Pięć lat. Szmat czasu. I chociaż minęło już tyle lat, nadal nie mogłam przestać myśleć o tym, co się stało. Thanos wybił połowę istnień w całym wszechświecie, w tym mojego najlepszego przyjaciela. Petera Parkera. Ktoś mógłby powiedzieć, że takie już jest życie. Następną bliską mi osobą, która "blipnęła" był Flash. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wszystko było świetnie i zaczynało się układać. Ale na Ziemię najechał ten fioletowy bakłażan i prawie wszystko się posypało.
Właśnie, prawie.
Tony i Pep się pobrali. W trójkę przenieśliśmy się do domku nad jeziorem, a po kilku tygodniach dowiedziałam się, że Starkowie spodziewają się dziecka. Po 8 miesiącach od tej wspaniałej nowiny na świat przyszła moja młodsza siostra. Morgan. Z wyglądu przypominała Tony'ego, ale na szczęście większość cech odziedziczyła po Pep. Byliśmy kochającą się rodziną. Unikaliśmy tematów, które zachaczały o wydarzenia sprzed pięciu lat.
Tony nie był już tym samym mężczyzną co kiedyś, ponieważ strata Petera była dla niego równie bolesna jak dla mnie. Był za to świetnym ojcem, dla mnie i Morgan.
Co do mnie, starałam się zajmować każdą wolną chwilę, byle by nie myśleć o brunecie, którego ze mną nie było. Skończyłam szkołę, a każdy następny dzień spędzałam tak, że nie miałam czasu na rozterki; bawiłam się z Morgan, sprzątałam i wiele innych rzeczy. Najważniejsze było dla mnie żeby nie spędzać czasu samotnie, bo wtedy myślałam o wszystkim, co sprawiało, że niszczyłam sobie humor.
- Hej, Cass, wszystko w porządku? - z głębokiego zamysłu wyrwał mnie głos Starka.
Zamrugałam kilka razy, by "wrócić", przejrzałam się w lustrze, przed którym stałam i obróciłam się przodem do mężczyzny. Kiwnęłam twierdząco głową i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu.
- Żal ci samochodu? - spytał rozbawiony - To coś, co jakimś cudem jeszcze jeździ, nadaję się tylko na złom. Ale to nie powód by się smucić.
Tamtego dnia miałam odwieźć mój samochód do nowego właściciela. Wiele ludzi pewnie zdziwiłby fakt, że sprzedaję go po niecałych 3 latach. Ale rzadko nim jeździłam więc niepotrzebnie zajmował miejsce w garażu (proszę nie mylić z warsztatem).
- To nie to - sapnęłam.
- Domyślam się, ale jakoś trzeba rozluźnić sytuację. Chodź na śniadanie, Pep zrobiła jajecznicę. Czuć ją, i dał bym głowę, że za sekundę wleci tu taki dymek, wiesz, taki jak w kreskówkach.
- Za dużo ich oglądasz z Morgan - stwierdziłam i się uśmiechnęłam. Tym razem szczerze.
- Nic nie poradzę. Dalej chodź, głodny jestem.
*
Gdy wróciłam do domu - po pozbyciu się samochodu - doznałam szoku. Pod domem stało auto, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Na tarasie był Tony, dwaj mężczyźni oraz kobieta. Poszłam w kierunku domu, tak by nie zwrócić na siebie uwagi. Jednak gdy pokonałam schody, wszystkie cztery osoby przeniosły wzrok na mnie. Na początku myślałam, że mam zwidy.
- Steve? Natasha? - spytałam zdziwiona, obydwoje się usmiechnęli.
- Część, Cass - mruknął Rogers.
- Moja starsza corka ratuje mnie z opresji - powiedział Tony, a ja podeszłam do niego wymijąjąc gości - Któż by pomyślał.
- Czekajcie, to jest córka Starka? - spytał z niedowierzaniem nieznajomy.
- Tak, ale nie po to tu przyjechaliście - zauważył Tony wstając z krzesła, na którym siedział - Przykro mi, ale nie pomogę wam. Nie po to było to pięć lat żeby znów wszystko zmieniać.
- Tony, ale....
- Przyjedźcie w inny dzień, który nie kończy się na "a" lub "k" - przerywa im Stark - Powodzenia.
Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami i kiedy zrozumiałam mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Miło było - sapnął Steve.
Wstałam z krzesła i stanęłam obok Starka.
- Przemyśl to - powiedziała Nat i całą trójką ruszyli do samochodu.
Tony miał zamiar pójść do domu ale stanęłam w drzwiach zagradzając mu drogę.
- Mᴜsɪᴍʏ ᴘᴏɢᴀᴅᴀᴄ́ - oznajmiłam tonem nieprzyjmującym sprzeciwu.
CZYTASZ
Córka Tony'ego Starka ★✔
FanficZAKOŃCZONE - w trakcie korekty /rozdziały po korekcie - 2/19 "- Ta "jakaś małolata" jest twoją córką! - tym razem to ja podniosłam głos - Wiem, że "zajmujesz" - zrobiłam palcami znak w powietrzu - się mną, bo musisz, ale ja też mam uczucia! Szczerze...