Rozdział VII - Rysunek

1.1K 70 48
                                    

Minęły dokładnie 2 lata od momentu, w którym ja i William zaczęliśmy być razem. Praktycznie nic się nie zmieniło, za wyjątkiem tego, że przeprowadziłam się do Willa, a on po roku naszego związku mi się oświadczył.
Nie ukrywam, jestem z nim bardzo szczęśliwa ale wciąż czuję, że chłopak nie do końca jest ze mną szczery. Mówiłam mu, że ze mną może porozmawiać o wszystkim, że go zrozumiem i nigdy nie zostawię, lecz on wtedy zawsze podchodzi do mnie i tuląc mnie mówi:

,,Skarbie, mówię ci o wszystkim
Reszty dowiesz się w swoim czasie."

Racja, nie chce na niego naciskać. Każdy z nas ma swoje sekrety i problemy, o których nie chce mówić i dzielić się z innymi, ale nasz związek zaczyna się robić coraz bardziej poważny. Od momentu naszych oświadczyn, przestałam myśleć o dzieciach, które wcześniej nawiedzały moje sny. Wciąż jednak Martwiłam się o to, że William naprawdę mógł zrobić jakąś krzywdę tym dzieciom.

Jedyny sposób, w jaki mogłam się dowiedzieć prawdy to zapytać go, czy ma z tym coś wspólnego. Boję się jednak, że gdy tylko żądam to pytanie, to on pomyśli, że mam go za przestępcę lub potwora. Zrezygnowałam więc z tego pomysłu, bo w końcu znalazłam szczęście i najważniejszą osobę w moim życiu i nie chce zniszczyć tego, co jest między nami...

- [T/I]? - Usłyszałam znajomy głos. Był to Jeremy. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. - Pomóc ci?

- Byłoby mi miło. - Uśmiechnęłam się do chłopaka. Podszedł i zabrał ode mnie środki czystości, którymi czyściłam ramy wentylacji.

- Rany. Co tam robią te papierki?

- Dzieciaki wrzucają tam śmieci i obrazki, które rysują.

- To głupie, że Henry nic z tym nie robi. - Powiedział chłopak pryskając płynem w ścierkę. - Ostatnio jakieś dziecko wpadło na pomysł, aby wejść do szybu i znalazło tam sporo części od animatronikow.

- Dziwne... - Zaczęłam przeglądać zgniecione rysunki dzieci, gdy nagle poczułam, jak tętno mojego serca przyśpiesza. Na rysunku widoczny był fioletowy mężczyzna zarzynający
jedno z pięciu dzieci na obrazku. Byłam pewna że na rysunku był William. W końcu jaka inna osoba jest koloru fioletowego? Znowu to, czego się bałam przez cały czas zaczęło wracać i to w momencie, w którym moje życie zaczęło się układać.

- Hej, wszystko w porządku? - Zapytał chłopak, po czym próbował zerknąć na kartkę, którą trzymałam. Zerwałam się z podłogi, aby nie widział zawartości rysunku.

- Tak, wszystko jest okej. Wybacz, muszę iść do Willa. Za chwilkę wracam. - Odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia chowając kartkę do kieszeni.

Musiałam pokazać to Williamowi. Coś tu jest nie tak. Dlaczego jakieś dziecko miałoby rysować takie rzeczy? Skąd w ogóle by wiedziało o piątce zaginionych dzieci i o tym, że one nie żyją?
Szukałam Willa po całej pizzerii, lecz nigdzie go nie znalazłam. Postanowiłam pójść do biura szefa i zapytać, czy może wie gdzie on jest.

- Hej Henry, wiesz może, gdzie jest William? Nigdzie go nie mogłam znaleźć.

- Jest w pokoju bezpieczeństwa, sprawdza nowe części do animatroników.

No tak, całkowicie zapomniałam o tym miejscu. Chociaż dawne wydarzenia nie powinny wymazywać tego miejsca z mojej głowy.

- Dobrze, dziękuję. - Chwyciłam za klamkę.

- Ah, był bym zapomniał! - Wypalił mężczyzna. - Razem z Jeremym i Mikiem jedziemy dziś w nocy na spotkanie ze sponsorem, który ma zareklamować naszą pizzerię. Pomyślałem, że Ty i Will zostaniecie dzisiaj na noc w pizzerii jako stróże nocni i popilnujecie tego miejsca. - Dlaczego Mike i Jeremy mają jechać z szefem? I czy mi się wydaje, czy on już zapomniał, co wydarzyło się parę lat temu? Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Jednak coś kazało mi tu zostać i podjąć się tego pomimo strachu. Może to będzie dobry moment aby porozmawiać z Willem o tym dziwnym rysunku.

- Dobrze, zostanę.

- Cieszę się. - Uśmiechnął się mężczyzna.

Wyszłam z biura i poszłam spowrotem do Jeremiego, który wyczyścił wszystko na błysk.

- Wow! Dziękuję, ale nie musiałeś tego robić, to było moje zadanie.

- Żaden problem. - Chłopak się uśmiechnął. - Masz ochotę na coś do jedzenia?

- Jasne. - Ruszyłam z Jeremym do pokoju dla personelu. Wrzuciłam monetę do automatu z przekąskami i napojami.

- Henry mówił ci już, że masz zostać dzisiaj na noc w pizzerii? - Powiedział Jeremy otwierając puszkę coli.

- Tak. Nie jestem tym zbytnio zachwycona.

- Domyślam się. - Zaśmiał się nerwowo. - Lepiej mieć oczy dookoła głowy, pamiętaj.

- Tak, wiem. - Na moje słowa chłopak popatrzył tylko na puszkę z napojem, po czym odpowiedział.

- Będę z tobą całkowicie szczery. Te animatroniki są bardziej niebezpieczne niż myślisz.

W ten do pomieszczenia wszedł William, a Jeremy ucichł. Był odrobinę zdziwiony, gdy nas zobaczył. Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie jadłam nic w pracy.

- Cześć, Will. - Powiedział Jeremy.

- Hej. [T/I], dzisiaj zostajemy na nocnej zmianie.

- Tak, wiem! - Odpowiedziałam trochę podirytowanym głosem.

- Wszystko w porządku? - Zapytał chłopak siadając obok i obejmując mnie w pasie.

- Tak, tylko po prostu się stresuje.

- Nie masz czym ślicznotko. - Pogładził mój policzek. - Będziemy tutaj razem.

- Tak, masz rację.

Jeremy siedział obok i wpatrywał się w naszą dwójkę. Na jego twarzy było widoczne mocne skrępowanie. Odwracał od nas wzrok zupełnie, jakby nas tu nie było.

- Muszę już iść, bo mam jeszcze sporo do roboty. - Powiedział William. - Do zobaczenia później. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pomieszczenia.

- Uh. - Westchnął Jeremy. - Czułem się trochę niezręcznie. Zupełnie jak piąte koło u wozu. - Podrapał się po szyi z nerwowym uśmiechem.

- Znam to uczucie spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. - Zaśmiałam się.

- Chyba powinniśmy wracać do dalszej pracy. Zostało nam jeszcze parę szybów do ogarnięcia.

- Hej, poradzę sobie. Możesz odpocząć, w końcu napracowałeś się.

- Dla mnie to nie problem. Z resztą, odrobinę się nudzę. Nie mam z kim spędzać teraz czasu, bo Mike przyjedzie dopiero przed 23:00.

- No dobrze, chodźmy.

Powędrowaliśmy w stronę holu. Tam czekało na nas najwięcej pracy, a do tego potrzebna była nam drabina.
Właściwie trochę dziwi mnie to, że Henry poprosił mnie o tak głupią rzecz jak czyszczenie szybów wentylacyjnych. Powinien zatrudnić do tego odpowiednie osoby, nie mnie.
O dziwo każdy szyb był tak szeroki, że mogłam się w nim zmieścić i swobodnie poruszać. Czułam się dość nieswojo, gdy wchodziłam do jego środka.

- Zgaduję, że po dzisiejszym dniu zaczniesz mieć klaustrofobię. - Zaśmiał się Jeremy.

- Nawet mi nie mów. - Krzyknęłam ze środka wyciągając różne śmieci.

W Ramionach Mordercy | William x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz