Rozdział 7

57 9 1
                                    

    Czuła jak jej ciało bezwładnie leży, ściśnięte przy ścianie. Czyjeś końcówki włosów, przylegały jej do ust. Mruknęła ponuro, drapiąc się po nosie i w tym samym momencie się przebudziła. Obok niej leżała śpiąca Loren. Abigail przetarła oczy i zaczęła wzrokiem analizować swój pokój. Spojrzała na telefon. Był kwadrans po dwunastej.

- Cholera! - krzyknęła, gwałtownie wstając. Jej nogi zaplątały się o kołdrę i tym samym, pociągnęła ją ze sobą, budząc Loren. - Zaspałyśmy do szkoły - dodała, szukając wzrokiem swojego plecaka.

- Wyluzuj - Loren ziewnęła głośno. - I tak już za późno by iść - mruknęła, wtulając swoją twarz w poduszkę.

- Idź weź prysznic, wczoraj byłaś nieprzytomna, a uwierz mi na słowo, śmierdzi od ciebie mieszanką alkoholi - odparła Abigail, zakładając na siebie szare dresy i krótką koszulkę.

- Dzięki, że mogłam u ciebie spać - westchnęła, przeciągając się. - Swoją drogą, ale była jazda nie? Ciągle myślę o tej sytuacji - dodała, a jej mina spochmurniała.

- Loren musisz zrozumieć, że niekażdy mężczyzna jest dobry. Szczególnie ten nabuzowany i pijany - powiedziała, wymuszając na swojej zaspanej twarzy uśmiech.

- Wiem, nikt mnie nigdy jeszcze tak nie potraktował. Dziękuje, że stanęłaś w mojej obronie!

- Podziękuj Williamowi. To on w końcu go załatwił... - Abigail zamilkła na moment, wracając myślami do poprzedniego wieczoru. Kiedy to on i ona, tańczyli razem w rytm muzyki i nic wokół nich się wtedy nie liczyło.

Loren widząc jak jej przyjaciółka odbiega myślami od rzeczywistości, chrząknęła głośno.

- Abigail, wiesz, że niekażda dziewczyna jest dobra...

- O co ci chodzi - mruknęła, wysyłając dziewczynie pytające spojrzenie.

- Widziałam jak z nim wczoraj tańczyłaś - odparła, uśmiechając się zalotnie. - Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś trzymała się z daleka od tego chłopaka...

- Dlaczego? - Abigail uniosła ton, przerywając przyjaciółce. - To był tylko głupi taniec - dodała, wzruszając obojętnie ramionami.

- Nie wyglądało to na głupi taniec. William jest z Veronicą. To najpodlejsza żmija jaką znam. Pluje jadem z daleka, więc uważaj bo wystarczy, że pstryknie palcami i cię zniszczy - odparła, patrząc w jeden punkt. - Przerabiałam to na własnej skórze, więc lepiej posłuchaj mojej rady. Jesteś nowa w tej szkole, to tylko pogarsza twoją sytuację. Trzymaj się od Williama i tego bazyliszka jak najdalej.

Abigail przewróciła oczami, próbując się skupić na czymś innym niż na rodzicielskich groźbach Loren.

- Nie bawię się w takie gry. To był tylko taniec, a ja nie wchodzę mu, a już na pewno jej, w drogę - odpowiedziała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Uwierz mi, że jeden taniec z nim, mógł zmienić wszystko. Tak czy siak, nie biorąc pod uwagi krwiożerczej Veronici, to wyglądaliście całkiem uroczo. - Loren rzuciła w nią poduszką.

Abigail uśmiechnęła się szeroko, po czym skierowała wzrok na dom Williama. Billy właśnie sadził coś w ogrodzie. Dziewczyna wytężyła wzrok, a mężczyzna spojrzał na nią, jakby wiedział, że go obserwuje.

- Kto tu mieszka? - zapytała Loren, spinając swoje krótkie włosy w koczka.

- William - westchnęła ciężko Abigail, a Loren przez moment zastygła.

Wilcze gniazdoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz