Chapter 8

11 3 0
                                    


Obserwuję przerażający zachód słońca. Jeszcze nigdy nie widziałam tak chłodnego i owiniętego niepokojem zachodu słońca. Zbliża się noc i wydaje mi się, że z głębi lasu dobiega wycie wygłodniałych wilków. A może to wilkołaki? Czy wysłał ich Benjamin?

Dreszcze przebiegają po moich ramionach i mknąc w dół, paraliżują całe ciało. Wzdycham, gdy ciemność okrywa nagle okno, w którym stoję i całą okolicę. Czuję się naprawdę nieswojo. Mam wrażenie, że dzisiaj stanie się coś złego, że...

Chwila... Z głębi lasu dobiegają nikłe wrzaski, chyba widzę kłęby czarnego dymu wysuwającego się ponad nagie gałęzie drzew, a wśród nich dostrzegam pamarańczowe światło... Co się tam dzieje? Czyżby Benjamin już zaatakował? A może wysłał kogoś, żeby mnie do niego przyprowadził, a ten ktoś napotkał obronę ze strony Kundli, ale... Strona lasu była zbyt dobrze zabezpieczona, nie mieliby szans. Obstawialiśmy więc, że zaatakują od strony miasta. 

Gdzie jest Jerry? A jeśli Wampiry Benjamina przełamały barierę? Co jeśli są silniejsi niż obstawialiśmy? Czy oni tu przyjdą? 

- Babciu!! - potykam się o zagięty dywan, ale szybko odzyskuję równowagę i mknę przed siebie. O mało nie zabijam się na schodach i gdy wreszcie znajduję się w kuchni, krzyczę ledwo słyszalnie: - Coś dzieje się w lesie!

Na twarz kobiety wkrada się dziwny wyraz. Jest chyba zła... Tylko na co? Patrzy na mnie z wielkim wyrzutem i odwraca się gwałtownie przodem do okna.

- Juliette, wracaj na górę i nie waż się tam iść. To nie Benjamin... On jeszcze nie wie o twojej obecności tutaj.

- A więc co to? Co się tam dzieje?

Cisza pełna napięcia trwa bardzo długo. Babcia ani drgnie, wbija wzrok w bramę puszczy, ignorując mnie całkowicie. Co ona sobie myśli? Że jak mi nie powie, to sobie pójdę?

- Powiedz!

- Wracaj na górę. 

Wrócę na górę. Ale wyjdę oknem.

.

Przeciskam się między szczątkami zatopionych w śniegu krzewów, a ta okropna ciemność znacznie mi to utrudnia. Czy się boję? Bardzo... Jednak to nie daje mi spokoju. Muszę dowiedzieć się, co dzieje się w tym lesie. Jerry tam jest. Na pewno. I martwię się o niego, bo co jeśli stało się coś złego? Jeśli nie ma tam Benjamina, jestem w miarę bezpieczna...

Wychodzę na niewielką leśną polanę i wiem, że jestem już niedaleko serca lasu. Staję na gałązkę, która łamie się z głośnym trzaskiem, ale wiem, że Kundle i Dzikie Wampiry nie są w stanie mnie usłyszeć przez te wrzaski.

Zatrzymuję się, bo moich uszu dobiegły błagania o litość. Dostaję niezłych zawrotów głowy, słysząc płacz, pisk i wrzaski z głębi lasu. Co tam się dzieje!? Czy Jerry tam jest? Czuję ogromną chęć do odwrotu, ale teraz już sumienie nie daje mi stąd odejść. 

- Kto tu jest?... - ktoś po mojej prawej gwałtownie nabiera powietrza w płuca. Słyszę nieprzyjemny świst, a potem duszący kaszel. To głos kobiety... - Ktoś ty?!

Robię krok w jej kierunku. Dostrzegam rysy drobnej postaci, która stoi oparta o pień drzewa. Jednak gdy się zbliżam, widzę, że ona nie jest oparta o ten pień, tylko do niego przywiązana. Drut, nie lina, oplata ciasno jej szyję... Jest wręcz wbity do środka. Widzę ciemną ciecz, która spływa po sztywnym już ciele.

- Uciekaj, dziewczyno! Co ty tu robisz?!

Ona jest człowiekiem i nie jest tu sama...

Łzy wzbierają w moich oczach, gdy widzę, że większość drzew dookoła ma swoją ofiarę przywiązaną do siebie za szyję...

Blask Świtu: Książę Ciemności ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz