Rozdział 4

89 11 7
                                    

     Szkolny dzwonek wprowadził nagle dziewczynę w otępienie. Hałas dobiegający z korytarza ucichł, a uczniowie weszli do klas. Był poniedziałek, zegar wybił ósmą rano, a Abigail siedziała z plecakiem w ręku, przed gabinetem dyrektora. Żuła ostentacyjnie gumę i obserwowała wzrokiem szklane drzwi gabinetu, w których, co jakiś czas odbijał się wuj. Widok zaśmieconych szatni i korytarzy, po których przechadzały się różnorodne jednostki, wprowadzał Abigail w depresyjny nastrój. Czuła jak jej nogi i ręce niekontrolowanie drżą. Wypuszczona z własnej jaskini, jakim był jej dom, musiała stawić czoła nowemu stadu. Nagle drzwi gabinetu uchyliły się, a w progu stanął wuj z dyrektorem.

- Wszystko załatwione. Od dziś możesz uczestniczyć w lekcjach - Mark spojrzał na swoją rozgoryczoną siostrzenicę i wysłał jej zachęcający uśmiech, w ramach otuchy.

- Cześć Abigail, jestem dyrektor Anthony Evans. Cieszę się, że wybrałaś naszą szkołę i stałaś jedną z moich podopiecznych. - Czarnoskóry mężczyzna wyrecytował formułkę, a Abigail wstała, widząc upominający wzrok wuja.

- Dzień dobry... - mruknęła po cichu.

-  Wuj opowiedział mi o twoim nauczaniu indywidualnym i o problemach, z którymi się borykasz. Pamiętaj, że w pełni możesz liczyć na nasze wsparcie. Nauczyciele są troskliwi, a co najważniejsze wyrozumiali. - Dyrektor poprawił na swoim nosie ogromne okulary i uśmiechnął się delikatnie w stronę dziewczyny.

- Widzisz Abigail, szkoła nie taka straszna - wuj szturchnął ją łokciem, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.

Abigail zacisnęła mocniej dłonie na plecaku i spojrzała na dyrektora ponurym wzrokiem.

- To nie nauczycieli się obawiam - westchnęła, a jej wzrok utkwił na gablotkach zdjęć uczniów.

- Ludzie są różni, albo trafisz na takich jak ty, albo na tych, co będą chcieli się popisać. Temu już nie zaradzę, musisz po prostu zasymilować się z rówieśnikami.

- Dziękuje jeszcze raz, za tak szybkie zorganizowanie, dyrektorze - odparł Mark, ściskając dłoń mężczyzny. - Nic tu po mnie, powodzenia Abigail - dodał, przytulając siostrzenicę - Dasz rade - wyszeptał jej na ucho. Dziewczyna odprowadzała go wzrokiem, dopiero gdy wyszedł uświadomiła sobie, że została kompletnie sama. Poczuła jak wielka gula strachu, rośnie w jej krtani.

- Wszystko w porządku? - zapytał dyrektor, a Abigail kiwnęła głową na tak. - Nie masz się czego bać, proszę to twój plan lekcji. - Anthony wręczył jej papierowy bloczek.

- Odprowadzę cię teraz na lekcję i przedstawię klasie.

Abigail przełknęła głośno ślinę i ruszyła za dyrektorem. Była jak niewidzialny cień, ukrywający się za jego plecami.

- Pani Black, mogę? - dyrektor uchylił drzwi do jednej z klas, a starsza kobieta usiadła za biurkiem, ustępując miejsca mężczyźnie. - Z racji tego, że jesteśmy małym miasteczkiem, nieczęsto zdarza się nam gościć nowych uczniów. Dziś stał się wyjątek. Zanim przedstawię nowego rówieśnika - dyrektor zamilkł na moment, upominając wzrokiem dwójkę uczniów z ostatniej ławki. - Chciałbym, abyście pamiętali o kulturze, jaka tu obowiązuje. Wierzę, że serdecznie przyjmiecie do swojej grupy nowego osobnika i obdarzycie go, przyjacielską relacją. Abigail, wejdź proszę - dokończył, patrząc na dziewczynę, która stała w progu drzwi.

Abigail poczuła jak jej serce trzy razy mocniej zabiło. Drzwi odgradzały ją od piekła, które czeka na nią tuż za rogiem. Miała szanse jeszcze się wycofać, ale w jej głowie pojawiły się słowa wuja.

Wilcze gniazdoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz