Zupełnie inaczej wyobrażał sobie powrót do domu po prawie dwóch dniach nieobecności. Myślał, że od progu zostanie zaatakowany przez matkę i Smith'a, którzy wykrzyczą mu w twarz, jak bardzo ich zawiódł i tak dalej.Jednak nic takiego się nie stało.
Wszedł do domu frontowymi drzwiami. Kolega Xavier'a odwiózł go pod sam dom, ponieważ brunet ze względu na pracę nie mógł tego zrobić.
W budynku było cicho, jak makiem zasiał. Uśmiechnął się na myśl o dodatkowej chwili spokoju. Poprawił znajdująca się na jego ciele czarną bluzę Xavier'a i ruszył w stronę kuchni, uprzednio zdejmując w przedpokoju swoje air force. Otworzył lodówkę i widząc swoje ulubione pierogi, robione przez ich kucharkę Lisę uśmiechnął się szeroko.
Odgrzał sobie posiłek w mikrofalówce, po czym z uśmiechem na ustach zaczął go konsumować. Wczorajszego popołudnia zaraz po włączeniu telefonu, ponownie go wyłączył, nie chcąc być nękanym przez ciagle przychodzące powiadomienia. Postanowił więc podłączyć smartfon do ładowarki. Włożył talerz do zmywarki, po czym skierował się po schodach do swojego pokoju. Miał trudności ze znalezieniem ładowarki poprzez panujący w pokoju bałagan, jednak ostatecznie mu się to udało. Rzucił się na łóżko, nie kłopoczac się zdejmowaniem ciuchów i momentalnie zasnął.
***
Obudziły go krzyki. Nie był w stanie określić kto krzyczał, byl zanadto zaspany. Leniwie przeciągnął się na łóżku, po czym powoli wstał, chcac uniknąć zawrotów głowy. Przetarł oczy i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Wyglądał jak już od wielu dni, okropnie.
Przegryzł wargę, czując zbierające się w kącikach oczu łzy.
Był prawie dorosłym człowiekiem, powinien być odpowidzialny i godny zaufania, tymaczasem uciekał z domu jak ostatni gówniarz.
Starał się zapanować nad swoimi problemami, jednak widział, że one go przerastały.Nie potrafił rozmawiać z ludźmi, wyłączając Chris'a któremu zawsze mógł powiedzieć co leżało mu na sercu. Jednak ostatnimi czasy nawet z Chrisem nie potrafił szczerze porozmawiać. Nie chciał zadręczać blondyna swoimi problemami i poniekąd wstydził się samego siebie i tego, jak się zachowuje.
Po śmierci taty nie potrafił normalnie porozmawiać z matką. Unikał jej jak ognia, a gdy już dochodziło do konfrontacji, starał się znaleźć jakakolwiek wymówkę, aby moc wymiksować się z rozmowy.
Obojgu im było ciężko, ale dla Cartera strata ojca była katorgą. Uzupełniali się. Tata był częścią jego. I właśnie gdy umarł, Carter poczuł, że już nigdy nie odzyska tego co zostało utracone.
Byli ze sobą bardzo blisko, dużo rozmawiali, chodzili razem na ryby. To tata nauczyło jeździć na rowerze, zaklejał pierwsze zadrapanie, gdy brunet przewrócił się próbując przejechać kawałek bez dodatkowych kółek.
To tata rozmawiał z nim o bezpiecznym seksie i kupił mu pierwsze opakowanie prezerwatyw. To jemu pierwszemu powiedział, że chyba lubi też chłopców, a tata przyjął to ze stoickim spokojem mówiąc, że chce tylko szczęścia Cartera nie ważne czy z kobietą
bądź mężczyzną i że zawsze, nie ważne co się wydarzy, będzie go kochał.Carter uwielbiał swojego ojca, a gdy dowiedział się o jego śmierci, życie straciło dla niego sens. Czuł się pusty, wypruty z emocji. Na pogrzebie nie uronił ani jednej łezki, chociaż miał ochotę płakać i drzeć się w niebogłosy. Chciał tylko odzyskać tatę, nic innego się nie liczyło. Z dnia na dzień stawał się bardziej oziębły dla matki, zamykał się w sobie, pogrążał w cichej rozpaczy. Wtedy muzyka była jego ratunkiem. Gdy siadał w studiu nagraniowym potrafił przestać myśleć na kilka godzin. A to było marzeniem, ponieważ myśląc, ciagle miał w głowie obraz ojca. Jak się śmieje, jak robi głupie miny, jak prawi mu kazania. Muzyka była jego otchłanią, pozwalała mu zatopić się w niej i popłynąć. Stworzył wtedy mnóstwo utworów które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Piosenki były przepełnione smutkiem, żalem i rozpaczą. Ludzie nie chcieliby słuchac o jego tragedii, ponieważ każdy z nich miał swoje własne.
Był pewny, ze jego utwory z tamtego czasu leżą jeszcze gdzieś na dnie szuflady.
Westchnął, słysząc ze krzyki przybierają na sile. Słyszał teraz zarys rozmowy.
- Nie mogę tak dalej pracować, Valerie! - Carter usłyszał głośny krzyk swojego menagera. - Twojego syna zupełnie nic nie obchodzi, nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, nie szanuje mnie. - wyliczał mężczyzna. - Nie mogę tak dalej pracować!
Carter ponownie usiadł na łóżku. Bolał go każdy możliwy mięsień. Prychnął, ponieważ nie dość, że czuł się zle psychicznie, to i fizycznie było do kitu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała podniesionym głosem jego matka.
- Że jeżeli on się nie ogarnie, rezygnuję. - oznajmił Smith. - Nie będę paprał się w takim gównie.
- Nie rób tego, błagam Cię. - prosiła jego matka. Zniżała głos, jednak dzięki otwartym drzwiom pokoju Carter nadal słyszał rozmowę. - Złamiesz mu serce.
- On nie dba o moje uczucia, Valerie. - stwierdził cierpko mężczyzna.
Carter znowu poczuł się beznadziejnie. Jego mama tak bardzo się starała, a on był dla niej okropnym synem. Kochała go i próbowała bronić, a on nawet nie potrafił z nią porozmawiać.
Ponadto, przez to co robił, zaprzepaszczał swoją karierę. Smith co prawda był okropnym materialistą, ale przy tym także dobrym menagerem. Carter nie lubił go jako człowieka, ale musiał przyznać, że sprawdzał się w swoim zawodzie. Brunet nie miał pojęcia, co zrobiłby bez swojego menagera.
A teraz on chciał odejść.Wszystko się waliło.
CZYTASZ
STARBOY
Teen FictionCarter Breeze Williams jest wschodząca gwiazdą popu. Siedemnastolatek, którego płyty sprzedają się w milionach nakładów ma jednak pewien problem - były chłopak psychopata. Gdy dowiaduje się o skrupulatnie ukrywanych przez jego bliskich pogróżkach...