°Rozdział 8°

58 4 0
                                    

Weszliśmy do pokoju Chrisa i Rickiego, to jaką laske zobaczyliśmy zbiło nas obu z nóg. Miała czarne włosy, krótkie i puszące się. Kabaretki, czarną poszarpaną sukienkę, wysokie buty na platformie i bardzo mocny czarny makijaż.
-O kurwa, to ta sama osoba?- zapytał Gein wchodząc do pomieszczenia z resztą zjebów.
-Otóż to, dobra robota?- zapytał Olson
-Zajebista robota- powiedziałem biorąc na ręce Twiggiego
-Wy też się dobrze odjebaliscie, wszyscy wyglądamy w miarę szatańsko więc idziemy do kościółka chłopaki. Może nauczymy się klekac, Rickiemu się przyda- powiedział Chris idąc w stronę schodów, Ricky zrobił się bardzo czerwony. Wszyscy poszliśmy za Chrisem, wyszliśmy z katola.

-Patrzcie, chyba pogrzeb- wskazałem na cmentarz
-Czyli tam idziemy- Twiggy tam pobiegł a wszyscy za nim

-Ten grób wygląda fajnie- powiedziałem i usiedliśmy przy grobie obserwując pogrzeb. Mam plan
-To może w międzyczasie pośpiewamy coś, np Alleeeeluuuujaaaaa- zaśpiewałem
-Saaataaaaan, aveee saaataaan, aveee saaatan. Sotonaaaa- zaśpiewał Chris
-Zakłócają Państwo pogrzeb, proszę opuścić cmentarz- powiedział John udając katola na co my zaczęliśmy się śmiać
-Ej ale fajny krzyż- powiedział Zim i próbował się na niego wdrapac, z pomocą Johna mu się to udało. Zimmy zaczął coś krzyczeć z góry krzyża aż w końcu z krzyża przeszedł na drzewo i rzucił mi szyszką w ryj
-Jak ja cie dorwe to Ci tą szyszkę w dupe wsadze-- warknalem i rzuciłem w Zima patykiem. Po chwili zaczęła się cmentarna wojna....

*Bum Bum* Twiggy rzucał krzyżykami z małych grobów, ja patykami, Zimmy szyszkami, Chris kwiatkami, Ricky biblią, nasza koleżanka rzucała kamykami, John i Gein rzucali uwaga uwaga kawałkiem grobu który odpadł dlatego, że koleżanka nasza rzuciła w niego kamieniem. Pogrzeb się zakończył a my niezauważeni podeszliśmy do świeżego grobu
-Twiggles zamknij oczy- uśmiechnąłem się, chłopak zamknął swoje oczka a ja zajebałem trzy bukiety które schowałem do torby, nie było ich widać. To samo zrobił Chris i John, Gein to samo (Chyba będzie próbował poderwać koleżankę której imienia nie znam). Wszyscy udaliśmy się do pobliskiego kościoła w którym nie było aktualnie żadnego sakramentu.

Wchodząc do kościoła oczywiście przez okno które wybilismy ja trochę się poturbowałem i zaciąłem się w policzek który mój opiekuńczy babochłop przetarł czystą szmatką i ucałował. Z taką opieką lekarską, to ja całe życie przetrwam.
-Taki to pożyje- powiedział Vinny patrząc jak Twiggy całuję mój policzek
-Z taką opieką medyczną na 100%- przytuliłem Antychrysta
-To jak, co robimy?- zapytał Zimmy
-Najpierw balujemy tutaj, a potem nad jeziorko. Urządzimy sobie miejsce na zjazdy Antychrystow i miejscówkę- powiedziałem
-To jest plan, ja zamawiam wrzucanie krzyża do wody i pływanie na nim jak na kółku- powiedział Ricky i zaczął zbierać krzyże.
-Ja chce ławkę tam przemycić, Chrisssss- powiedziałem siadając na wybranej przeze mnie ławce
-Tak, pomogę Ci ją nieść- powiedział Chrissy, dobry chop z niego
-Ja chce wino!- krzyknął Twiggy i podszedł do wina mszalnego wkładając do kieszeni sukienki aż trzy butelki tego świństwa
-To ja biorę obrazy- powiedział Zimmy, reszta debili też coś wzięła do naszego zajebistego miejsca nad jeziorkiem. Ułożyliśmy wszystko pod drzwiami świątyni i zaczęło się balowanie.

Ja leżałem z Ramirezem na podłodze w jakimś kółku z soli, Ricky i Chris całowali się siedząc na ołtarzu. Nasza kolejna para gołębi Pogo i Zimmy również miziali się przy organach. Gein grał jakąś dobrą muzykę od Behemoth na właśnie organach, koleżanka poprawiała makijaż stojąc przy lusterku które tam wisiało. Nikt nie wiedział dlaczego lustro w kościele, i po co. Vinny natomiast siedział w tym czymś do spowiedzi i przerabiał krzyże żeby wyglądały zajebiscie.

---------------------------------------------------
To koniec moje Antychrysty tego rozdziału. Zapraszam do następnego, pojawi się wieczorem 🌈. Dajcie znać czy się spodobał. :))

,,Pokochaj mnie, jestem Marilyn"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz