Rozdział 4: Pieniądz, nasz cel

2.6K 208 26
                                    

Lądując na płycie londyńskiego lotniska byłam przygotowana na powiadomienie o natychmiastowej konferencji w siedzibie Syco. I nie myliłam się - gdy tylko włączyłam telefon, na jego wyświetlaczu pojawiło się 20 wiadomości, w tym jedna wprost z osobistego numeru Simona Cowella stwierdzająca, że jeżeli nie pojawię się w trybie nagłym w sali konferencyjnej, to zwolni mnie bez pozostawienia referencji. Wrzuciłam więc małe urządzenie do torebki i ubierając kapelusz na głowę, wsiadłam do najbliżej stojącej taksówki. Biuro angielskiej filii Syco mieściło się w centrum stolicy, więc dotarcie do niego zajęło mi więcej niż podejrzewałam, biorąc pod uwagę fakt iż godzina 15 stanowiła najbardziej szczytową porę powrotów z pracy. Taksówkarz klął pod nosem wymyślając coraz to ciekawsze słówka na angielskich kierowców, a ja próbowałam bez rezultatów, skontaktować się ze swoim szefem. W końcu, po 45 minutach powolnej jazdy, dotarliśmy na miejsce. Przekazałam kierowcy odpowiedni banknot i ruszyłam pędem do szklanych drzwi oznaczonych złotymi literami. Cowell uwielbiał przepych. Wepchnęłam się do windy z tłumem innych pracowników i jak oparzona wyskoczyłam na 6 piętrze. Wiedziałam, że będzie cholernie zły i zapewne oczekuje wyjaśnień, dlaczego nie poinformowałam go o wystąpieniu Stylesa.

Powoli przekroczyłam próg oszklonego pokoju. Prezes, rudowłosa asystentka, sześcioro członków sztabu PR i Liam - wszyscy ubrani w niezawodną czerń, z posępnymi minami czekali na moją obecność.

- Przepraszam za spóźnienie, korki - powiedziałam ściszonym głosem. Simon wtapiał wzrok w wydrukowane przemówienie Harry'ego nie zwracając uwagi na otoczenie. Zajęłam miejsce po drugiej stronie stołu, tuż naprzeciwko niego i zdjęłam nakrycie głowy. Cisza trwała niebezpiecznie długo, ale żaden z pracowników nie odważył się zabrać głosu.

- Możesz mi powiedzieć, co to do cholery miało być? - zaczął podejrzanie spokojnie. Oczekiwałam wybuchu gniewu, czerwonej twarzy i wściekłego wzroku. Tymczasem, Cowell wyglądał nadzwyczajnie łagodnie i wydawał się być bardzo opanowany.

- Myśli Pan, że powiedziałby mi, pracownikowi Syco, o swoim rebelianckim planie?

- Myślę, że Ty nie ukrywałabyś tej wiadomości przed zarządem, prawda? - uśmiechnął się tajemniczo.

- Oczywiście, że nie. - oburzyłam się nieco. Miałam tylko nadzieję, że nikt z nich nie wykryje nutki teatralności, jaka wkradła się w moją wypowiedź. Faktem było, że nie pisnęłabym słowa o przemówienia Stylesa, gdyby zdecydował się mnie uświadomić. Grałam w niebezpieczną grę i nie wiedziałam jak uciec.

- Czy możecie nas zostawić na osobności? - zwrócił się reszty, siedzącej w zupełnym milczeniu. Wyszli bez słowa zająknięcia, jedynie rudy parobek miał obiekcję co do swojej pozycji. Cowell przemówił jej do rozsądku, a potem opuściła nas obnażając swoją obrażoną minę. - Kiedy zlecałem Ci nakłonienie Stylesa do powrotu, wszyscy oburzali się, że stażystce nie można powierzać tak ważnej sprawy. - powiedział, gdy ostatni pukiel rudych włosów zniknął z naszego pola widzenia. - Jak poszło spotkanie z naszym niesfornym klejnotem?

- Doszliśmy do jakiegoś konsensusu. Nie jest to może w pełni czysta relacja, ale pracuję nad tym. - zawahałam się nieco kończąc zdanie. Simon spojrzał na mnie przechylając głowę i kolejny raz uśmiechnął się tajemniczo. Wyciągnął ze swojej skórzanej aktówki postawionej przy obrotowym fotelu, czarną, gładką teczkę i ściągnął z niej gumkę.

- Estelle Kathlyn Cotfield. Urodzona 27 listopada 1994 roku w Londynie. Córka sir Edwarda Cotfielda i lady Lydii Cotfield z domu Pent. Dorastała pod opieką guwernantki, a od 6 roku życia pobierała nauki w prywatnej szkole dziewcząt w hrabstwie Kent. Obecnie studentka University of Cambridge. Referencje wszystkich profesorów - przeczytał z udawanym podziwem. - Idealny życiorys. Pewnie sir Cotfield zadbał, aby Ci go ładnie wyczyścili, co? - zakpił. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, krew napłynęła do policzków, a te nabrały czerwonego koloru. Przestałam panować nad dłońmi, które nawet położone na szklanym blacie stołu, drgały niebezpiecznie. Doskonale wiedziałam do czego zmierza. - Niestety, Stello - zaśmiał się wypowiadając skrót mojego imienia - Ja i Syco mamy swoich ludzi, którzy znacznie dokładniej prześwietlają swoich pracowników, niżeli czytając tylko ich dopieszczone CV. I widzisz, znaleźliśmy dużo ciekawych faktów z Twojego życia. - przewrócił kartkę na drugą stronę i przeczytał głośno jej zawartość - Matka uzależniona od środków nasennych z problemami alkoholowymi. Ojciec od lat utrzymuje nieślubne dziecko swojej kochanki, byłej asystentki. Estelle Cotfield mając 16 lat wpadła pod samochód, pęknięta śledziona. Wiem nawet, że masz tatuaż z jakimś cytatem. - nie mogłam patrzeć na jego twarz z przyklejoną triumfującą miną. Rzeczywiście wiedział o mnie więcej niż podejrzewałam. - Powiesz mi co to za cytat? - wyszeptał kładąc rękę na mojej, wciąż dygoczącej. Od razu ją odepchnęłam.

- Czego Pan ode mnie chce?

- Żebyś ze mną nie pogrywała, Stello. Nie mam zamiaru Cię szantażować, a tym bardziej Ci grozić. Chciałem tylko uświadomić, że Twój szef nie jest idiotą i potrafi rozszyfrować pewne emocje. Od dawna podejrzewałem, że czujesz coś do Stylesa, tylko nie wiedziałem co. Bolało Cię, gdy na Ciebie warczał, gdy zbywał pojedynczymi słówkami. W pewnym momencie zrozumiałem. Na kobiety nigdy nie można liczyć, są zbyt słabe. Zbyt szybko się przywiązują, a mężczyźni to największa i najłatwiejsza pułapka, w którą dają się złapać. - wstał i podszedł do mnie od tyłu, opierając swoje ręce na moich ramionach - Zakochałaś się - wyszeptał wprost do mojego ucha, a potem podszedł do okna i zasłonił żaluzje. - Początkowo chciałem Cię zwolnić. Nie potrzebowałem nieszczęśliwie zakochanych popłuczyn, ale po dłuższym zastanowieniu mnie olśniło. Ta Twoja delikatna miłostka można być najsilniejszą bronią Syco Records. Znam Harry'ego od 4 lat i widziałem już wiele w jego wykonaniu. Jesteś idealną kandydatką na przynętę.

- Powierzył Pan mi to zlecenie tylko dlatego...

- Że masz ładną buzię i dobre serce? - przerwał mi - Owszem. Stwierdziłem, że zamiast Cię zaliczyć, lepiej będzie wyciągnąć z Ciebie wszystko co najlepsze. Jakby to ująć - zachowałem Cię na czarną godzinę. To był strzał w 10. Harry - jeśli jeszcze nie nabrał do Ciebie zaufania, to z pewnością niebawem nabierze, a wtedy ściągniesz do z powrotem do One Direction. Jeśli Ci się uda, zostaniesz moją osobistą asystentką, jeśli nie - pomyślę nad czymś efektownym. Samo odseparowanie Cię od Stylesa to będzie zdecydowanie za mało.

W jego oczach zabłysły iskierki satysfakcji. Bawił się ze mną traktując jak element układanki. Miał pewność, że może robić ze mną co tylko chce. Czuł się najpotężniejszym człowiekiem na świecie. A ja byłam tylko marionetką, która głupio myślała, że cokolwiek znaczy w tej bezceremonialnej bitwie. Dla Cowella nie liczył się człowiek, jego uczucia czy przyszłość. Liczył się zysk i tylko realizacja go, działała na niego zbawiennie.

- Nie będę go uwodzić. - powiedziałam sama nie wierząc we własne słowa.

- Oj, będziesz, będziesz. Nie muszę Cię do tego nawet zmuszać - wymruczał zadowolony - Sama mu się wepchniesz do łóżka, a on nie oprze się Twojej jakże wielkiej prawdziwości. - znów usiadł na swoim skórzanym fotelu i oparł łokcie na podłokietnikach - Wiesz co jest w tym najśmieszniejsze? Jesteście prawie tacy sami - zabłąkani, szczerzy, prawdziwi w swoich wyborach i tak banalnie przewidywalni. Oboje myślicie, że zwojujecie świat tą swoją dobrocią. Tyle, że światem rządzi pieniądz, a chyba wszyscy troje wiemy, kto ma ich w tym gronie najwięcej.

Miał rację. Tym światem rządził pieniądz. Wszyscy chcieli być bogaci. Ja i Harry też. Nie przychodziłabym przecież do siedziby Syco, błagając o staż, gdyby nie kierowała mną rządza zysku. Styles nie brałby udziału w programie, gdyby nie chciał zostać sławnym i bogatym. Każdy z nas był taki sam - przybieraliśmy tylko różne postacie, kamuflując dobrze znany wszystkim cel.

Niall dostrzegł to pierwszy i nie potrafił znieść tej świadomości.

- Nie chcę dla Pana pracować.

- Jeśli zrezygnujesz, zapewniam Cię, że już nigdy nie zobaczysz na oczy chociażby jednego włosa z głowy Stylesa. Nie znajdziesz też pracy w promieniu 1000 km od Londynu. Chcesz go zostawić na pożarcie Syco? Nieładnie z Twojej strony, panno Cotfield.

Znalazłam się w pułapce. Pułapce, w którą dałam się dobrowolnie złapać.

Złota dziewczyna zaczęła pokrywać się rdzą, więc może wcale nie była taka złota?

AFTER END - H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz