The Kid

836 30 11
                                    


Port lotniczy Charles De Gaulle znałam prawie tak samo dobrze, jak pałac i ogrody w Wersalu oraz moje własne mieszkanie. Tata zawsze śmiał się z mamy, że cudem nie urodziła mnie na tym lotnisku, kiedy wracali z Anglii do jego rodzinnego miasta. Całe szczęście, ratownicy medyczni czekali już na miejscu i od razu po wylądowaniu samolotu, w którym zaczęła się już akcja porodowa pani Morgan przewieźli ich dwójkę do szpitala, w którym dwie godziny później Victoria i Joseph tulili już swoją wymarzoną córeczkę.

Zagryzłam wargę, kiedy razem z Harrym ramię w ramię szybkim tempem przemierzaliśmy płytę lotniska. W każdym jego zakamarku widziałam ojca, im bliżej do rocznicy jego śmierci, tym wszystkie wspomnienia stawały się coraz bardziej intensywne i na nowo odżywały w mojej głowie.

- Wszystko w porządku, Aspen? - Harry odezwał się, kiedy zauważył moje zdenerwowanie i nagłą zmianę nastroju.

- Stresuję się. - Odpowiedziałam mu pzgodnie z prawdą. - Nie byłam w mieszkaniu od czasu wyprowadzki Victorii. Większość jego i naszych rzeczy zostały z niego zabrane, ale spora część z nich nadal tam jest. On tam nadal jest, Harry...

Przyjaciel bez słowa przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Chłonęłam jego ciepło i zapach, który działał na mnie dziwnie uspakajająco.

- Jak chcesz, wcale nie musimy tam dzisiaj jechać. Możemy przecież pojechać do twojego mieszkania, lub wynająć jakiś hotel...

- Moje mieszkanie wynajmuję teraz Élizabeth,  mówiłam ci. - Przerwałam chłopakowi, na co zmarszczył zdziwiony brwi. - Albo rozmawiałam wtedy z Amber... W każdym razie, nie będę się jej zwalać na głowę, i wcale nie mam ochoty wydawać bezsensownie pieniędzy na hotelowy pokój, kiedy mam do dyspozycji cały apartament z widokiem na Wieżę Eiffla.

Brunet posłał mi zadowolony uśmiech, po czym ponownie złapaliśmy nasze małe, podręczne bagaże i ruszyliśmy na postój taksówek trzymając się za ręce. W tłumie turystów można było się dość łatwo zgubić, a dodatkowo ciemne okulary na nosie Harrego i kapelusz, pod którym chował swoje loczki wcale nie ułatwiłyby mi jego ewentualne odnalezienie. Jednak szczęśliwie dotarliśmy do wyjścia i w miarę szybko udało nam się złapać transport. Nie zdążyłam nawet powiedzieć kierowcy adresu, pod który mamy jechać, kiedy rozbrzmiał dźwięk mojego dzwonka w telefonie.

- Avenue Charles Floquet, S'il vous plait. - Zwróciłam się uprzejmie do taksówkarza, szukając brzęczącego urządzenia w otchłani mojej torebki. Kiedy go odnalazłam westchnęłam lekko, i pokazałam Harremu wyświetlacz telefonu, przez co uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo pod nosem.

- J'écoute?

- Aspen, ma fille! Rozumiem, że jesteś wreszcie w Paryżu? Dlaczego wzięłaś tak późny lot, myślałam, że wykorzystasz dzień by spotkać się z przyjaciółmi. - Victoria zasypała mnie z góry masą pytań, tak jak to miała w zwyczaju.

- Ciebie też dobrze słyszeć, mamo. - Odwzajemniłam uśmiech śmiejącego się już od ucha do ucha Harrego, który nawet nie próbował ukryć swojego rozbawienia. Oczywiście, ten jeden moment nie uwagi i rozproszenia przez jego słodki śmiech wystarczył, bym wdepnęła w i tak tykającą już od dłuższego czasu minę pod moimi stopami. - Właśnie wsiedliśmy do taksówki, za pół godziny będziemy w domu.

Szare komórki mojego chłopaka jak zwykle podziałały nieco szybciej niż moje, i zanim zdałam sobie sprawę co powiedziałam, wyraz twarzy bruneta zmienił się już diametralnie. Kiedy w słuchawce mimo upływu czasu nadal odpowiadała mi jedynie cisza, otwarłam szerzej oczy, uderzając z otwartej dłoni w moje usta.

- BędzieMY? Amber wybrała się z tobą na wycieczkę? - Victoria odezwała się po chwili, utwierdzając mnie w przekonaniu, że nawet nie mam po co się starać i ją okłamywać.

Falling // H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz