3.

196 16 37
                                    

Pierwsze co poczułem to straszliwy ból w okolicach ramion i brzucha. Z moich ust wydobył się głośny jęk bólu.

-Budzi się.- usłyszałem nieznany głos.

Głosy nieznanych mi ludzi, zagłuszyły moje myśli. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani co się stało. W głowie krążył mi dźwięk zepsutego radia. Przeklnąłem, a moje oczy zalała ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Otworzyłem oczy. Leżałem w szpitalu. Podniosłem się do siadu, a moje ciało przepełnił straszliwy ból.

- Powinien pan leżeć.- podeszła do mnie pielęgniarka. Na oko miała 17 lat.  Czarne proste włosy sięgały jej do łopatek, a oczy koloru ciemnej czekolady patrzyły na mnie z politowaniem.

Westchnąłem i opadłem na poduszki. Zaczynało mi się tu nudzić.

-Mam dla pana list.- podszedł do mnie lekarz. Jego różowe włosy przykłuwały wzrok. Przeczytałem plakietkę, nazywał się Park Jimin.

-Dziękuję.- odpowiedziałem odbierając korenspondencję.

List był napisany na szybko, na postrzępionej kartce. A jego treść brzmiała tak:

"Cześć Taehyun!
Nie wiem kiedy to odczytasz, ani czy w ogóle go dostaniesz. Jak tylko go przeczytasz to go zniszcz, najlepiej by został on spalony. Tak będzie bezpiecznie, zresztą sam to wiesz. Kiedy go dostaniesz, wtedy mnie już tu nie będzie. Pamiętaj o Pieczonym Kurczaku. Nie zdradzaj nic, pamiętaj że pod tym względem ci ufam. Niedługo już będziesz bezpieczny, tylko czekaj na Pieczonego Kurczaka.

PS: Godzina 22
Soobin"

Zrozumiałem od razu o co chodzi. Przetarłem oczy. Wstałem. Wyszedłem na korytarz. Skręciłem kilka razy, aż zobaczyłem drzwi do łazienki. Wszedłem do niej. W środku stał młody mężczyzna, który palił jakiś skrawek papieru.

- Masz może zapalniczkę? - zapytałem. Na co ten podał mi przedmiot. A z moich ust wyszło ciche dziękuję.

Podłożyłem ogień do brzegu kartki. Przez chwilę trzymałem ją w dłoni by nie zgasić ognia. Po chwili opuściłem kartkę z tlącym się ogniem na marmurową posadzkę. Oddałem zapalniczkę nowo poznanemu mężczyźnie. Zebrałem resztki zwęglonej kartki z posadzki i wrzuciłem do kosza. Wróciłem do mojej sali, jak gdyby nigdy nic. Położyłem się z powrotem do łóżka i zasnąłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęło kilka dni. Właśnie odbierałem mój wypis. Od szefa dowiedziałem się że Yeonjun, Soobin, Beomgyu i Kai nie żyją. Wszystko to było dziwne. Kilkanaście ciał znalezionych w naszej wiosce. Kto stał za tymi morderstwami?

Wyszedłem na zewnątrz. Wraz z nadchodzącą zimą przychodziły nadmierne deszcze. Taka pogoda była i tym razem. Czułem że zbliża się ulewa a wraz z nią burza. Schowałem swoje papiery do torby i udałem się spokojnym krokiem na cmentarz.

Zaczęło padać. Szedłem dalej, nie chcąc nawet zakładać kaptura. Wszedłem na drogę, ponieważ dalej nie wybudowano chodnika. Obok mnie przejechał samochód, który chlusnął na mnie wodą z kałuży.

-No kurwa... Uważaj jak jedziesz idioto!- Krzyknąłem do oddalającego się auta, choć wątpię czy kierowca mnie usłyszał.

Spojrzałem na moje całe zabłocone ubranie. Przeklnąłem głośno, zdenerwowany na cały świat. Skręciłem w bok i ujrzałem wielką, srebrną bramę, prowadzącą do miejsca pochówku umarłych. Zatrzymałem się przed bramą. Westchnąłem głośno i ją przekroczyłem.

Powitał mnie odór śmierci i spalonych zwłok. Ten zapach unosił się tam zawsze. Wszystkie groby były zaniedbane i zniszczone. Zdziwiłem się, ponieważ zawsze były osoby które co roku sprzątały wszystkie groby w listopadzie. A tymi osobami byliśmy my, ja, Soobin, Beomgyu, Kai i Yeonjun. Podczas burzy to miejsce było bardziej przerażające i była w nim wyczuwalna aura śmierci.

Szedłem krótkimi alejkami czytając nazwiska zmarłych, znanych mi osób.
Było ich wiele, w tym Im Nayeon, Park Jisung, Jeon Soyeon i Lee Hyukjae. Na samo wspomnienie tych osób do oczu zaczęły napływać mi łzy. Moją głowę zalało wspomnienie które chciałbym wymazać z pamięci...

"-Strzelaj.- usłyszałem błagalny głos Parka Jisunga.- Dasz radę.

Stałem i nie mogłem się poruszyć. Usłyszałem za mną krzyki Nayeon. Obróciłem się. Bestia zdążyła podciąć jej gardło. W moim umyśle pojawiły się wszystkie wspomnienia z Nayeon. Była wspaniałą przyjaciółką, to ona pomogła mi znaleźć pracę i uratować moją matkę. Pomagała mi pogodzić pracę w policji z nauką. Zawsze była przy mnie z paczką żelków kiedy tego potrzebowałem, słuchała moich zwierzeń, mimo że miała własne problemy. Nigdy nie było sytuacji by mi nie pomogła. A ja, kiedy najbardziej potrzebowała pomocy, to jej nie dostała. Niedaleko leżało już ciało Soyeon. Już nie żyła od kilku godzin. Usłyszałem tylko dźwięk wbijanego ostrza w ciało Jisunga, miecz został wbity w jego serce, więc już nie mogłem go uratować. Eunhyuk też już nie żył. Po bestiach nie zostało ani śladu. Osunąłem się na ziemię..."

Nie uratowałem ich, gdybym wtedy wystrzelił to cała czwórka by dalej żyła, a nie zdobiła swoimi grobami cmentarz. Przysiągłem wtedy na ich pogrzebie że zabiję tych co odebrali im życie. Teraz nie będę mogł dotrzymać swojej obietnicy. Nie wiem co z moją pracą, nie mam pojęcia czy w ogóle jeszcze pracuję. Dlaczego świat zabrał mi wszystkie osoby na których mi zależało? Zabrał mi Nayeon, Eunhyuka, Jisunga, chłopaków i moją matkę.

Uklękłem na ziemii i rozpłakałem się jak małe dziecko. 13 października 2015 rok, pechowa data kiedy to czwórka moich przyjaciół została zabita. Podczas mojego pobytu w szpitalu minęła piąta rocznica ich śmierci, ktoś umył i posprzątał ich groby, co było dla mnie niemałym zdziwieniem. Jednak postanowiłem nie dociekać, kto o nie zadbał.

Wstałem otrzepałem całe swoje zabłocone kolana i poszedłem do innej części cmentarza. Kolejne mogiły przemijały mi przed oczami, ale wciąż nie znalazłem tych których szukałem. Moje ubranie całe przemokło, buty gdzieś już dawno zgubiłem. Cały się trzęsłem, a burza dalej nie ustała.
W końcu dotarłem do najbardziej zarośniętej części cmentarza. Odnalazłem najnowsze groby. Tych grobów było pięć. Uklękłem przed jednym z nich. Przeczytałem na nim: "Kang Taeyeon,
data urodzenia- 15 marca 1977 rok, data śmierci- 30 października 2020 rok."

Podparłem się na mogile łokciami a z moich oczu zaczął powoli spływać potok łez. Przebywał wędrówkę po moich policzkach, a kończąc na twardym kamieniu, razem z deszczem tworząc na nim jezioro. Mijały minuty, może nawet godziny, nie obchodziło mnie to zbytnio. Spojrzałem na zdjęcie postawione na nagrobku. Przedstawiało moją mamę jak była jeszcze młoda. Jej czarne lokowane włosy układały się w fale, a jej niebieskie oczy patrzyły z radością w aparat. Złagodniałem i uśmiechnąłem się lekko widząc to zdjęcie. Wiedziałem że już nigdy jej nie zobaczę, nie usłyszę jej śmiechu, nie przytulę ani nawet się z nią nie pokłócę.

Wstałem niechętnie, otrzepałem swoje kolana i szybkim krokiem wróciłem do domu...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzień Dobry moje gumisie. Nazwę was tak dzisiaj ponieważ jestem głodna i mam ochotę na żelki. Dostałam dobrego flow i napisałam ten rozdział w nocy. Dajcie znać jak znajdziecie jakiekolwiek błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Oczywiście chciałabym byście pisali mi jakieś sugestie, co do dalszego ciągu tej historii i oczywiście dawali znać czy sens jest to kontynuować. Miłego dnia, zjedzcie dzisiaj żelki i pijcie dużo wody.

Can't you see me ~ TXTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz