Trzymaj mnie

557 48 24
                                    

1942r.

      Czuł na sobie ciasno obejmujące go ramię, które sprawiało, że otulało go silne wrażenie bezpieczeństwa. Tylko jeden człowiek wywoływał w nim coś takiego. Przylegał do jego boku, kiedy podążali przez jedną z tych uliczek, w których już nieraz został pobity. Wierzył, że przy Bucky'm nic mu nie grozi, odprężała go jego obecność oraz milczenie, które dzielili w tej chwili.

      Uniósł głowę, żeby na niego spojrzeć... i dostrzegł lekki uśmiech, gdy Barnes to wyczuł. Zatrzymał wzrok na jego ustach, lubił ich kształt, smak... a jego szczęka miała wyraźny, atrakcyjny zarys... tak bardzo kochał go w nią całować. Spoglądał na jego przystojną twarz... bardzo się zmienił, zawsze był piękny, jego rysy zaostrzyły się, zmężniały... lecz w oczach miał łagodność i wrażliwość, które niezmiennie go w nim ujmowały. Jego Bucky był teraz... dorosłym, dobrze zbudowanym... mężczyzną... jednak wciąż potrafił zachowywać się bardziej jak bezczelny dzieciak. Miał w sobie odpowiedzialność... która w sekundę potrafiła zmienić się w lekceważenie. I było to w nim wspaniałe.

      - Zakochaliśmy się w sobie bardzo młodo. - usłyszał z lekka zamyślony głos Bucka.

      Poruszyła go przejrzystość tych słów, które były stwierdzeniem faktu, lecz... zabrzmiały jak wyznanie, ponieważ tkwiły w sercu każdego z nich. Ich uczucie nie osłabło przez te lata, które spędzili razem, przeciwnie, urosło w siłę, rozwinęło się. Nauczyli się bezbłędnie odczytywać wzajemne pragnienia, spełniać je i odnajdywać się w nich. Potrzebowali siebie bardziej niż powietrza, sami byli dla siebie tlenem. Zarzucone na niego ramię Barnesa dla ludzi postronnych stanowiłoby przyjacielski gest... oni dwaj odczytywali to inaczej... pełniej... głębiej. Przenikali się w uczuciach, potrzebach... i miłości.

      Buck zdjął rękę z pleców przyjaciela, ale nie przerwał kontaktu na długo... dyskretnie splótł jego palce ze swoimi... och, kochanie... chciał tego dotyku, nie zawahał się, mimo że byli w miejscu publicznym... odgadł niepewność Rogersa, w odpowiedzi ścisnął jego dłoń mocniej.

      - Trzymaj mnie. - szepnął miękko - Trzymaj mnie i nigdy nie puszczaj, Stevie.

      Poczuł, że Steven odwzajemnia gest, przylega do jego boku jeszcze bardziej, dzięki czemu mogli skryć tę intymność, udając, że po prostu spacerują bardzo blisko siebie. Relaksował się, jakby byli tylko we dwóch, nie przeczuwał zagrożenia i wiedział, że może sobie w tej kwestii zaufać. Skóra ukochanego była nieco chłodniejsza od jego własnej. Ich dłonie... takie złączone... takie... złączone... Uwielbiał, gdy mogli doświadczać takich drobnych... potrzebnych, czułych... gestów... wiedział, że są słabością Steve'a i nieraz potrafił mu to zaczepnie wypominać, gdyż sam był... cóż, niecierpliwy. Ukochany natomiast przytykał mu z powodu jego porywczości... i był w tym świetny... już wielokrotnie przez niego zgrzytał zębami... Ach, jasssne... jak na zwolennika delikatności Steve potrafił być nawet bardziej gwałtowny niż on, gdy się kochali.

      Rozejrzał się, nikogo nie było w zasięgu wzroku. Umyślnie zatrzymał się nagle... tak, żeby Rogers się tego nie spodziewał. Uśmiechnął się zadziornie, gdy przyjaciel zrobił krok do przodu i zaskoczony musiał zaliczyć przymusowy postój, gdyż wzmocnił uścisk na jego dłoni.

      - Bucky! Jesteś dziecinny.

      Przyciągnął go do siebie z łatwością, bardzo blisko... tak, aby ich ciała się w siebie wpasowały... i oburzenie Rogersa momentalnie wygasło. Spojrzał w te piękne... mądre... oczy niższego chłopaka, ujął drobną twarz w dłonie, przesunął palcami po policzku... po ustach... lekko je rozchylił kciukiem... pochylił się... ucałował delikatnie wargi Stevena... a on równie subtelnie się odwzajemnił, uczuł dotyk jego ręki na karku. Łączyli się w ulotnych... miękkich... czułych muśnięciach... oddawali się miłości, delektowali się wzajemnie własnym... smakiem... który już tak dobrze zdążyli poznać... nauczyć się na pamięć... a jednak wciąż pozostawał tak upragniony... świeży... jakby dopiero co się w sobie zakochali. Rozłączyli usta... i zetknęli się nimi jeszcze jeden raz... krótko, finezyjnie...

Stucky: Piękno w sercuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz