Tajemnica spadających gwiazd

25 2 0
                                    

Rankiem po otworzeniu oczu zaczęłam się zastanawiać, czy poprzedni dzień nie był tylko snem. Na łóżku leżałam sama. Wpatrując się w sufit zaczęłam się martwić przez nachodzące mnie pesymistyczne myśli. W pewnym momencie podniosłam obie ręce do góry, aby nieco się rozciągnąć. Właśnie wtedy zauważyłam pierścionek na jednym z moich palców. Uśmiechnęłam się na jego widok. Potwierdzał on, że ostatnie wydarzenia były jak najbardziej prawdziwe. Chwilę później wstałam z łóżka, po czym wyjęłam z komody jakieś ubrania. Następnie poszłam z nimi do łazienki. Będąc na miejscu przebrałam się oraz uczesałam. Po wyjściu z tamtego pomieszczenia zaczęłam rozglądać się za Hiro. W pokoju, ani na balkonie go nie było, toteż udałam się do hotelowej restauracji licząc, iż zastanę go jedzącego śniadanie. Niestety tam również go nie było. Opuszczając restaurację postanowiłam podejść do recepcji. Zapytałam jedną z recepcjonistek, czy przypadkiem nie widziała mojego ukochanego i dokładnie jej go opisałam, a nawet pokazałam jej zdjęcie, co kobieta stwierdziła za zbędne po usłyszeniu danych personalnych mojego narzeczonego. Blondynka poinformowała mnie z przyjacielskim uśmiechem na twarzy, że mój towarzysz z samego rana opuścił pokój oraz hotel, a przed wyjściem zamówił śniadanie do pokoju. Po usłyszeniu tych słów zdałam sobie sprawę z zastawionego stołu w pokoju. Podziękowałam recepcjonistce za informację, po czym natychmiast wróciłam do naszego pokoju. Usiadłam do stołu i cieszyłam się samotnie posiłkiem. Zaraz po zakończeniu delektowania się śniadaniem zauważyłam liścik pod talerzem. Uważnie go przeczytałam. Japończyk napisał mi w nim, że musiał wyjść pilnie coś załatwić i obiecuje mi, iż wróci do obiadu. Trzymałam go za słowo. Postanowiłam zająć sobie czymś czas w oczekiwaniu na jego powrót. Zapoznałam się z jedną z ulotek w pokoju. Zawierała ona różne atrakcje, które oferował hotel. Można było skorzystać w nim ze SPA, baru karaoke i wielu innych atrakcji. Najbardziej moją uwagę przykuła wypożyczalnia koni z lokalnej stadniny. Trochę minęło odkąd ostatni raz siedziałam na koniu, ale postanowiłam spróbować. Zadzwoniłam do recepcji i zamówiłam skorzystanie z tej usługi. Pół godziny później przed hotelem czekał na mnie wierzchowiec wraz ze stajennym. Mężczyzna wytłumaczył mi zasady wypożyczenia konia i umówił się ze mną na konkretną godzinę po jego odbiór. Polecił mi również dobre miejsce do jazdy, które znajdowało się nieopodal hotelu. Zaraz po odejściu mężczyzny wyruszyłam w tamto miejsce. Pomimo dość długie przerwy w jeździe konnej, nie odczuwałam tego po zajęciu miejsca na siodle. Najwidoczniej z tym było jak z jazdą na rowerze, po prostu nie dało się tego zapomnieć. Kiedy znalazłam się już na terenach zielonych, przyśpieszyłam konia do galopu. Galopując na nim przemierzyłam pobliską łąkę wzdłuż i wszerz. Po tym jakże wyczerpującym zwiedzaniu zsiadłam z konia i prowadząc go za uprząż udałam się z nim do rzeki, z której mógł napić się wody. Musiał czuć się bardzo spragniony po wycisku, jaki mu dałam. Zapewne nie miał jeszcze takich jeźdźców, jak ja. Wyglądał na dość młodego konia. Pogłaskałam go czule po grzywie, po czym się do niego przytuliłam. Naprawdę mi tego brakowało. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie odłożyć pewnej sumy pieniędzy i nie otworzyć za nią własnej stadniny. Byłoby to spełnieniem moich marzeń. Chociaż nie do końca było tak, że musiałam to zrobić. Dziadkowie już od dłuższego czasu planowali przepisać na mnie swoją stadninę. Odkąd oboje przeszli na emeryturę zajmował się nią mój wujek z małą pomocą moich rodziców, ale nie miał zamiaru tego robić od końca życia. Nie miałam zbyt wiele czasu, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Jeżeli nie przejęłabym stajni moich dziadków, zostałaby ona sprzedana. Niezbyt widział mi się taki obrót wydarzeń. Zaplanowałam sobie, że jeszcze tego wieczoru powiem o tym Hiro i zaproponuje mu wspólne prowadzenie stadniny. Z chęcią bym go wszystkiego nauczyła i zobaczyła jak jeździ. Podczas moich rozmyślań powoli wsiadłam na konia i dałam mu do zrozumienia, aby jechał we wskazanym przeze mnie kierunku. Był dość posłusznym wierzchowcem, ponieważ przez całą drogę powrotną nie zbaczał z obranego przeze mnie kursu. Po dotarciu w umówione miejsce oddałam konia w ręce stajennego, a następnie wróciłam do hotelu. Na całe szczęście mój ukochany już wrócił. Przywitałam się z nim delikatnym buziakiem, po czym usiadłam na krześle i uważnie się mu przypatrywałam.

Ostatnie wakacjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz