to zerwali się tak wcześnie z łóżka, żeby odbierać sobie lękiem te chwile, które chcieli dla siebie skraść. To, co ich obudziło to... to...

      (strach)

      ...pragnienie bycia razem. Chcieli ze sobą być jak najdłużej... móc na siebie patrzeć, odbierać bliskość cielesną... ciepło skóry... nacieszyć się tym, co jeszcze im pozostało. Wiedział, że wróci... wróci do swojego pięknego, małego Steve'a. I wtedy wszystko będzie dobrze. Nie istniała żadna inna możliwość. Jednak teraz tym, co kierowało jego myślami był moment, który dzielili...

      (pożegnanie)

      ...i bardzo chciał, by nigdy się nie skończył... chciał się zapomnieć, odpłynąć... wczuwał się w ułożonego na sobie Rogersa... w chude ręce ułożone na własnej klatce piersiowej, w dotyk jego mokrego ciała... słuchał miarowego oddechu, który owiewał mu skórę. Kochał to jak Steve bezpiecznie chował twarz w zagłębieniu jego szyi tak, jak teraz... jak się przy nim odprężał, jak mu ufał... jak... jak w niego uciekał... O, nie... nie... właśnie o to chodziło, potrzebowali ucieczki od wahań i...

      (wojny)

      ...lęku, a wolałby, aby nie musieli... wolałby zostać... Cała odwaga, którą zyskał dzięki temu, że Steve zobaczył w nim żołnierza, przemieniła się w rozpacz... w cichą, wewnętrzną rozpacz. Nie okaże jej, nie może... nie może... Zabronił sobie tego, nie mógł zniekształcić ich ostatniej, wspólnej chwili... po prostu nie mógł. Zacisnął zęby... i poczuł, że wcale nie chce być twardy, wcale nie chce ukryć swojego żalu... pragnął się otworzyć, oddać w opiekę ukochanemu... dzielić z nim każdą emocję, nawet bolesną.

      - Steve... - wydobył z siebie cichy, słaby szept - Proszę, zatrzymaj mnie tutaj.

      Połączył spojrzenie z przyjacielem, kiedy on natychmiast po usłyszeniu jego głosu uniósł głowę. Miał piękne, smutne oczy. Tak bardzo go kochał... tak bardzo chciał z nim pozostać... tak bardzo nie chciał, żeby te oczy były tak cholernie smutne. Odgarnął jasne włosy z jego czoła zmoczoną dłonią, przez co zwilgotniały... pogładził po policzku, docierając do kącika ust.

      - Zatrzymaj mnie. - poprosił - Spraw, żebym zapamiętał to na zawsze... żebym nie zapomniał nawet, gdy...

      Nie dostał możliwości, by dokończyć to zdanie. Ukochany scalił ich wargi w nagłym pocałunku, natychmiast się odwzajemnił, czując jak bardzo potrzebuje pozostać w tej chwili... zapomnieć się... w bliskości. Łączyli się w zachłannych, intensywnych poruszeniach ust... smakując się wzajemnie... przesuwając językami po podniebieniach. Pocałunek nabierał na sile... pojękiwali cicho... ich zmoczone ciała... usztywnione przez nagość i obustronną potrzebę penisy... przylegały ściśle do siebie... Przenikali się we własnych pragnieniach... we władającej nimi namiętności... i właśnie ten żar sprawił, że nie byli w stanie bać się czegokolwiek... strach zniknął, został pokonany przez ich miłość... nie mogli myśleć o niczym innym niż o zbliżeniu, które dzielili... i którego tak bardzo pragnęli... więcej. Więcej. Przerwali pocałunek, by zaczerpnąć powietrza i zastygli z twarzami oddzielonymi zaledwie o milimetry.

      Przesunął rękami po plecach Rogersa, docierając do jego tyłka, ścisnął lekko... wyczuwając, jaki jest przyjemnie miękki, wywołując u kochanka ciche westchnienie, które subtelnie owiało mu twarz. Pragnął go mocniej, bliżej... potrzebował... docisnął go do siebie, powodując większy nacisk jego twardej męskości na swoją... o Boże, tak... tak...  docisnął raz jeszcze... obaj jęknęli. Rozchylił jego pośladki i wetknął między nie palec, poruszył nim lekko... i kolejny raz... i kolejny... nie musiał nawilżać, okalająca ich woda posłużyła za naturalny lubrykant. Czuł na twarzy oddech partnera, jego ręce masujące lekko tors... delikatnie dosięgnął jego ust, rozchylił je językiem... włożył go... głęboko... czyniąc pocałunek bardzo powolnym i zmysłowym. Wyjął palec z dziurki przyjaciela i od razu włożył dwa... poruszał nimi wolno, precyzyjnie dostosowując tempo do mocnych... a jednocześnie subtelnych... zetknięć ich warg. Wkładał i wyjmował palce... raz po raz... i wtedy ukochany zaczął lekko ocierać się o niego, dodając kolejny przyjemny bodziec do ich miłosnego aktu, woda cicho pluskała. Jęknął mu w usta, czując jego męskość na własnej... o Boże... tak dobrze... jego ciało na swoim, przemoczoną skórę... przerwał pocałunek... wsunął palce mocniej w pojedynczym, nagłym ruchu. Tym posunięciem wyrwał z niego cichy, zaskoczony okrzyk... i tak to na niego zadziałało... tak bardzo, że chciał w niego wejść natychmiast. Teraz. Zaraz. Pozwalał jednak, by partner wciąż się o niego ocierał... tarł o siebie ich erekcjami... całą powierzchnią ciał... o Boże, Steve... tak mocno go kochał... tak mocno pragnął... tak, właśnie tak... patrzył z bliska w jego piękną, rozemocjonowaną twarz. Boże, kochał go w takim stanie. Dopasowywał rytmikę rozluźniania jego szparki do tego, w jaki sposób on pocierał ich sztywne... mokre od wody i naturalnej wydzieliny penisy... i wtedy poczuł, że to musi być teraz, że już dłużej nie wytrzyma. Wyjął z niego palce, krótko i żarliwie musnął jego wargi, po czym odchylił lekko głowę.

Stucky: Piękno w sercuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz