Prolog

6K 265 10
                                    

Krótki telefon. Ciemność przed oczami.

Łap oddech, łap cholerny oddech - powtarzam w myślach próbując zapanować nad własnymi emocjami. Drogi świecą pustkami o tej porze. Jest środek nocy, Londyn nigdy nie zasypia, ale jak na zbawienie nie ma dużego ruchu. Pędzę alejami nie zwracając uwagi na znaki i światła. Srebrny mini cooper przenika między kolejnymi kamienicami z ogromną prędkością. Droga dłuży się niesamowicie. Każdy pokonany kilometr sprawia ulgę, choć niepewność ciągle wywierca mi dziurę w sercu.

W końcu jestem. Biały, oszklony budynek z ogromnym czerwonym krzyżem nad wejściem mieni się odbijanym światłem świątecznych lampek. 26 grudnia stał się najgorszym dniem mojego życia. Nie zamykam nawet samochodu, wbiegam do środka i rozglądam się wokół - puste korytarze potęgują moją niepewność. Ręce drżą mi niesamowicie. Ledwo stoję o własnych siłach. Podchodzę do recepcji i próbuję się opanować, by cokolwiek powiedzieć.

- Ostry dyżur. Którędy? - bełkoczę w końcu, a gdy pulchna pielęgniarka wskazuje mi drogę, puszczam się pędem przed siebie.

Byle to nie był on. - modlę się po cichu.

Potykam się o krzesło i ląduję na zimnej posadzce. Na chwilę tracę kontrolę nad otaczającym mnie światem. Ktoś pyta, czy wszystko w porządku.

Nie, nie jest. Nie, dopóki nie będę miała pewności, że to nie on.

Wstaję i biegnę dalej. Serce bije jak szalone. Mam wrażenie, że krążę w kółko, a korytarze się nieskończenie długie. Znów pytam o kierunek, ale jedyna kobieta szwędająca się po nieznanym mi oddziale, nie ma pojęcia gdzie może znajdować się ostry dyżur. Nie odpowiadam nic i znów ruszam przed siebie.

Zielony napis złożony z dużych, neonowych liter powoduje u mnie wybuch radości.

OSTRY DYŻUR.

Powstrzymuję przyśpieszony oddech i ocieram pot z czoła. Powoli przekraczam próg. Czuję, jak do oczu napływają mi łzy.

Nie płacz, idiotko.

Oparty o ścianę, w spodniach od piżamy, stoi Zayn. Gdy mnie dostrzega, przełyka głośno ślinę. To nie on. Zostało 4. W oddali dostrzegam Liama siedzącego na krześle. Klepie po plecach Louisa, który chyba płacze. Nigdzie śladu Nialla i Harry'ego.

Czuję, że zaraz się załamię. Gorączkowo szukam go wzrokiem. Nie ma go w poczekalni.

Proszę, byle nie on.

Odwracam głowę w kierunku skrzyżowania korytarzy. Po chwili, zza rogu wyłania się brązowy but. Znam go. Zielone tęczówki patrzą wprost na mnie. Mam ochotę rzucić mu się na szyję i mocno przytulić, ale w ostatnim momencie się powstrzymuję.

- Przysłali Cię, żebyś sprawdziła który to? - mówi jadowitym tonem, a moje serce rozpada się na kawałki. Nie zwracam uwagi na to, jak bardzo jest zły. Liczy się tylko jedno.

To nie on.

- Niall. To Niall - szepcze Louis, a potem zaczyna szlochać.

To nie on.

To Niall.

AFTER END - H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz