Leniwie sunęłam wzdłuż brukowanej uliczki. Londyn powoli zapadał w sen, światło latarni biło się o palmę pierwszeństwa z ostatnim, pomarańczowym oddechem zachodzącego Słońca. Wiatr lekko rozwiewał moje długie włosy, które jakoś niespecjalnie chciały ułożyć się akurat tego, szczególnego dnia. Wręcz wszystko było nie tak - mała dziurka na czarnych rajstopach wystawała z równie czarnej szpilki z każdym ruchem, coraz bardziej, sukienka w kolorze intensywnej czerwieni podwijała się na niebezpieczną wysokość, a butelkowy płaszcz został poplamiony przez gapowatego przechodnia. W dodatku zapomniałam kapelusza. Akurat w tym dniu.
Nie widziałam go prawie trzy tygodnie. Wyjechał do Los Angeles, by załatwić jakieś sprawy z domem i spotkać się ze swoją tymczasową miłością. Nie telefonował, a wiadomości pisał rzadko. Moje serce trochę bolało, gdy wykazywał się taką obojętnością, ale przecież byłam tylko pracownicą Syco. Zdziwiło mnie, że zaraz po powrocie do Londynu, zatelefonował z prośbą o spotkanie. Gdy go nie było, obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę na uniezależnienie się od niego, ale chyba było już za późno. Od naszej rozmowy minęła zaledwie godzina, a ja już wędrowałam w kierunku jego tymczasowej skrytki w Notting Hill. W międzyczasie zdążyłam kupić wino i zaopatrzyć się w paczkę papierosów - nie paliłam nałogowo, ale w sytuacjach awaryjnych tytoń był silniejszy ode mnie.
Dotarłam do jego drzwi na 10 minut przed planowanym czasem. Biłam się z myślami, czy powinnam zaczekać, czy po prostu zapukać. W napływie bezsilności oparłam się o białe drzwi i głośno westchnęłam. Bezceremonialnie zadurzyłam się we własnym kliencie. Kliencie, który szedł na wojnę przeciwko mojemu szefowi, stracił przyjaciela i w dodatku ma dziewczynę na drugim końcu świata. Stella Cotfiled - mistrzyni utrudniania sobie życia.
Moje roztkliwianie się nad własną beznadziejnością przerwał gwałtowny i nagły brak podparcia - drzwi nagle się otworzyły, a ja runęłam całym cielskiem wprost na zaskoczonego bruneta. Butelka świeżo kupionego wina roztrzaskała się na milion małych kawałków, a cała jej zawartość zapaskudziła nie tylko piękny, drewniany parkiet ale również moją sukienkę i jego brązowe buty. Pchnięty Styles upadł na podłogę pociągając mnie za sobą. Wylądowaliśmy w środek czerwonej kałuży plamiąc wszystko, co jeszcze zachowało czystość.
- Stella, co ty do cholery... - nie dokończył. Spojrzał na swoje ubranie i roześmiał się głośno. - Ostre wejście - powiedział, próbując powstrzymać chichot.
Oblałam się rumieńcem i nie potrafiłam wymówić ani jednego słowa. Harry wstał i podał mi rękę bym zachowała resztki godności.
- Przepraszam Cię. Posprzątam - zaczęłam zbierać rozbite szkło. Nim zdążył odgonić mnie od tego pomysłu, ostry kawałek rozbitej butelki poranił wewnętrzną część mojej dłoni. Na podłogę zaczęła spływać kolejna fala czerwonej cieczy.
- W życiu nie widziałem bardziej nieporadnej dziewczyny - spojrzał na rozcięcie i pokiwał z niedowierzaniem głową - Tylko ty potrafisz w jedną minutę zaliczyć upadek, rozbite wino, poplamienie wszystkiego wokół i ranę ciętą. - chwycił mój nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę kuchni - Chodź, opatrzymy to. - otworzył jedną z szafek i wyjął małe, czerwone pudełko. Wyciągnął z niego wodę utlenioną i delikatnie polał nią ranę, a potem dokładnie zawinął nie niej bandaż. - Powinno być okay. - uśmiechnął się najpiękniej na świecie.
- Mam fatalny zmysł samozachowawczy - zażartowałam i oboje wybuchliśmy śmiechem. Dawno nie widziałam w nim tyle beztroski. Nie miał ostatnio wielu powodów do radości, a takie chwile pomagały choć na chwilę zapomnieć o przykrych wydarzeniach.
- Musisz się przebrać - powiedział stanowczo, spoglądając na moją przemoczoną sukienkę. W mgnieniu oka przyniósł koszulkę i dresowe spodnie i wepchnął mi je w ręce. - To powinno pasować. Idź się przebrać, a ja będę czekał w salonie. - nie pozostawiając mi pola wyboru, natychmiastowo przetransportował się na kanapę. Weszłam do łazienki i ściągnęłam z siebie ubranie, a potem szybko włożyłam za dużą koszulkę i jeszcze większe spodnie. Nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Na pewno nie ubrana jak ostatni nieudacznik. Westchnęłam ciężko spoglądając na logo Ramones znajdujące się na moich piersiach i bezwładnie powłóczyłam swoje cielsko do salonu. Harry też się przebrał - miejsce eleganckiej koszuli zastąpiła koszulka podobna do mojej, a zamiast dżinsów pojawiły się materiałowe spodnie. Wyglądaliśmy bardzo podobnie.
- Jesteś mistrzem rozbrajania napiętej atmosfery. - podał mi kieliszek wypełniony po brzegi ciemnym trunkiem i poklepał miejsce obok siebie - Na szczęście wino to ostatnio mój ulubiony smakołyk.
- Byłam o chłopaków - usiadłam na sofie i upiłam łyk.
- I co?
- Z pewnością nie są gotowi na powrót. Cowell odchodzi od zmysłów.
- Chociaż to jest pocieszające - szepnął opuszczając głowę. Ewidentnie coś go trapiło. Bałam się zaryzykować i zapytać, bo nauczona porażkami w rozmowach z Zaynem i Louisem, nie wiedziałam czy Harry nie traktuje mnie podobnie.
- Mogę zapytać, co się stało? - zabrzmiałam trochę jak desperatka mówiąc to stanowczo zbyt chwiejnym tonem.
- Nadine chyba nie jest gotowa na chłopaka z problemami.
Nie rozumiałam co się działo z tymi dziewczynami. Uciekały, gdy tylko pojawiały się przeszkody. Perrie nie mogła wytrzymać lęków Malika, Eleanor nie przyjęła zaręczyn, za które przed śmiercią Nialla, dałaby się pokroić. No i Nadine - o niej wiedziałam bardzo niewiele, tyle co Simon. Mieszkała w Nowym Yorku, a Harry często do niej podróżował. Nie lubił chwalić się swoimi dziewczynami, głównie mając na względzie częstotliwość ich zmieniania.
Jedno było pewne - żadna z nich nie była warta chłopaków chociażby w połowie. Nie, gdy tak bardzo ich potrzebowali, a one odwróciły się plecami.
- Przykro mi.
- A mi nie. - uśmiechnął się smutno - Od dawna łączył nas tylko seks i jeśli mam być szczery, to jesteś od niej o stokroć mądrzejsza.
Zarumieniłam się nieznacznie. To dziwne, że jedna rozmowa tak drastycznie zmieniła nasze kontakty. Wcześniej Styles nigdy nie powiedziałby do mnie neutralnego słowa, a co dopiero rzucał komplementami.
Butelka wina została opróżniona przez nas wyjątkowo szybko. Harry jednak miał w zanadrzu sporą kolekcję z całego świata. Otworzył australijską pamiątkę i podał mi kolejny kieliszek zapełniony po brzegi. Nie byłam zbyt dobrym kompanem do picia - promile szybko uderzały mi do głowy, a potem traciłam nad sobą kontrolę. Dlatego często wstrzymywałam się od spożywania alkoholu. Harry'emu jednak nie potrafiłam odmówić.
- Powinieneś porozmawiać z resztą chłopaków. Jest u nich naprawdę źle. - wyjąkałam pijackim głosem. Brunet wyglądał równie nieporadnie jak ja i chyba jego też otumaniła potężna ilość wypitego trunku. - Albo chociaż odwiedzić Louisa. - dodałam po chwili. Obrzucił mnie wrogim spojrzeniem i odstawił szkło na stolik.
- Powiedział Ci? - w jego tonie nie było słychać obarczania winą, raczej nutę obawy.
- Nic mi nie powiedział. Stwierdził, że mam zapytać Ciebie. - dźgnęłam go palcem w żebro. Stawałam się coraz odważniejsza. W życiu nie pokusiłabym się o mimowolne dotknięcie jego ciała. Teraz nie miałam z tym żadnych problemów.
- Kiedyś Ci o tym opowiem. - zbliżył się nieco, tak że stykaliśmy się kolanami - Na pewno. - objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojego boku. - Przepraszam.
- Za co? - zapytałam cicho, wciąż trochę spięta jego bliskością. Miałam go na wyciągnięcie ręki, a i wydawało mi się, że wcale by się nie opierał. Ale nie dzisiaj. Musiałam być stanowcza i twarda.
- Za wszystko. Za to jaki dla Ciebie byłem. - zaczął łagodnie głaskać moje poplątane włosy - Wydawałaś się być taka... zdeterminowana w dążeniu do celu. Nienawidziłem Cię za to. Ale teraz już wiem. Wiem, że jesteś inna, Stello. - wyszeptał wprost do mojego ucha. Poczułam zapach jego perfum - intensywny, ostry, tak bardzo w jego stylu. I zakochałam się. Od tamtej chwili był to mój ulubiony zapach - zapach, który dawał mi ukojenie.
Tego wieczora spełniały się moje marzenia - wszystko czego pragnęłam iściło się na kanapie w jego salonie. Tulił mnie w swoich ramionach, a połączenie wina i naszych ciał sprawiało, że atmosfera była bardzo gęsta. Ani on, ani ja nie kontrowaliśmy zachodzących zdarzeń. Mimo to, nie posunęliśmy się za daleko - cienka, delikatna linia dalej między nami istniała. Jednak coś się zmieniło. Tego wieczora zostaliśmy przyjaciółmi - już nie tylko umownie, ale i prawdziwie. To coś, co mogłam cenić bardziej niż miłość.
CZYTASZ
AFTER END - H.S.
Fanfic"Byle to nie był on - modlę się po cichu. " Gdy jeden z nich umiera, a następny postanawia odejść z zespołu, już nic nigdy nie będzie takie samo. Co zrobi Stella Cotfield przed którą Syco Records stawia zadanie nie do zrealizowania i jak pogodzi je...