Spontaniczny wypad na miasto z przyjacielem zdecydowanie poprawił humor Carter'owi. Brunet nie pamiętał już, kiedy ostatnio bawił się tak dobrze. Cóż, ostatnimi czasy jego głowę zaprzątała tylko płyta i jej mozolna promocja, dlatego czas wolny bruneta był szczególnie ograniczony. Skupiał się wyłącznie na muzyce, ignorując wszystko dookoła, co przeradzało się w niezdrowy nawyk, ponieważ ignorował nawet swoje stałe pory posiłków i konieczność snu.W każdą piosenkę wkładał całe swoje serce, dlatego tak bardzo zależało mu na opiniach słuchaczy, a te swoją drogą w znacznej większości okazały się być mu przychylne.
Na myśl o ilości podpisanych płyt automatycznie przypomniał sobie towarzyszący mu wtedy ból nadgarstka.
Pamiętał również wywiad w New York Live, który, co prawda do najprzyjemniejszych nie należał, ale był jego pierwszym poważnym wywiadem na żywo i miał do niego sentyment, pomimo tego, że kłamał wtedy jak z nut.Dzisiaj Carter miał drugi w swoim życiu poważny wywiad do magazynu Vanity Fair.
Jego ręce trzęsły się ze stresu, chociaż nawet nie wiedział, dlaczego tak właściwie się stresuje.
Przecież przeżył już wiele takich sytuacji, to nie mogło być nic gorszego.Cóż, okazało się, że jednak mogło.
Kolejne kłamstwa wypływające z jego ust, sprawiały, że sam pogubił się w oszacowaniu rzeczywistości. Nie wiedział już co jest prawdą, a co pięknie doszlifowanym kłamstwem, stworzonym na potrzeby wyimaginowanego związku z Katie.
Głośno westchnął, gdy w końcu udało mu się dotrzeć do domu.
Niedbale rzucił klucze na półkę, gdzie dostrzegł również piętrzącą się pocztę. Rachunkami i całą resztą zawsze zajmowała się jego mama i robiła to na bieżąco, jednak musiała pilnie wyjechać do Kanady, a Carter został sam, sporadycznie odwiedzany przez Smith'a i częściej przez Chris'a.
Cóż, gdyby nie przyjaciel, brunet zapewne umarłby z głodu, ponieważ nie uśmiechało mu się wychodzić z domu, a zdrowe posiłki pozostawione przez matkę w lodówce były dla niego niejadalne.Usiadł przy kuchennym stole, po czym rozłożył pocztę na blacie, uważnie przeglądając koperty. Wszystkie wyglądały podobnie, jednak jego uwagę zwróciła jedna, odróżniająca się od pozostałych kolorem i czcionką. I jak się okazało - była zaadresowana to niego. Brunet niepewnie otworzył żółtą kopertę, po czym zgrabnie wyjął ze środka przypieczętowany list. Przełknął ślinę, ponieważ od razu rozpoznał jego pismo.
Drogi Carterze,
Zauważyłem, że usilnie starasz się mnie ignorować.
Cóż, dobrze wiesz, że nie wyjdzie Ci to na dobre, skarbie, bo ja nie lubię być ignorowany.
Widuję Cię codziennie, Bree. I codziennie wydajesz mi się być coraz piękniejszy.
Zastanawiam się, czy to w ogóle możliwe, ale później przypominam sobie, że chodzi o ciebie - najpiękniejszego mężczyznę jakiego kiedykolwiek poznałem i już nic mnie nie zadziwia.
Wyjechałem, wiem, ale wróciłem do Ciebie, Bree. Wróciłem, bo cholernie Cię kocham.
Ja, nie jakaś pierdolona Katie Floyd, rozumiesz, słonko?Musimy być razem za wszelką cenę, Carterze. Przecież oboje wiemy,że jesteśmy sobie przeznaczeni. Charlie i Bree na zawsze, pamiętasz?
Powiedzenie, że brązowooki był w szoku, byłoby w tym przypadku ogromnym niedopowiedzeniem. Drżącymi rękami sięgnął po kolejne, zaadresowane do niego pismo i niedbale przerwał kopertę, chcąc jak najszybciej poznać treść listu. Jego serce przyspieszyło bicie, a zamglony wzrok uniemożliwiał mu czytanie.
Słońce,
Widziałem Cię dzisiaj na mieście z Chris'em. Tak bardzo chciałbym być na jego miejscu, Bree.
Wiesz jak bardzo Cię kocham, prawda? Nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek mi Cię odebrał, dlatego nadszedł już czas na to, abyś zostawił ich za sobą i był już na zawsze ze mną CB*.
Wiesz, że nie chcę robić im krzywdy, prawda? Wiesz też, że jestem do tego zdolny. Zrobię dla Ciebie wszystko, skarbie. Wybierz mądrze.To było za dużo. Carter czuł jakby jego serce za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Gwałtownie wstał z krzesła, co okazało się być błędem, gdyż zakręciło mu się w głowie.
A później zemdlał.
Jedyne, co czuł po przebudzeniu to promieniujący ból czaszki. Odnosił wrażenie, jakby jego głowa miała za chwilę wybuchnąć.
Nawet najmocniejszy alkohol nie wywołał u niego takiego uczucia.
Delikatnie otworzył oczy, próbując przyzwyczaić je do białego światła jarzeniówek, oświetlającego pomieszczenie.- Mój Boże, Carter! - usłyszał pełny ulgi głos swojej matki. Czemu krzyczała? Nie był w stanie tego określić.
Był zagubiony, zmieszany. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje i dlaczego. Nie wiedział, dlaczego znowu czuje się tak beznadziejnie.
- Skarbie. - szepnęła kobieta, kładąc dłoń na jego włosach i delikatnie je gładząc.
Mógł przysiąc, że jej głos się łamał. Zupełnie jakby płakała. - Tak mnie wystraszyłeś, synu. - oznajmiła, całując jego czoło. I wtedy Carter był już pewny, że płakała, ponieważ jedna samotna łza, tocząca się po jej policzku, pozostawiła mokry ślad na jego skórze.- Co się stało? - spytał prawie niesłyszanym głosem. Czuł się, jakby wyrwano mu struny głosowe. Uczucie było podobne do przechodzonego już kilkukrotnie przez bruneta zapalenia gardła. To było najgorsze, co mogło spotkać piosenkarza. Na dobre dwa tygodnie wykluczało go z kariery.
- Zemdlałeś, kochanie. - oznajmiła skruszonym głosem. Cóż, trudno było jej patrzeć na niego w takim stanie.
- Charlie - wyszeptał, a wspomnienie listu od byłego chłopaka powróciło i na dobre zagnieździło się w jego umyśle.
- Wszystko będzie dobrze, skarbie. - obiecała brunetka, nie przestając czule głaskać włosów syna.
- Teraz musisz skupić się na sobie i powrocie do zdrowia, w porządku? Koniec z tym okropnym jedzeniem, którym się faszerujesz, kawą, energetykami i alkoholem, Carter. - oznajmiła twardo. - Na własne życzenie fundujesz sobie wczesny zawał serca, synu. - oznajmiła poważnie, jednak pomimo tego, Carter potrafił wyczuć jej zmartwiony ton.Taka już była. Martwiła się o niego cały czas. Gdy on chodził na imprezy, nie spała, cierpliwie czekając aż wróci, a gdy wyjeżdżała z domu na conajmniej jedną noc i zostawiała go samego, potrafiła dzwonić co pół godziny, pytając, czy wszystko u niego w porządku. Była po prostu dobrą matką.
- Charlie. - wyszeptał ponownie, a w kącikach jego oczu momentalnie pojawiły się łzy. Nie chciał ponownie tego czuć. Tej pustki, która wypełniła go po rozstaniu. Charlie go zostawił. Carter kochał go ponad wszystko, ale dla niego to nadal było zbyt mało. Niewystarczająco.
- Skarbie, obiecuję Ci, że on już nigdy nie zrobi Ci krzywdy. Nigdy, kochanie. - powiedziała kobieta, a z jej oczu ponownie popłynęły łzy. Carter zacisnął usta, po czym delikatnie przymknął oczy, nie mogąc dłużej patrzeć na cierpienie matki. - Nie pozwolę na to.
- Kocham Cię, mamo. - szepnął, a rodzicielka złapała jego dłoń, po czym delikatnie pocałowała jej wierzch.
- Ja Ciebie również, synu.
CB* - (czyt. SiBi) - skrót stworzony z obu imion Cartera - Carter Breeze
CZYTASZ
STARBOY
Teen FictionCarter Breeze Williams jest wschodząca gwiazdą popu. Siedemnastolatek, którego płyty sprzedają się w milionach nakładów ma jednak pewien problem - były chłopak psychopata. Gdy dowiaduje się o skrupulatnie ukrywanych przez jego bliskich pogróżkach...