°Rozdział 3°

97 6 0
                                    

Obudziliśmy się rano przytuleni, ja na początku nie ogarniałem co się dzieje ale po chwili zrozumiałem. Podczas gdy Twiggles spał mogłem się przyjrzeć jego twarzy, jednak nie wygląda tak źle. Jest cholernie uroczy... Ale też gorący, z drugiej strony wygląda niewinnie jak diabełek. Gdy tak uważnie przyglądałem się twarzy słodziaka nie widziałem Pogo który stał w rogu pokoju i robił nam zdjęcia uśmiechając się pod nosem. Chwilkę później zauważyłem łysego
-A ty co tu robisz i dlaczego robisz zdjęcia bez mojego pozwolenia co?- mruknąłem cicho żeby nie obudzić
-Mogę, Ramirez nigdy nie miał nic przeciwko- ten łysy debil się cicho zaśmiał i wyszedł z pokoju. Obok drzwi widziałem naszego cnotliwego recepcjonistę trzymającego ogromny krzyż. Co za pojeb, za jakie grzechy ja tu jestem. Westchnąłem i powoli dałem Twiggiemu buziaka w czoło i mocno go w siebie wtuliłem. Jak podejrzewam już mój chłopak obudził się i spojrzał na mnie tym samym słodkim lecz smutnym wzrokiem co wczoraj kiedy płakał.
-Witam diable- mruknąłem i odgarnąłem jego długie dredziki na bok
-Witaj, aniołku- prychnął
-Ej no bez przesady, aż tak grzeczny nie jestem... Znaczy, w ogóle nie jestem grzeczny.- unioslem brew kończąc zdanie
-Zauważyłem...
-Możemy się ubrać i iść już męczyć Katoli?- zapytałem z uśmiechem, nie mogę się doczekać
-Tak, ale najpierw musisz chyba mnie o coś zapytać- jego policzki zostały przyozdobione ślicznymi rumiencami które od razu zakrył rączkami. Słodziak...
-Otóż to. Czy ty, Demonie Twiggles zostaniesz moim pedalskim chłopakiem i będziesz mi towarzyszył podczas piekielnej wyprawy po tym katolickim świecie?- powiedziałem jak jakiś prawdziwy poeta, no jakiś nie wiem Kopernik może.
-Tak, zostanę. Antychryscie- wstał i sięgnął po swój jakże mega strój i poszedł do łazienki. Po chwili zobaczyłem Ramireza wychodzącego z łazienki w ładnej czarnej sukience w krzyże, platformach oraz makijażu. Co za zjeb, ale i tak go kocham...
-Masz ty typie fantazje...- podszedłem do szafy i po prostu wziąłem czarny golf w pentagramy, czarne podarte rurie oraz ładne brudne glany. Gdy już zrobiłem swoją tapetę to wziąłem Twigglesa za rękę i poszedłem z nim na recepcję

-Czy wy nie wiecie, że Bóg was ukara za takie związki? Przecież to nienormalne, chore, to się leczy.- powiedział przerażony Agnus wymachując nam krzyżem przed oczami
-Uważaj, bo zaraz się zarazisz pedalstwem. Ale patrząc po tobie, to i tak nikogo nigdy nie znajdziesz pieprzony katolu... Gdzie jest miejsce zwane budą gdzie będę mógł znęcać się nad innymi cnotliwymi katolami?- uśmiechnąłem się, będzie zabawa. Agnus tylko wstał i zaczął pryskać nas wodą święconą
-To tak nie działa katolu, wiesz?-
Spojrzałem na niego jak na debila. Po chwili przybiegła jedna z zakonnic i wywaliła nas z internetu za drzwi
-No nieźle Brian, nieźle... O chyba widzę szkołę- wskazał na jakiś obskurny budynek obok naszego internetu
-Wygląda zajebiscie- dołączył do nas jakiś inny Antychryst którego jeszcze nie znałem
-O... Marilyn, to jest Chris Cerulli ale mówi się na niego Chris Motionless lub po prostu Cerulli.-
Powiedział mój śliczny chłopczyk
-Hej, widzę że nareszcie trafił tu kolejny metal- uśmiechnął się, hot typek.
-Otóż to, czas zrobić z tej budy katolicki burdel- wziąłem Ramireza na ręce na co ten zareagował uśmiechem i czerwonymi policzkami. Poszedłem z nim demonicznym chodem to budynku gdzie miały odbywać się lekcje z katolami.
Chris zrobił to samo co my i poszedł z nami

°na pierwszej lekcji, matma°
Usiadłem z Ramirezem w ostatniej ławce, przed nami usiadł Chris z jakimś innym metalowcem. Po minucie zjawiła się też nasza banda zjebow ale odziwo bez Johna. Ciekawe gdzie go wywiało. Tim usiadł w drugiej ławce razem z jakimś katolem, ten drugi którego imienia nie pamiętam, chyba Madonna usiadł za Zimem. Reszty imion nie pamiętam, liczy się Jeordie.

-Witajcie drogie, ykhym grzeczne dzieci- spojrzała na mnie i na innych metali
-Mamy nowego ucznia w naszej klasie, Panie Warner niech Pan wyjdzie na środek i opowie o sobie- powiedziała zniesmaczona nauczycielka matmy. Ucalowalem Ramireza w głowę i poszedłem na sam środek klasy, czas zacząć przedstawienie - Nazywam się Marilyn Manson. Moją miłością jest Ramirez, oczywiście pomijając szatana. Jestem czymś zakazanym w waszej bezsensownej wierzę, otóż pedałem.- wyciągnąłem biblię i zacząłem rwać jej strony, rzuciłem kartką świętej księgi w katola. - Ave Satan, moje cnotliwe katole- uśmiechnąłem się i wyrzuciłem biblię przez otwarte okno, jednak ta nie wypadła a odbiła się i uderzyła w ryj jakiegoś katola. Ja zacząłem się śmiać i wróciłem do ławki
-Warner, twoje zachowanie jest karygodne. Do dyrektora!- krzyknęła na mnie stara baba
-A co może mu zrobić, co najwyżej wyczyścić glany- zaśmiał się Zim Zum.
-Ramirez, idziemy palić krzyże? Nudzi mi się tutaj- powiedziałem zrezygnowany wskazując na Madonne, mówił że znają dobre miejscówki.
-Tak skarbie, chodźmy. Ale pod warunkiem że kupisz mi ładne kwiaty, wtedy się zgadzam- zarumienił się mój słodziak, ewidentnie kupię mu te kwiatki
-Kupię Ci nawet i całe pola kwiatowe- wstałem i złapałem go za rękę, po chwili mnie, Twiggiego, Chrisa, Zima i Madonny już nie było. Wyszedł z nami jeszcze jakiś inny metal. Nauczycielka tylko wróciła załamana do prowadzenia zajęć.

,,Pokochaj mnie, jestem Marilyn"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz