✮ Rozdział 5

107 7 2
                                    

Budzę się zlana potem. Dziś nie zaspałam. Mój zestresowany umysł prawdopodobnie miał problem nawet z tym, żeby śnić głęboko. Nie wiem jakim prawem Joker mnie pocałował... Nie chcę wracać do pracy. Już nigdy. Nie dlatego, że boję się Jokera. Skąd. Inni ludzie nie są przerażający. Nie mogą cię skrzywdzić tak naprawdę. Możesz ich oszukać, zignorować, uciec od nich. To ciężkie, ale jednocześnie proste. Gorzej z nami. Nie potrafimy oszukać samych siebie. Nie na dłuższą metę. A nawet jeżeli oszukujemy samych siebie, to czy nie jest straszne, że musimy to robić? Boję się nie Jokera, ale moich uczuć do niego. Czy uda mi się wmówić sobie że nie istnieją? To byłoby wykonalne, ale toksyczne.

Wbrew sobie zakładam białą koszulkę i dżinsy. Wsiadam do samochodu. Mam zamiar odbyć z Jokerem prawdziwą rozmowę. Poważną, bez strachu z mojej strony czy zbędnego współczucia. Nic ono nie zmienia.

Dojeżdżam do pracy wcześniej i przygotowuję sobie cały zbiór pytań. Cały wachlarz, na każdą okoliczność. Wliczam w to nawet odpowiedzi przestępcy, które spodziewam się usłyszeć. Od tamtej pory czytam książkę, żeby nie stresować się nazbyt. Gdy nadchodzi godzina mojego spotkania poprawiam koszulę i włosy a następnie ruszam do windy. Tym razem bez protestów przyjmuję od ochroniarza paralizator i chowam go w kieszeni spodni. Wchodzę do pomieszczenia.

Mój pacjent siedzi uśmiechnięty na łóżku.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

                          JOKER


Był najwyższy czas wcielić mój plan w życie. Miałem tą doktorkę w garści. Wystarczyło tylko zacisnąć pętle.

-Czekałem na panią - powiedziałem przymilnie. Rozśmieszyła mnie jej poważna mina, więc parsknąłem śmiechem. ,,O, nasza pani doktor będzie próbowała być profesjonalna."

Coś mi się w niej podobało, ale to nie miało znaczenia. Na razie musiałem skupić się na tym, żeby uciec.

-Dzień Dobry panie J - odparła poważnie.

Przewróciłem oczami. Na serio teraz musiała mi odwalić numer z opanowaną panią psychiatrą?

- I teraz pewnie chcesz przeprowadzić poważną rozmowę? - rzuciłem od niechcenia. Chciałem mieć już za sobą te formalności. Oczywiście spodziewałem się, że dojdziemy także do etapu wewnętrznego buntu i wahania Harleen, ale irytował mnie ten moment. Nic nie wnosił, a ja i tak wiedziałem, że Harleen już jest moja.

-Chciałabym porozmawiać o kilku rzeczach.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

                              Harleen


Wydaje mi się być zimny i obojętny, więc moja pewność siebie od razu maleje. Czuję się taka...malutka.

-No więc panie J? Dlaczego jest pan właśnie takim człowiekiem? Nie chciałby pan żyć normalnie? - pytam nieśmiało. Staram się jednak przybrać spokojny i surowy ton głosu. Nie chcę by moja mina wyrażała jakiekolwiek emocje.

-Po co to przerabiamy? Spędzę tutaj resztę mojego życia. Prędzej czy później i tak tutaj oszaleję.

Robi mi się go żal i od razu mam ochotę go stąd wypuścić, ale oczywiście tego nie zrobię.

- A gdybyś miał wybór?

-To bez sensu. Robicie coś tylko dla zaspokojenia swojej ciekawości i wygórowanego ego, które podpowiada wam, że możecie zmienić świat gadaniem. To bujda.

✮Break a Distance✮|fanfiction|Joker&HarleenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz