°Rozdział 9°

56 2 0
                                    

Gdy skończyliśmy wszystko robić to ozdobiliśmy wszystkim kościółek. Krzyże były złote i delikatnie opryskane czerwonym woskiem co miało się kojarzyć z Benkartem na krzyżu. Postanowiłem, że wezmę Twiggiego na randkę bo w sumie dlaczego nie?

W naszym pokoju postawiłem stolik (pokój i tak był dość duży jak na katolicki pierdolnik).
Ukradłem czerwone i czarne kwiaty które poukładałem na szafkach i troszkę czarnych płatków róż na stoliku. Ubrałem się ładniej niż zwykle bo w czarną koszule, jeansy i całkiem ładne buty. Jutro sobota więc nie trzeba iść do tej szkółki dla cnotek. Zapaliłem świece zabrane z kościoła, załatwiłem dobre jedzenie - mianowicie spagetti. Wino też! Miałem również prezent dla Ramireza, czerwoną sukienkę. Co prawda wydałem na to trochę swojego hajsu, ale jego uśmiech jest wart wszystkiego.

O godzinie 20 zabrałem Twiggiego do naszego pokoju.
-O mój szatanie, ktoś umarł ze tak świętujesz Marilyn? W dodatku dobrze wyglądasz! Jakaś nowość- powiedział zaskoczony Ramirez jak wszedł do pokoju, aż mu się glany spociły.
-Nie, po prostu chciałem nam zrobić randkę. Zapraszam piękny- ucałowałem go w czoło, odsunąłem krzesło a jak Ramirez usiadł to grzecznie je dosunalem do stolika siadając przed Ramirezem. Wlałem mu trochę wina
-Tego to ja się nie spodziewałem... To na pewno wszystko dla mnie? Nie no na pewno ktoś umarł- powiedział Ramirez patrząc na spagetti, luksusy...
-Kochanie moje, tak to dla ciebie wszystko. Chcę być dla ciebie jak najlepszy, nawet jeśli miałbym wydać wszystkie pieniądze tego świata. Twój uśmiech jest tego wart- dałem mu kwiaty i czerwoną sukienkę, na ten wieczór przygotowałem coś jeszcze...
-O jeju... Dziękuję Marilyn-- Twiggy się zawstydził i przyjął prezenty.

Skończyliśmy jeść naszą kolacje, atmosfera była naprawdę romantyczna i w sumie dosyć gorąca bo czarna koszula dodawała mi samego seksu.
Wziąłem na swoje kolana Ramireza i pocałowałem go co on pięknie odwzajemnił.
-Kocham cie Brian- przytulił się do mnie a ja zacząłem go glaskac po plecach.
-Ja ciebie też Twiggles- powiedziałem po czym świece zgasły co było znakiem że pora zacząć kolejny etap randki.
Wziąłem Ramireza za rękę i zaprowadziłem go do pobliskiego parku.

Gdy byliśmy już na miejscu stanąłem przed Twiggym i dałem mu namiętnego całusa którego on nieśmiało odwzajemnił.
Przytuliłem go i wyszeptałem
-Wiesz że jesteś najpiękniejszy na świecie?
-D-Dziękuję... Ty też Brian- wyszeptał i się zarumienił.
-A wiesz że jesteś tylko mój?- zapytałem niskim głosem który był wręcz hipnotyzujący. Mojemu chłopakowi w sukience chyba zrobiło się aż słabo bo wszedł mi na ręce i mocno się przytulił
-Wiem Manson- wyszeptał i zaczął mnie miziać.
Zacząłem iść z nim na rękach w kierunku naszego katolskiego akademika.

Gdy przyszliśmy zapaliłem od nowa świece, usiadłem na łóżku i wziąłem Twiggiego na moje kolana okrakiem
-U-Uważam że to odpowiedni moment... Chcę to z tobą zrobić Marilyn-- powiedział zawstydzony Twiggy na co ja delikatnie się uśmiechnąłem
-Jesteś pewny kruszynko?-  pogłaskałem go po policzku
-T-Tak- położył swoje ręce na moim brzuchu.

Położyłem go i zacząłem bardzo powoli rozpinać guziki od jego sukienki. Jego rajstopy były już dawno podarte i leżały gdzieś w pokoju. Zacząłem całować go po plecach i szeptać różne sprośne rzeczy żeby bardziej go rozgrzać.
Położyłem go na plecy, zawisłem nad nim i namiętnie pocałowałem po czym wyszeptałem
-Pokochaj mnie, jestem Marilyn -  Mój mały Słodziak cichutko jęknął po czym również wyszeptał
-Już cie kocham, Marilyn- przyciągnął mnie delikatnie za ramiona i bardzo namiętnie pocałował. Położyłem swoje ręce na jego brzucha, na dworze padał deszcz a księżyc delikatnie oświetlał pokój w którym paliły się tylko świece no i policzki Twiggiego. Zacząłem całować go po całym ciele, zacząłem od ust i szyi, skończyłem na jego ślicznych nóżkach. Delikatnie rozchylilem jego nóżki i powoli w niego wszedłem oczywiście z zabezpieczeniem. Po pomieszczeniu rozległ się jęk mój zmieszany z jękiem mojego maluszka który wił się z przyjemności pode mną.
Złapałem go za bioderka i zacząłem się w nim poruszać, powoli tak żeby nie bolało.
Cały czas starałem się całować jego szyję i dekolt, od tej części nie mogłem się oderwać. Twiggy zaciskał rączki na mojej talii.
Emocje szalały tak samo jak ja i mój ukochany, czasem delikatnie lapalem go za gardło i namiętnie całowałem żeby delikatnie go uciszyc. Mówiłem mu, że jest piękny, wyjątkowy, najlepszy, seksowny i słodki.

Skończyliśmy nasze zabawy około dwie godzinny później. Przyjemnością tak naprawdę nie było końca.

Nałożyłem delikatnie płyn do mycia ciała na dekolt mojego ukochanego i zacząłem robić pianę żeby umyć jego piękne ciało.
-Kocham cię Mannie- uśmiechnął się i dał mi buziaka
-Ja ciebie też kocham Twiggles, podobało Ci się?- drugą część wyszeptałem. Odpowiedzią mojego małego mężczyzny było nieśmiałe kiwniecie głową na tak.
-Cieszę się- pocałowałem go dalej myjąc jego ciało. Chwilę później opłukałem nas ciepłą wodą, jakimś cudem była. Wytarłem nas, ubrałem Twiggiego w jego ulubioną piżamkę a siebie w koszulkę, bokserki i spodenki bo w tym zazwyczaj spałem.

Wyszliśmy z łazienki która na szczęście znajdowała się w naszym pokoju. Pościeliłem łóżko, posprzątałem po naszej randce oraz ,,niewinnych"
zabawach.

Położyłem się z Panem pięknym obok siebie i mocno go przytuliłem go tyłu
-Dobranoc, maluszku- na te słowa zasnęliśmy zaspokojeni, szczęśliwi i spokojni.

———————————————
Nie wnikać, pisałem rozdział o 01:06 więc miałem głupie pomysły. No ale tak, Twiggy i Manson mieli cudowny dzień razem i hihi niewinne zabawy.
Dziękuję za przeczytanie rozdziału i do zobaczenia w następnym moje diabełki

Erin aka autor ~

,,Pokochaj mnie, jestem Marilyn"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz