Dni Cartera powoli stawały się rutyną.Brązowooki nie sądził, że wydanie płyty przyniesie mu tak dużą i szczerze mówiąc, męcząca sławę.
Jego dni teraz miały pewien schemat - brunet wstawał o poranku, aby jak miał w zwyczaju już od kilku lat, udać się na poranną przebieżkę po okolicy. Oczywiście, jeżeli przebieżką nazwać można było jego dziesięciokilometrowy maraton.
Carter miał w zwyczaju wyłączać umysł podczas porannego biegu. Wtedy też zatapiał się w błogiej ciszy, a skupiał jedynie na drodze przed nim.
Następnie wracał do domu, pił poranną kawę do której po prostu się przyzwyczaił, pomimo tego, że niewiele pomagała na jego całodobowe zmęczenie. Robił sobie śniadanie lub wychodził na miasto, aby zakosztować którejś z pozycji obszernego menu śniadaniowego w jego ulubionej restauracji. Spędzał tam niewiarygodnie wiele czasu, pracując nad tekstem i muzyką do każdej z jego piosenek.
Mógł być dumny, ponieważ to co teraz miał było zasługą tylko i wyłącznie jego ciężkiej pracy.
Od zawsze wiedział, że branża jest trudna, potencjalnych kandydatów wiele, a posiadanie znajomości było praktycznie kluczem do sukcesu każdego młodego artysty.
Ale nie Cartera.
On na wszystko zapracował sam. Potrafił nie spać przez kilka dni pod rząd, gdy tylko w jego głowie pojawił się zarys słów, które następnie przelewał na papier. Nad wszystkimi bitami pracował samodzielnie, cały czas dążąc do perfekcji. Nie był w stanie wydać niczego, co w jego zamyśle nie byłoby perfekcyjne. Ten wrodzony perfekcjonizm i pedantyzm czasami go dobijały, ale w kwesti muzyki okazały się kluczowe do osiągnięcia sukcesu.Odkąd jego płyta ujrzała światło dzienne, czyli od dokładnie tygodnia jego bojowym zadaniem po śniadaniu było podpisywanie krążków. Co prawda, nie należało to do jego ulubionych zajęć, gdyż jego nadgarstek bardzo szybko się męczył, a nowych egzemplarzy cały czas przybywało.
Do jego ulubionych zadań w ciągu dnia należało oczywiście ciągłe sprawdzanie statystyk utworów. To nie tak, że nadmiernie przejmował się opinią ludzi, ale zwyczajnie chciał wiedzieć, czy to co robi ma głębszy sens.
Zachwycał się tym, jak ludzie interpretują jego teksty. Co prawda były glebokie, ale nie wiedział, że można odczytywać je na tak różne od siebie sposoby. To go fascynowało. Spędzał godziny przed laptopem, czytając komentarze pod swoimi utworami zamieszczonymi na you tubie i starał się wziąć do serca każdą radę, jaką dostawał od sowich odbiorców.
- Przysięgam, że ta kanapa Cię wchłonie, jeżeli chociaż na chwilę z niej nie wstaniesz, mordo. - brunet przewrócił oczami na uwagę swojego przyjaciela, który jak zwykle postawił sobie za cel uprzykrzać mu życie. - Płyty podpisane?
- Nawet mi nie przypominaj .- jęknął, a jego prawy nadgarstek jakby na zawołanie dał o sobie znać poprzez strzyknięcie kości.
- Ciemna strona bycia gwiazdą, frajerze. - stwierdził blondyn, lekko cmokając. - Myślałeś, że będziesz miał od tego ludzi? - spytał chłopak, z łoskotem rzucając się na stojący obok kanapy szary fotel.
- Być może. - oznajmił brunet, ciężko wzdychając gdy jego ciało powoli zaczęło unosić się do pozycji siedzącej.
- Już gwiazdorzysz. - prychnął blondyn, a zniesmaczony Carter posłał mu krzywe spojrzenie.
-Spierdalaj, Jones. - warknął brunet, przyciągając kolana do klatki piersiowej. - Idź pomęczyć kogoś innego, może na przykład swoją cudowną dziewczynę. - oznajmił chłopak. - Nie wiem jakim cudem wytrzymała z tobą już pół roku. - skrzywił się. - Jesteś nieznośny.
CZYTASZ
STARBOY
Teen FictionCarter Breeze Williams jest wschodząca gwiazdą popu. Siedemnastolatek, którego płyty sprzedają się w milionach nakładów ma jednak pewien problem - były chłopak psychopata. Gdy dowiaduje się o skrupulatnie ukrywanych przez jego bliskich pogróżkach...