Rozdział 6

76 10 0
                                    

      Poniedziałek nie należał do najprzyjemniejszych dni Abigail. Całą noc nie potrafiła zmrużyć oczu, w dodatku zgubiła w lesie swój szkicownik, a wuj Mark nie odzywał się do niej od dwóch dni, z czego to ostatnie wydawało się być w miarę uzasadnione. Przez to wszystko, prawie zaspała do szkoły. Zbiegła szybko na dół, pochwyciła spontanicznie leżące w koszyku jabłko i wybiegła z domu, potykając się o swoje własne nogi. Ku jej zdziwieniu, w wejściu napotkała się na wuja, który zaoferował jej podwózkę.

- Mam autobus za dwie minuty, więc nie dziękuje - mruknęła pod nosem i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyła na przystanek.

Był deszczowy dzień, a ona jak zwykle zapomniała zabrać ze sobą parasolki. Od ponad tygodnia uczęszcza do szkoły i wciąż o tym zapomina, że to jej nowa rutyna.

- Chcę spowrotem nauczanie indywidualne - wymamrotała, wchodząc do budynku. Zignorowała wzrok innych ludzi na sobie. Jej mokre włosy, oklapły nieschludnie na ramiona, a nadąsana mina, była wisienką na torcie.

- Wyglądasz bardzo źle - podsumowała Loren, obracając się w jej stronę.

- Daruj sobie, ten dzień nie należy do tych dobrych - warknęła.

- Wręcz przeciwnie - odparła Loren, przeglądając telefon. - Dzisiaj jedna z cheerleaderek, robi u siebie w domu imprezę, będzie cała szkoła, a mówiąc cała szkoła, mam na myśli też ciebie!

- Ale jest poniedziałek? - Abigail zmierzyła ją pytającym wzrokiem.

- Początek tygodnia należy odpowiednio zakropić - Loren wrzuciła pośpiesznie telefon do torby, a następnie wyciągnęła z kosmetyczki bezbarwny błyszczyk.

- To miłej zabawy - mruknęła, skupiając swój wzrok na wypukłych ustach swojej koleżanki.

- Słucham? - Loren przejechała jednym solidnym ruchem po swoich wargach, które przykrył teraz przeźroczysty błyszczyk - Ty też idziesz.

- Nie imprezuję.

- Przecież imprezy są fajne - szturchnęła koleżankę.

- Nigdy na żadnej nie byłam - odparła po cichu Abigail. Loren wytrzeszczyła szeroko oczy i prawie wrzasnęła na cały głos, skupiając uwagę innych uczniów na sobie.

- Słucham?! Ty to naprawdę zatrzymałaś się w czasie! Przyjadę dzisiaj do ciebie i tak cię odpicuje - Loren przeczesała palcami kłębek włosów Abigail - Że sama się nie poznasz.

- Dziękuje, ale nie. Imprezowanie to nie moja liga - westchnęła, czując jak przyjaciółka analizuje ją uporczywym wzrokiem.

- Dla mnie nie istnieje odpowiedź nie, dziewczyno zacznij żyć, nawet nie wiesz co tracisz - odparła i w tym samym czasie zadzwonił dzwonek. - Ja tego tak nie zostawię - dodała, szepcząc jej do ucha.

Abigail przewróciła oczami z zażenowania. Wiedziała, że Loren jest uparta. Była jak kula u nogi, która ciągnęła cię na sam dół.

- Przemyślę to - odparła, chcąc zakończyć temat imprezy raz na zawsze.

   Abigail zajęła swoje miejsce, a tuż przed nią usiadła rozmarzona Loren. Ławka Williama była pusta, to kolejny dzień, w którym chłopak nie pojawił się w szkole. Prawdopodobnie robił to dość często bo nauczyciele kompletnie nie zwracali na to uwagi. Nikt nawet o niego nie pytał, co bardzo zadziwiło Abigail. Lekcja minęła dość szybko. Dziewczyna notowała, co jakiś czas wychwycone przez siebie słowa. Czuła jak powieki się jej zamykają. Była niewyspana, a do tego, od rana została zaatakowana i zbombardowana przez Loren.

- Jesteś wampirem energetycznym - Abigail spojrzała na koleżankę, której teraz buzia się nie zamykała.

- Gdzie siadamy? - Loren rozejrzała się po stołówce.

Wilcze gniazdoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz