6

13 0 0
                                    



- Zrobimy to dzisiaj.  - Christopher z impetem wpadł do studia nagraniowego w którym Carter przesiadywał już od dobrych kilku godzin.
Posłał blondynowi zirytowane spojrzenie i przewrócił oczami, ponieważ chłopak  zawsze lubił bawić się w półsłówka, nie tłumacząc od razu sensu całego zdania.

Dzisiaj był jeden z tych dni, podczas których Carter usilnie próbował pracować, ale jak na złość zupełnie nic mu nie wychodziło.
Miał wrażenie, że wszyscy się na niego uwzięli. Najpierw matka, która niestety odkryła brak kolejnej butelki wódki w barku, później Smith prawiący mu kazanie, dlaczego alkohol jest zły i jakie są konsekwencje jego nadużywania, a teraz jeszcze Carter, który jak na złość znowu coś od niego chciał.

- Do rzeczy, Christopher.  - warknął brunet, po czym odłożył słuchawki, dotychczas spoczywające na jego uszach i usiadł na czarnej kanapie znajdującej się w rogu pokoju.

- Ustawka z Flynnem. Załatwiłem to. - oznajmił z dumą. - Dzisiaj po dziesiątej na korcie tenisowym, bo tylko tam nie ma kamer. - poinformował bruneta, na co ten tylko delikatnie kiwnął głową.

- Która godzina? - spytał brunet, ponieważ musiał przyznać, że całkowicie stracił poczucie czasu. Nie miał przy sobie również telefonu, ponieważ stwierdził, że nie potrzebuje dodatkowego źródła rozproszenia.

- Po dziewiątej. - oznajmił blondyn, a Carter posłał mu zdziwione spojrzenie.Przecież, gdy wychodził z pokoju, było lekko po czternastej.
Nie mógł uwierzyć, że spędził w studiu ponad sześć godzin, podczas których swoją drogą nie zrobił nic, poza bezsensownym brzdąkaniem na gitarze oraz próbach trafienia w idealny dźwięk refrenu utworu nad którym pracował.

Ten dzień był tak beznadziejny, że nawet wizja nierównej bójki z wrogiem przyjaciela wydała mu się ciekawsza, niż dalsze użalanie się nad sobą. Może był masochistą, ale nie bał się fizycznego uszczerbku na zdrowiu, który w tej sytuacji był nieunikniony. Flynn bowiem i to Carter widział już od dawna,  miał wielu kolegów dla których nie ważna była sama walka, a to, że zwyczajnie mogli wyładować na kimś swoją agresję.

Carter również miał ochotę ją wyładować, ale nie sądził, że będzie to możliwe, szczególnie, gdy zobaczył z kim przyszło im walczyć.

Trójka wysokich i napakowanych facetów łypała na nich groźnym wzrokiem. Cóż, było ich więcej, co teoretycznie było nie fair, ale miał wrażenie, że ich w ogóle to nie obchodziło. Mieli ochotę wyładować kłębiącą się w ich nastoletnich ciałach złość i dokładnie to zrobili.

Po wszystkim Carter nie był w stanie określić co boli go bardziej; zapewne stłuczone żebro i podbite oko czy jego duma, którą mężczyźni mu odebrali i podeptali.

- Wybacz, że Cię w to wciągnąłem, Breeze. - powiedział ze skruchą Carter, gdy obaj leżeli na zimnym podłożu, krzywiąc się z bólu. - Nie tak to sobie wyobrażałem. - westchnął.

- Przecież wiesz, że nie puściłbym Cię samego. - oznajmił. - Jak do piekła, to razem, Chrissy.

Matka Cartera była zła. Chociaż nie. Była wściekła. Jej chwilową troskę tuż po opatrzeniu licznych ran bruneta przysłoniła wściekłość i nieuzasadniona chęć wykrzyczenia mu wszystkich swoich  frustracji prosto w twarz.
Chłopak z niecierpliwością czekał na koniec wywodu, ale jak na złość ten nie nadchodził. Miał wrażenie, że jego matka z każdym wypowiedzianym zdaniem tylko się rozkręca.

Ostatnie kilka dni nie były dla niego łatwe pod względem snu. Osiągnięciem było, gdy przesypiał spokojnie trzy godziny, dlatego po dzisiejszym dniu miał jedynie ochotę zapaść w coś na kształt snu zimowego i obudzić się dopiero po skończonym kazaniu, a ewentualnie za jakiś rok.
Oczywiście to nie było wszystko. Oprócz wywodu matki musiał słychać również Smith'a, który pomimo późnej godziny, zjawił się w domu Williamsów, aby jeszcze bardziej pogrążyć zmęczonego Cartera.

- Coś ty ze sobą zrobił, chłopie? - wrzasnął menager, posyłając mu wściekłe spojrzenie. - Jak ty teraz pokażesz się gdziekolwiek w takim stanie!? Pomyślałeś chociaż przez chwilę w jakiej sytuacji stawiasz mnie i swoją matkę!? To my będziemy świecić za ciebie oczami, Carter.

Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale momentalnie je zamknął, wiedząc, że odzywając się tylko pogorszy sytuację i rozjuszy i tak wściekłego już do granic możliwości Smith'a.

Brunet nieznacznie skrzywił się na widok swojej pokiereszowanej twarzy w lustrze. Jego oko było podbite, chociaż fioletowy siniak dopiero się formował. Jego twarz była pełna płytkich zadrapań oraz trochę głębszych ran. Chociaż były już odkażone i zaklejone plastrami wiedział, że jest źle.

Cóż, było mu głupio. Cholernie. Nie chciał sprawiać aż takich problemów, ale zwyczajnie musiał pomóc przyjacielowi w potrzebie. Nie mógł go zostawić, tym bardziej wiedząc, że Chris bez wachania zrobiłby to samo dla niego.

Był świadomy tego, że był osobą publiczną, a każde potknięcie mogło zrujnować jego karierę. Taka już była sława. Zawsze był na świeczniku. Grono osób, którym mógł zaufać było niewielkie. Każda nowa znajomość mogła nieść za sobą ogromne konsekwencje.
Carter miał taki problem już od roku, jednak po wydaniu płyty, która odniosła ogromny sukces, wszystko się nasiliło. Nie był w stanie zliczyć ile wiadomości dostawał na instagramie, bądź innych prywatnych mediach społecznościowych od byłych znajomych, którzy nagle próbowali odnowić z nim kontakt lub potrzebowali przysługi.

Nienawidził tego i gardził tym typem ludzi.

Westchnął, po czym położył się do łóżka, ostatecznie rezygnując z prysznica. Był tak zmęczony, że zasnął już chwilę później, jednak i tego dnia nie spał spokojnie, dręczony przez koszmary.

STARBOY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz