-Kocie musimy porozmawiać...- te słowa nigdy nie wróżyły nic dobrego.
-O co chodzi Biedronsiu?- powiedziałem próbując zachować kamienna twarz, a wręcz udawać że jestem szczęśliwy że pokonaliśmy WC. Nie zrozumcie mnie źle cieszyłem się, ALE dlaczego to mój ojciec nim był
- To ja powinnam zadać tobie to pytanie- widziałem że posmutniała- Od czasu pokonania WC jesteś jakiś zdołowany... Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku bardzo się cieszę- starałem się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie choć wiedziałem, że ona pewnie wie, że kłamie... Wymusiłem uśmiech i dalej brnąłem w moje kłmstwa
- Kocie!- krzyknęła- przecież widzę że coś jest z tobą nie tak!- O kurde!!! muszę coś szybko wymyślić bo inaczej dowie się że ja to ADRIEN!!! Którego przecież nienawidzi!
-Yyy..no- Adrien myśl- Noo bo jaaa yyy...- Dawaj Adrien!!!- Bo ja cie kocham!!!- Rzuciłem się w jej ramiona aby kłamstwo, które swoją drogą nie jest kłamstwem bo szaleje za tą dziewczyną było bardziej wiarygodne- Pokonaliśmy WC i boje się że już cię więcej nie zobaczę- wtedy uświadomiłem sobie, że przez tą cholerną sytuację straciłem nie jedną a dwie najważniejsze dla mnie osoby... Poczułem jak moje łzy zaczynają moczyć mi policzek
-Kocie wiesz dobrze że nie możemy być razem...- dobrze wiedziałem co powie ale i tak miałem rąbek nadziei, że jednak mnie kocha
-Ale czemu!?!- wykrzyczałem - WC już nie ma, a my i tak pewnie już nigdy się nie zobaczymy!- krzyczałem czując jak mój policzek robi się coraz bardziej mokry
-Bo widzisz- westchnęła- Jest taki jeden chłopak którego bardzo kocham... Ale on mnie nie zauważa, ale tą historię już znasz - zobaczyłem pojedynczą łzę spływającą po jej policzku- Rozkochałam go w biedronce, a potem po prostu odeszłam mówiąc tylko "wszystko będzie jak trzeba, pokaże Ci piękno ,ale najpierw będziesz musiał przejść przez jakieś piekło...Żegnaj kochanie" pewnie nawet tego nie usłyszał...- płakała coraz bardziej, a ja wiedziałem że opowiada historie naszej miłości to znaczy jej i "prawdziwego mnie"- Kocie nie wiem co mam zrobić...- teraz płakała już naprawdę mocno- Kocham go ale boje się o niego dlatego odeszłam a teraz on pewnie mnie nienawidzi... W końcu kiedy kogoś kochasz to od niego nie odchodzisz, a ja odeszłam, ale KOCHAM GO, tak cholernie go kocham odkąd po raz pierwszy go zobaczyłam!- mówiła bardzo przejęta całą tą sytuacją.
-Księżniczko...- złapałem jej twarz i skierowałem jej wzrok w prost w moje oczy.- Idź do niego, przeproś, ale nie opuszczaj go tym razem teraz on cie bardzo potrzebuje - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy - Ale tym razem go nie opuszczaj- powtórzyłem nieco ciszej
-Skąd wiesz że mnie potrzebuje, i że mnie jeszcze kocha, i że mi wybaczy- ostatnią cześć powiedział jakby odeszły jej wszystkie chęci do życia.
-Powiedzmy że to taka kocia intuicja- zaśmiałem się lekko- Zaufaj mi Skarbie... - teraz mi brakło chęci do życia- złożyłem pocałunek na jej policzku i powiedziałem- Wygląda na to że to nasze ostatnie spotkanie...Żegnaj "Moja Pani"- oczy zaczynały mi się szklić wiec powiedziałem tylko suche- Pamiętaj że zawszę będę cie kochał, nie ważne ile razy mnie zranisz... - złapałem za kici-kij i zniknąłem za horyzontem
Może powinienem się cieszyć, że kocha Adriena, ale co z tego z koro łamie serce mi jako czarnemu kotu...No dobra muszę wracać bo może do mnie przyjść w każdej chwili...
*kilka minutek później*
Leżałem na łóżku, było już sporo po 22, a jej dalej nie ma. Pewnie jak zwykle mnie olała.. Ale przecież mówiła, że mnie kocha... Może kłamał albo musi coś załatwić a propos WC... Ale tak bez Czarnego Kota...Nagle z zamyśleń wyrwał mnie Plagg
![](https://img.wattpad.com/cover/226805892-288-k226115.jpg)
CZYTASZ
Po prostu weszła do środka... [miraculum]
Fiksi Penggemar20 letnia Marinette [biedronka]postanawia odwiedzić swojego ukochanego jednak wie, że nie darzy on sympatią "prawdziwą" Marinette dlatego postanawia rozkochać go w swoim alter ego... Nie myślała jednak, że pójdzie jej tak łatwo... A potem będzie tak...